Zrobisz to, odejdę do taty

twojacena.pl 1 dzień temu

*Jesteś zła. Pójdę do taty*

Każdego dnia mijali się, mijali bez słowa, bez spojrzenia, bez iskry. Aż pewnego dnia ona przypadkiem na niego spojrzała, i nagle serce zabiło mocniej, a w brzuchu zawirowało. On poczuł to samo. I tyle. Od tej chwili rozstać się już nie mogli, bo życie bez siebie straciło sens. Pozostało tylko poddać się losowi i iść razem.

Tak właśnie Bogna pokochała Jacka. W pewną zimową niedzielę poszła z przyjaciółkami na lodowisko. Jeździła niepewnie, ostrożnie, co chwilę się zatrzymując. Znudzone towarzystwo zostawiło ją samą, odjeżdżając śmielej po gładkim lodzie. Ona przeszkadzała, omijali ją, aż w końcu zdecydowała się podjechać do barierki i tam zaczekać.

Nogi bolały od napięcia, gdy nagle ktoś w nią wpadł. Upadła z hukiem, uderzając biodrem i kolanem.

— Przepraszam. Boli? Dasz radę wstać? Pomogę ci — usłyszała nad sobą głos. W następnej chwili była już na nogach, ale kolano pulsowało bólem. Gdyby nie jego szybka reakcja, znów leżałaby na lodzie. Przytrzymał ją mocno, ich twarze znalazły się tak blisko, iż w jego oczach zobaczyła własne odbicie. Na moment świat zniknął.

— Wszystko w porządku? — spytał.

Ocknęła się. Dookoła znowu słychać było ślizg łyżew, śmiechy. Wciąż jednak kurczowo trzymała się jego rękawów.

— Nie upadniesz, jeżeli cię puszczę? — zapytał.

— Nie wiem — szepnęła, nie odrywając od niego wzroku.

Puścił ją, ale Bogna stała.

— Dobrze, teraz podjedziemy do barierki. Nie bój się, trzymam cię.

Z nim naprawdę jechała, nie szurała niepewnie.

— Może zejdziemy z lodu? Przy wyjściu są ławki.

Skinęła głową. Na ławce odetchnęła z ulgą.

— Bardzo cię boli? — usiadł obok. — Jesteś sama? Może cię odprowadzę?

— Jestem z koleżankami.

— Lepiej zadzwoń, powiedz im. Daj numer, przyniosę twoje buty.

— Nie trzeba, poczekam. — Spróbowała się sprzeciwić.

— Zmarzniesz.

I rzeczywiście, zimno już przenikało przez kurtkę. Podała mu numer, a gdy poszedł po buty, zadzwoniła do przyjaciółek.

Szli teraz chodnikiem, rozmawiając. Po śliskim lodzie asfalt wydawał się pewny i bezpieczny, ale Bogna co chwilę chwytała Jacka za rękę. Był starszy o cztery lata, pracował, a ona kończyła właśnie czwarty rok studiów. Mówili o sobie, a między nimi iskrzyło. Gdy przy pożegnaniu zaproponował, by w następny weekend znów wybrali się na lodowisko, potrząsnęła głową.

— Wolałabym do kina.

— Zgoda. Zadzwonię.

Nie czekał jednak do weekendu. Zadzwonił następnego dnia i zaprosił ją na kawę. Coś ich zderzyło, dosłownie, i od tamtej chwili już się nie rozstawali.

Bogna nie wyobrażała sobie życia bez Jacka. Jak mogła wcześniej bez niego istnieć? Wiosną rodzice Jacka zaczęli wyjeżdżać na działkę, zostawiając im mieszkanie. Lato minęło błyskawicznie, a jesień przyniosła chłód i deszcze. Rodzice rzadziej opuszczali dom, więc młodzi nie mieli już gdzie się spotykać.

— Co dalej? — pytała, tuląc się do niego.

— Coś wymyślę — odpowiadał.

Pewnego dnia matka Bogny spytała Jacka wprost, jak długo jeszcze zamierza wodzić jej córkę za nos.

— Chciałem oświadczyć się w Nowy Rok. Nie mam choćby pierścionka. Ale jeżeli to was uspokoi, gotów jestem prosić o jej rękę już teraz — odparł.

Bogna poczerwieniała ze wzruszenia.

— To zupełnie co innego. Pierścionek podarujesz w Sylwestra. Żyjecie razem, a ja nie wiem, co myśleć — ucieszyła się matka.

Wesele odbyło się wiosną, gdy śnieg stopniał, a słońce coraz mocniej ogrzewało ziemię. Jacek od dawna zbierał na własne mieszkanie. Część pieniędzy dała im rodzina, resztę dołożyli z oszczędności. Szczęśliwi małżonkowie postanowili jednak z dziećmi poczekać.

Minęły lata. Bogna skończyła studia, zaczęła pracę. Coraz częściej mówiła o dziecku.

— Jeszcze nie spłaciliśmy kredytu. Po co się spieszyć? Zdążymy. Wiesz, z jakimi problemami byśmy się mierzyli? Tak, damy radę, ale po co samemu sobie utrudniać życie? Jak spłacimy, wtedy pomyślimy. Mam rację, prawda? — przekonywał.

Może i miał, ale nie od razu chciała rodzić. Dziewięć miesięcy ciąży, a do tego czasu mogliby zamknąć kredyt…

— Dobrze, nie kłóćmy się — ucinał.

Z czasem przyjaciółki Bogny zaczęły spacerować z wózkami, jedna urodziła choćby drugie dziecko, choć to ona pierwsza wyszła za mąż. W końcu znów poruszyła temat.

— No dobrze, rodź, skoro tak bardzo chcesz — odparł. — Ale ostrzegam: nie proś mnie potem o pomoc, o pranie pieluch. Ja zarabiam, a ty zajmij się dzieckiem. Tylko potem nie narzekaj, iż jesteś zmęczona, niewyspana. Zgoda?

Chciała się obrazić, ale się powstrzymała.

— Boisz się, iż będę kochała dziecko bardziej niż ciebie? — domyśliła się.

— Nie roztrząsajmy tego. Rób, jak chcesz.

Odtąd przestała brać tabletki. Dwa miesiące później test pokazał upragnione dwie kreski.

Jacek nie podzielił jej radości. Potem przyszły męczące mdłości. Ona leżała, on spędzał czas z kolegami. Między nimi wyrosła ściana. Nie głaskał jej brzucha, nie interesował się rosnącym dzieckiem. *”Nic, urodzi się, a wtedy się zmieni”* — powtarzała sobie.

Ale i po narodzinach córeczki Jacek pozostał obojętny. Nie brał jej na ręce, marszczył się, gdy płakała. Gdy Bogna prosiła o pieniądze na pieluchy czy ubranka, przelewał gotówkę bez słowa.

— Oszczędź mi szczegółów — mówił.

Pewnego dnia skrytykował jej wygląd.

— Gdy cię poznałem, byłaś inna — powiedział ze smutkiem.

Następnego dnia Bogna podkreśliła oczy, włożyła dżinsy i bluzkę. On choćby nie zauważył.

Córka rosła, zaczęła chodzić, mówić. Gdy Jacek wracał do domu, biegła do niego, gaworząc.

I wtedy zrozumiała, iż prawdziwa miłość nie wymagała walki – wystarczyło, by ktoś w końcu spojrzał na nią i zobaczył więcej niż tylko to, co mógł wziąć.

Idź do oryginalnego materiału