Córka poprosiła mnie, żebym przyjechała na tydzień i zaopiekowała się wnukiem, a okazalo się, iż potrzebna jestem nie tylko do dziecka, ale i do sprzątania całego domu.
Wanda siedziała w swoim przytulnym mieszkaniu w Krakowie, wpatrując się w walizkę, którą właśnie spakowała. Jej córka, Kinga, zadzwoniła dzień wcześniej z prośbą, od której nie dało się odmówić: „Mamo, przyjedź do nas na tydzień, pobądź z Jasiem, mam z Krzysiem milion spraw na głowie”. Wanda, która uwielbiała swojego pięcioletniego wnuka, od razu się zgodziła. Wyobrażała sobie, jak będzie się z Jasiem bawić, czytać mu bajki i chodzić na spacery. Ale gdy tylko przekrocła próg domu córki, zrozumiała: czeka ją nie tydzień euforii z wnukiem, a katorga, o której nikt jej nie uprzedził. Serce Wandy ścisło się z żalu, ale nie miała wyjścia.
Kinga i jej mąż, Krzysiek, mieszkali w przestronnym mieszkaniu w centrum Krakowa. Wanda zawsze podziwiała, jak córce udaje się łączyć pracę, rodzinę i porządek w domu. Tymczasem gdy zajrzała do środka, aż otwarła usta ze zdumienia: kuchnia tonęła w brudnych naczyniach, w salonie walczyły się zabawki, a na podłodze widać było plamy, których nikt nie raczył zetrzeć. Kinga, przytulając matkę, gwałtownie rzuciła: „Mamo, wyjeżdżamy jutro rano, Jaś zostaje z tobą, dasz radę? A, i jeżeli znajdziesz czas, może trochę posprzątasz?” Wanda skinęła głową, ale w jej sercu zagościło nieprzyjemne przeczucie. „Trochę” okazało się słowem kluczowym, którego znaczenia fatalnie nie doceniła.
Następnego dnia, po pożegnaniu Kingi i Krzyśka, Wanda została sama z Jasiem. Była gotowa na jego humory, na niekończące się „dlaczego” i choćby na to, iż nie zechce zjeść kaszki. Ale nie była gotowa na to, iż dom zamieni się w jej prywatny koszmar. Jaś, jak każdy pięciolatek, harcował po mieszkaniu, rozrzucając zabawki. Wanda goniła go, próbując zaprowadzić choć odrobinę porządku, ale było to jak walka z wiatrakami. Wieczorem odkryła list od Kingi przyczepiony do lodówki: „Mamo, proszę, upierz ubrania, umyj podłogi, ogarnij szafę, idź po zakupy”. Wanda zastygła, czując, jak krew napływa jej do skroni. To nie była prośba o pomoc przy wnuku — to była oferta pracy na pełen etat jako gospodyni domowa.
Każdy dzień stał się maratonem. Rano Wanda szykowała Jasiowi śniadanie, potem szła z nim do parku, żeby się nie nudził. Po powrocie karmiła go obiadem, zmywała naczynia, prała, sprzątała. Szafa, którą Kinga kazała „ogarnąć”, okazała się chaosem pomiętych ubrań, które trzeba było uporządkować od nowa. Zakupy? Wanda wlokła ciężkie torby ze sklepu, podczas gdy Jaś ciągnął ją za rękę, domagając się lodów. Wieczorem padała z nóg, ale zamiast odpocząć, czytała wnukowi bajki, bo bez nich nie chciał zasnąć. Wanda kochała Jasia, ale z każdym dniem jej siły topniały, a żal rósł. „Przyjechałam tu dla wnuka, a nie po to, żeby być ich służącą” — myślała, patrząc w lustro, w którym przybyło jej nowych zmarszczek.
W środku tygodnia Wanda nie wytrzymała. Zadzwoniła do Kingi i, starając się mówić spokojnie, spytała: „Kinga, prosiłaś, żebym pomogła z Jasiem, ale dlaczego robię cały dom?” Córka zdawała się być zdziwiona: „No mamo, przecież jesteś w domu, pomyślałam, iż nie będzie ci trudno. My z Krzysiem padamy, nie mamy czasu”. Wanda połknęła ślinę, czując, jak gardło ściska jej gula. Chciała krzyczeć, iż nie jest już młoda, iż boli ją kręgosłup, iż też zasługuje na odpoczynek. Ale tylko powiedziała: „Przyjechałam dla Jasia, a nie dla twojego bałaganu”. Kinga mruknęła coś w stylu „nie pomyślałam” i obiecała, iż się tym zajmie, ale Wanda już nie wierzyła w zmiany.
Pod koniec tygodnia, gdy Kinga i Krzysiek wrócili, mieszkanie lśniło czystością, Jaś był szczęśliwy, a Wanda czuła się wyciśnięta jak cytryna. Kinga przytuliła ją, сказав: „Mamo, jesteś najlepsza, bez ciebie byśmy nie dali rady!” Ale w tych słowach Wanda usłyszała nie wdzięczność, a potwierdzenie, iż ją wykorzystano. Uśmiechnęła się, pocałowała Jasia i wyjechała do domu, obiecując sobie, iż więcej nie zgodzi się na takie „pomysły” bez jasnych zasad. W jej sercu walczyła miłość do córki i wnuka z gorącym uczuciem, iż jej życzliwość została po prostu nadużyta.
Teraz, siedząc w swoim mieszkaniu, Wanda myśli o tym, jak powiedzieć Kindze prawdę. Kocha Jasia i chce z nim spędzać czas, ale nie kosztem własnego zdrowia i godności. Nie chce już być niewidzialną pomocnicą, której wysiłku nikt nie docenia. Wanda wie, iż następna rozmowa z córką nie będzie łatwa, ale jest gotowa postawić na swoim. Dla Jasia, dla ich rodziny, ale przede wszystkim dla samej siebie.