Żonę nazwał marną służącą i odszedł, ale niespodzianka czekała, gdy wrócił.

twojacena.pl 9 godzin temu

Od dziecka Małgorzata słyszała od kobiet w swojej rodzinie, iż po prostu nie mają szczęścia w miłości. Prababcia została wdową po wojnie, babcia straciła męża przez wypadek w hucie, a ojciec opuścił jej matkę, gdy Małgosia miała zaledwie trzy lata. Te historie wrosły w jej świadomość, często dręczyła ją myśl – czy jej małżeństwo też skończy się tak samo? Choć najbardziej na świecie nie chciała, by tak się stało.

Z przyszłym mężem poznała się w fabryce – pracowali w tej samej hali, choć przy innych stanowiskach. Na przerwach obiadowych siedzieli przy jednym stole, wymieniali uśmiechy, rozmawiali. Wszystko zaczęło się niewinnie, gwałtownie przeradzając w romans. Po pół roku wzięli ślub i wprowadzili się do mieszkania, które Małgorzata odziedziczyła po babci. Najpierw urodził się jeden syn, potem drugi. Życie toczyło się spokojnie, dzień za dniem: praca, dzieci, dom.

Ale gdy zmarła matka Małgosi, na jej barki spadło wszystko – dom, dzieci, troska o męża. Na początku pomagał, ale gwałtownie się to zmieniło. Zaczął wracać późno, stał się oschły, rozdrażniony. Później wyszło na jaw – miał romans z młodszą koleżanką z pracy. Dom stał się tylko przystankiem: wpadał, przebierał się i znikał.

Małgorzata wszystko rozumiała, ale milczała. Bała się zostać sama z dwoma synami i bez grosza przy duszy. Kilkakrotnie próbowała rozmawiać z mężem, ale ten tylko się odsuwał:

– Potrafisz tylko służyć innym. Jesteś żałosna – rzucił jej w twarz.

Mimo to Małgosia wciąż wierzyła – może się opamięta, wróci, zrozumie. Ale pewnego wieczoru po prostu spakował rzeczy i wyszedł. Bez słowa wyjaśnienia. Bez żalu.

– Nie odchodź, proszę. Dzieci pozostaną bez ojca – łkała, stojąc w przedpokoju.

– Już mnie nie obchodzisz, jesteś nikim – spojrzał na nią z pogardą i zatrzasnął drzwi.

Dzieci wszystko słyszały. Dwóch chłopców przytuliło się do siebie na kanapie, nie rozumiejąc, dlaczego tata już nie wróci. Nie wiedzieli, co zrobili źle.

Minęły miesiące. Małgorzata pracowała bez wytchnienia. Sprzątała klatki schodowe, dorabiała, gdzie się dało, by tylko wykarmić swoich synów. O własnym życiu nie myślała – dzieci stały się dla niej całym światem.

Pewnego dnia, wracając z targu, upuściła siatkę z zakupami. Ktoś od razu się pochylił, by pomóc.

– Pozwoli pani, iż pomogę zanieść? – zapytał młody mężczyzna.

– Nie trzeba, ja sama…

– I tak postanowiłem pani pomóc – podniósł torby.

Tak poznała Tomasza – życzliwego, troskliwego, skromnego. Zaczęła go często spotykać w tym samym sklepie, gdzie ją pierwszy raz zobaczył. Pewnego wieczoru, gdy sprzątała klatkę, znów się pojawił.

– Może pomogę? – zaproponował i bez słowa zabrał się do pracy.

Tego samego dnia przyszedł do niej w odwiedziny – z kwiatami, w garniturze, z tortem. Chłopcy od razu go polubili – Tomasz był szczery, ciepły, miał świetne poczucie humoru. Bawił się z nimi, opowiadał historie z dzieciństwa, a oni lgnęli do niego. choćby gdy wyznał, iż po wypadku ma problemy z mową i poruszaniem się, chłopcy tylko mocniej go przytulili.

– Jesteś jak prawdziwy tata – powiedział pewnego dnia młodszy syn. – Tylko lepszy.

Minął rok. Małgorzata i Tomasz wzięli ślub. Życie zaczęło się układać. W domu znów rozbrzmiewał śmiech, pachniało ciastem i panował spokój. Starszy syn już się spotykał z dziewczyną, młodszy grał w koszykówkę. Wszystko szło jak z płatka… Aż pewnego dnia zadzwonił dzwonek do drzwi.

Na progu stał były mąż. Postarzały, przygarbiony.

– Zrozumiałem wszystko. Wybaczysz mi?

– Jesteś spóźniony – odpowiedziała chłodno Małgorzata.

– Tato? – wydukał młodszy syn, a potem twardo dodał: – Wynoś się.

– Jak ty rozmawiasz z ojcem?!

– To nie jest nasz ojciec! Nasz tata to Tomasz – stanowczo powiedział starszy syn, stając ramię w ramię z bratem.

– Zniszczyłeś nam życie. A teraz chcesz wrócić? – odezwał się Tomasz, przysuwając się do chłopców. – Idź stąd. Nie ma dla ciebie miejsca.

Były mąż rzucił ostatnie spojrzenie na Małgorzatę, ale ona już się odwróciła.

Gdy drzwi za nim się zatrzasnęły, podeszła do swoich mężczyzn. Patrzyła na trzech najbliższych jej ludzi – dwóch synów i tego, który stał się im prawdziwym ojcem. Serce wypełniło jej ciche, ale ogromne szczęście.

Udało jej się zbudować to, o czym marzyły pokolenia kobiet w jej rodzinie – silną rodzinę, w której panuje miłość, szacunek i ciepło.

Idź do oryginalnego materiału