Żona nie wpuściła na próg

newsempire24.com 1 miesiąc temu

Marian stał pod znanymi drzwiami i nie mógł się zdecydować na dzwonek. W dłoni trzymał dużą torbę z rzeczami, a w kieszeni kurtki brzęczały klucze od mieszkania, których wciąż nie odważył się wyjąć.

Trzy dni temu wyszedł stąd po kolejnej awanturze, zatrzaskując drzwi i krzycząc żonie, iż już nie wróci. Stanisława cisnęła wtedy za nim kapciem i wrzeszczała, żeby wynosił się, gdzie pieprz rośnie. Typowa rodzinna sprzeczka, jakich mieli bez liku przez trzydzieści lat małżeństwa.

Ale tym razem coś poszło nie tak.

Marian nacisnął dzwonek. Za drzwiami rozległy się kroki, potem głos Stanisławy:

– Kto tam?

– To ja, Stach. Otwieraj.

Cisza. Długa, nieprzyjemna cisza.

– Stasia, słyszysz? – powtórzył Marian.

– Słyszę – lodowato odpowiedziała żona. – I czego chcesz?

– Jak czego? Przyszedłem do domu.

– To już nie twój dom.

Marian osłupiał. Przez trzydzieści lat wspólnego życia Stanisława nigdy nie posunęła się tak daleko, choćby podczas najgorszych kłótni.

– Stasia, przestań wygłupiać. Otwórz drzwi, porozmawiamy jak ludzie.

– Nie otworzę. I rozmawiać nie będę.

– Co się z tobą dzieje? O co całe to zamieszanie?

– Sam dobrze wiesz o co.

Marian naprawdę wiedział. Trzy dni temu Stanisława znalazła w kieszeni jego kurtki numer telefonu, zapisany kobiecą ręką. Banalna sprawa – koleżanka z pracy dała swój numer, żeby oddzwonił w sprawie zebrania. Ale wytłumaczenie tego tego wściekłej żonie okazało się niemożliwe.

– Stanisławo, tłumaczyłem ci! To Bożena Janowska z księgowości. Służbowy numer.

– Służbowy, jasne – dobiegł jej głos zza drzwi. – O dziesiątej wieczór służbowo dzwonią?

– Jaka dziesiąta? W ogóle do niej nie dzwoniłem!

– Kłamiesz. Widziałam w twoim telefonie.

Marian poczuł, jak ściska go w środku. Faktycznie dzwonił do Bożeny Janowskiej, ale z zupełnie innej przyczyny. Córka koleżanki zdawała na uczelnię, gdzie pracował jego znajomy, i obiecał wstawić słówko. Ludzka przysługa, bez podtekstów.

– Stasia, wpuść mnie, to wszystko spokojnie wyjaśnię.

– Nie. Tłumacz stąd.

Marian rozejrzał się. Na klatce mogli pojawić się sąsiedzi, a on nie chciał wystawiać rodzinnych brudów na pokaz.

– Dobrze, słuchaj. Dzwoniłem do Bożeny Janowskiej, to prawda. Ale nie z tego powodu, o jakim myślisz. Jej córka składa papiery na lekarski, a tam pracuje mój kumpel. Obiecałem z nim pogadać.

– I myślisz, iż uwierzę tej bajce?

– To nie bajka, tylko prawda!

– Prawda? To dlaczego mi nic nie powiedziałeś? Po co kryłeś?

Marian zaciął się.ł się. Rzeczywiście nie wspominał żonie o prośbie koleżanki. Nie z podłych pobudek, po prostu nie uważał, by ją wtajemniczać w służbowe drobiazgi.

– Nie kryłem. Uznałem, iż to bez znaczenia.

– Aha, bez znaczenia. A co jeszcze uznałeś za bez znaczenia? Może opowiesz, po co chodziłeś z nią po pracy do kawiarni?

Marianowi ścisnęło się serce. Skąd Stanisława mogła o tym wiedzieć?

– Skąd ty…

– Nowakowa widziała was. Mówi, siedzieliście jak gołąbki, trzymaliście się za ręce.

– Nie trzymaliśmy się za ręce! – oburzył się Marian. – I siedzieliśmy tylko pół godziny. Poczęstowała mnie kawą w podzięce za pomoc z córką.

– Pewnie, poczęstowała. Tacy to dziś wdzięczni.

W głosie Stanisławy było tyle wściekłości, iż Marian zrozumiał – nie wpuści go ot tak.

– Stasia, złotko, pomyśl logicznie. Na co mi inne kobiety? Mam ciebie, naszą rodzinę.

– Była rodzina. Teraz już nie.

– Jak nie? Co ty wygadujesz?

– Mówię jak jest. Mam dość życia z zdrajcą.

– Jakim zdrajcą? Przecież nic takiego nie zrobiłem!

– Nie zrobiłeś?
Stanisław położył telefon, spojrzał na syna Roberta i westchnął ciężko – los ich małżeństwa spoczywał teraz w rękach Anety, a każde zbliżające się godziny czekania na jej telefon wydawały się być jak ciężka pokuta dla obojga mężczyzn siedzących w milczeniu w kuchni wrocławskiego bloku.

Idź do oryginalnego materiału