Żona bez statusu
Weronika stanęła przed lustrem w przedpokoju, poprawiła włosy i jeszcze raz krytycznie się sobie przyjrzała. Nowa sukienka – granatowa, elegancka, ale stonowana – leżała na niej idealnie. Buty na niewysokim obcasie, torebka dopasowana. Wszystko, jak trzeba na spotkanie z kolegami męża.
– Krzysztof, jestem gotowa! – zawołała w stronę gabinetu.
– Już idę! – odpowiedział mąż, ale odgłosy dobiegające z gabinetu zdradzały, iż wciąż rozmawia przez telefon.
Weronika westchnęła. Znów będą się spóźniać. A tak się starała zrobić dobre wrażenie na tych ludziach, z którymi Krzysztof teraz pracował w nowej firmie. Minęły już trzy miesiące, odkąd otrzymał stanowisko zastępcy dyrektora, a ona wciąż czuła się niepewnie na firmowych imprezach.
– Weronika, słuchaj – Krzysztof w końcu pojawił się w przedpokoju, zapinając po drodze marynarkę. – Będzie tam Marek Nowak z żoną, pamiętasz, opowiadałem ci o nim? To bardzo wpływowy człowiek, wiele od niego zależy. Postaraj się z jego żoną znaleźć wspólny język.
– Oczywiście, postaram się – skinęła głową. – A czym ona się zajmuje?
– Szczerze, nie wiem dokładnie. Gospodyni domowa chyba. Albo coś tam społecznego, fundacją się zajmuje. Pogadaj z nią, sama się dowiesz.
Krzysztof mówił pospiesznie, myśląc widocznie o czymś innym. Weronika zrozumiała, iż więcej szczegółów nie uzyska, i zamilkła.
Restauracja przywitała ich stłumionym światłem i cichą muzyką. Przy dużym stole siedziało już kilka par. Krzysztof od razu podszedł do mężczyzn, zostawiając Weronikę samą, by znalazła swoje miejsce wśród żon.
– To pani pewnie Weronika? – zwróciła się do niej elegancka kobieta około pięćdziesiątki w drogim kostiumie. – Jestem Jolanta Nowak, żona Marka. Krzysztof nam o pani opowiadał.
– Bardzo mi miło! – Weronika wyciągnęła dłoń. – A co dokładnie opowiadał?
– Och, tak ogólnie. Że ma wspaniałą żonę, która go we wszystkim wspiera – uśmiechnęła się Jolanta, ale w jej oczach przemknął coś oceniającego.
Weronika usiadła obok niej, czując lekkie napięcie. Reszta kobiet przy stole była w podobnym wieku co Jolanta, wszystkie ubrane drogo i ze smakiem.
– A czym pani się zajmuje, Weroniko? – zapytała szczupła brunetka, która przedstawiła się jako Agnieszka.
– Pracuję jako tłumaczka – odpowiedziała Weronika. – Głównie freelancer, tłumaczenia techniczne.
– Ach, jak interesująco! – zawołała Jolanta, ale ton jej głosu mówił coś zupełnie innego. – A jakie języki?
– Angielski i niemiecki.
– Rozumiem. A dzieci macie?
– Na razie nie – Weronika poczuła, jak się rumieni. To pytanie zawsze wprawiało ją w zakłopotanie.
– Nic nie szkodzi, wszystko przed wami! – pobłażliwie zauważyła trzecia kobieta, pulchna blondynka. – Ja mam troje, wszystkie już dorosłe. Najstarszy mieszka w USA, prowadzi firmę.
Rozmowa potoczyła się utartym torem. Kobiety dyskutowały o dzieciach, wnukach, wakacjach na ekskluzywnych kurortach i zakupach. Weronika słuchała, od czasu do czasu wtrącając krótkie zdanie, i czuła się coraz bardziej obco w tym towarzystwie.
– A u jakiej firmy pani tłumaczy? – nagle spytała Agnieszka.
– Współpracuję z różnymi zleceniodawcami. Działam na własną rękę.
– A, freelancer – skinęła głową Agnieszka. – To pewno wygodne, pracować z domu. Ale dochody chyba niestabilne?
– Wystarczające – odpowiedziała Weronika nieco ostrzej, niż zamierzała.
– No tak, oczywiście – Jolanta uśmiechnęła się tym swoim nic nieznaczącym uśmiechem. – My z dziewczynami założyłyśmy fundację charytatywną. Pomagamy domom dziecka, organizujemy imprezy. To bardzo satysfakcjonujące! Może pani do nas dołączy?
– Zastanowię się – ostrożnie odpowiedziała Weronika.
– Tylko trzeba by poświęcić trochę czasu, rozumie pani? Regularnie bywać na spotkaniach, ludzi poznać. My wszystkie mamy wolne ręce, mężowie dobrze zarabiają, więc możemy sobie pozwolić na działalność społeczną.
Weronika skinęła głową, doskonale rozumiejąc aluzję. Nie jest z ich kręgu. Nie ma czasu w dobroczynność, bo musi pracować. A więc nie jest prawdziwą żoną sukcesu.
– Weronika, jak tam? – Krzysztof pochylił się nad nią, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Zapoznałaś się z paniami?
– Tak, wszystko w porządku – wymusiła uśmiech.
– Krzysztofie, ma pan uroczą żonę! – oznajmiła Jolanta. – Namawiamy ją do naszej fundacji.
– O, to świetny pomysł! – ucieszył się Krzysztof. – Weronika, przecież mówiłaś, iż chcesz się zająć czymś pożytecznym.
Weronika spojrzała na męża zaskoczona. Kiedy niby to mówiła? Wręcz przeciwnie, narzekała, iż ma coraz więcej pracy i brakuje jej czasu.
– Powiedziałam, iż się zastanowię – powtórzyła spokojnie.
– Oczywiście, niech pani się zastanowi – przytaknęła Jolanta. – Tylko u nas są niewielkie składki, miesięczne. Drobnostka jak na nasze możliwości, oczywiście. Złotych pięćset.
Weronika o mało nie zakrztusiła się winem. Pięćset złotych miesięcznie – to przecież połowa jej zarobków w dobrym miesiącu!
– To marne grosze! – machnął ręką Krzysztof. – Weronika, koniecznie dołącz. To przecież dla dzieci!
Reszta wieczoru minęła jak we mgle. Weronika uśmiechała się, podtrzymywała rozmowę, ale jej myśli były daleko. Przypominała sobie, jak rok temu z Krzysztofem wybierali mieszkanie. Jak cieszyła się, iż wreszcie będą mogli pozwolić sobie na coś w dobrej dzielnicy. Jak była dumna z męża, gdy dostał awans.
Ale wtedy wszystko wydawało się prostsze. Myślała, iż są drużyną, iż idą w tym samym kierunku. Teraz rozumiała: Krzysztof nie potrzebuje partnerki, ale pięknego dodatku do swojego nowego statusu.
W domu Weronika od razu poszła do sypialni, zaczęła zdejmować biżuterię. Krzysztof wszedł za nią, rozpinał krawat.
– No i jak wieczór? – zapytał, siadając na łóżku. – Jolanta to cWieczorem, gdy Krzysztof zasnął, Weronika wstała cicho, podeszła do okna i popatrzyła w gwiazdy, czując w sercu ciszę, która była mocniejsza niż wszystkie wątpliwości – była gotowa iść swoją drogą.