— No i zbabiałaś się totalnie. Przytyłaś. Nie chcę szukać innej, i nikogo nie mam na boku, przysięgam.
— Ale tak dalej być nie może. Chcę podziwiać swoją ukochaną kobietę. A tobą, niestety, już nie mogę. Nudzisz mnie — rzucił mąż.
Magdalena gwałtownie mrugała, próbując powstrzymać łzy. I taką nagrodę dostała za prawie piętnaście lat wspólnego życia!
— No i co proponujesz? — spytała. — Rozwód?
— Myślę, iż to będzie najlepsze rozwiązanie…
— A dzieci?
— Będę im pomagał. Zabierać na weekendy.
— Tak po prostu! — warknęła Magdalena, ocierając łzy. — Znudziła ci się żona, więc wyrzucasz dzieci do kosza! Chcesz być niedzielnym tatusiem! Ani wstydu, ani sumienia…
* * *
Magdalena i Tomek poznali się na weselu. Jej daleka kuzynka wychodziła za mąż, a wśród gości od pana młodego był Tomek. Mimo dziesięcioletniej różnicy wieku, od razu wiedziała — to jej przeznaczenie. Mądry, galanteryjny, wykształcony, wyglądał jak książę z bajki.
— Oj, Magdalenko, nie dla ciebie taki chłopak! — mawiała matka. — Głupiutka jesteś. I wygląd masz nijaki. A Tomek to złota ruka.
Wtedy Magdalena obrażona nadymała usta i odwracała się demonstratywnie, by nie spotkać się z matką wzrokiem. Dopiero później, gdy dorosła, zrozumiała, iż przez takie słowa i podejście matki tak wiele poszło nie tak. Od dziecka łamała jej self-esteem i nie nauczyła szacunku do siebie…
Ale za młodu Magdalena się nad tym nie zastanawiała. Motyle w brzuchu miała na samą myśl o Tomku. Spotykali się tylko pół roku i wzięli ślub. Magdalena ledwo skończyła dwadzieścia lat.
— Porzuci cię, nie miej wątpliwości! — powtarzała matka. — Szkoda czasu w niego. Za wysoko lata, a ty ledwo technikum skończyłaś. I to choćby nie prawdziwe, tylko jakieś kursy kroju i szycia… Za moich czasów każda to potrafiła. choćby nie zawód!
— Dziękuję, mamo, za miłe słowa — odpowiedziała zgryźliwie. — Ale jestem mężatką i sama decyduję o swoim życiu.
Przez parę lat żyli jak na wiecznych wakacjach — jeździli na wycieczki, co weekend wypady za miasto albo do teatru. Czasem, dla relaksu, Magdalena szyła coś prostego, spódnice czy sukienki, bardziej dla przyjemności niż na zarobek — Tomek dobrze zarabiał, więc nie brakowało im pieniędzy. Potem na świat przyszła Zosia, i Magdalenę całkowicie pochłonęło macierzyństwo. Lubiła być mamą — z euforią oddała się córce. Najpierw zajęcia rozwojowe, potem sekcja łyżwiarstwa. Nie chciała oddawać Zosi do żłobka, sama zajmowała się wychowaniem. Choć zabierało to mnóstwo czasu, wygospodarowywała chwile na jogging i siłownię, by utrzymać formę.
— Masz szczęście, Tomek! — mówili jego krewni na rodzinnych imprezach. — Jaką kobietę złapałeś! I dom prowadzi, i z córką się zajmuje. Dom jak marzenie. Trzeba by się za drugim rozejrzeć.
— Na pewno to zrobimy! — uśmiechał się Tomek, czule spoglądając na żonę.
Ale „drugie dziecko” wyszło im trudniej, niż się spodziewali.
— No patrzcie państwo! — drwiła matka, dzwoniąc do Magdaleny. — choćby następcy nie potrafisz dać mężowi.
— Dziękuję za wsparcie, mamo! I tak już płaczę prawie codziennie.
Próbowali przez dwa lata, aż w końcu pogodzili się — widocznie los chciał, by mieli tylko Zosię. Córka gwałtownie zaczęła odnosić sukcesy w łyżwiarstwie, i Magdalena znalazła w tym ucieczkę. Przygotowywała ją do występów, woziła na zawody, choćby szyła kostiumy własnoręcznie. Cieszyła się triumfami Zosi bardziej niż własnymi. Zosia nie miała jeszcze dziewięciu lat, a trener wróżył jej świetną przyszłość.
Tomek też uwielbiał córkę. Piękna żona i dziecko były jego dumą. Magdalenie z roku na rok szło coraz lepiej — nauczyła się podkreślać atuty, a pieniądze męża szły też na pielęgnację. Oczywiście po domowych wydatkach i córce.
Wszystko zmieniło się, gdy Magdalena dowiedziała się, iż jest w ciąży. euforia była ogromna — tyle lat się nie udawało, a tuś proszę, niespodzianka! Była w siódmym niebie, podobnie jak Tomek.
Niestety, ciąża była ciężka: często się źle czuła, były zagrożenia, a ostatnie miesiące spędziła na zwolnieniu lekarskim. Poród też był trudny. Na tyle, iż Magdalena niemal pożegnała się z życiem. Na szczęście obeszło się bez tragedii. Synek — upragniony, wyczekiwany, kochany! — Kuba urodził się zdrowy. Ale Magdalena długo dochodziła do siebie. Tomek początkowo kręcił się koło żony, ale w końcu przestał — spadły na niego obowiązki opieki nad Zosią i Kubą, bo Magdalenie brakowało sił. Raz choćby rzucił, żeby poprosić o pomoc teściową, ale Magdalena odmówiła.
— Co ty, jeszcze czego! Mama przez całe życie nie powiedziała mi dobrego słowa. Nie chcę, żeby Zosi w głowę wbijała różne świństwa…
W końcu potrzebowała prawie dwóch lat, by w pełni wrócić do zdrowia. Samopoczucie się poprawiło, ale o dawnej formie mogła zapomnieć. Ile by nie próbowała, waga nie spadała. Figura wciąż była obwisła. Więc jako trzydziestokilkuletnia kobieta czuła się niemal jak emerytka. A w głowie wciąż słyszała drwiący głos matki: „No, teraz mąż na pewno cię oleje”.
Ale, o dziwo, czas płynął, a Tomek wciąż nazywał ją najpiękniejszą kobietą, jaką zna. Jeszcze bardziej poświęciła się dzieciom — Kuba chodził na pływanie i robotykę, a Zosię woziła na zawody, gdzie dziewczyna zdobywała medale.
Zosia stawała się lokalną gwiazdą sportu, więc potrzeba było coraz więcej inwestycji — czasu i pieniędzy. Magdalena ciągnęła to wszystko na sobie. Nic dziwnego, iż dla siebie miała już tylko okruchy. Przytyła, rzuciła modne ubrania i wizyty u kosmetyczki. Ale poświęcenie się opłaciło — Zosia coraz częściej wracała ze złotem z zawodów. Magdalena szyła jej stroje do treningów, a choćby marzyła, by kiedyś uszyć coś tak dobrego, iż córka wystąpi w tym na zawodach — choć trener pewnie by się nie zgodził.
PewMagdalena uśmiechnęła się, patrząc na nowe zamówienia w swojej pracowni, i wiedziała, iż choć droga była trudna, to właśnie teraz, bez męża, ale z dziećmi u boku, czuje się najpełniejsza i najpiękniejsza.