Dziś znów przyszłam do sklepu spożywczego na osiedlu w Poznaniu i stałam w kolejce, gdy rozegrała się tam niezwykła scena.
Znowu się zjawiłeś, żeby mi nerwy rwać? huczał głos sprzedawczyni. Patrzcie, jaki to sobie panicz! Po pięćdziesiąt gramów kiełbaski sobie życzy!
Chłopiec uniósł w górę rude jak słoneczko kocię. Zwierzątko, zobaczywszy przed sobą groźną twarz, wcale się nie przestraszyło. Wyrwało się z rąk dziecka, wskoczyło na ladę i, przebiegłszy po niej, przytuliło się do brudnobiałego fartucha cioci Krystyny, trącając ją małą, rudą główką.
Ciocia była Wiecie, bywają kobiety potężnej postury. Jakby z kamienia wykute. A twarz
Otóż nikt nigdy nie patrzył cioci Krystynie prosto w oczy. Nie odważali się. Bo wyrażały zawsze to samo grozę, pogardę i agresję. I żal do całego świata. Czasem zdawało się, iż zaraz podniesie głowę i krzyknie w niebo:
Boże! Dlaczego ja muszę tym wszystkim służyć?!
Krystyna była sprzedawczynią. Z zawodu i z charakteru. Obsługiwała klientów, opierając dwa pięści jak buraki na biodrach, gdzie powinna być talia. I wierciła śmiałka wzrokiem takim, iż choćby najodważniejsi mężczyźni spuszczali oczy i cieniutkim głosikiem, jakby przepraszając, prosili. Ona robiła im łaskę i kroiła wędlinę.
Ci, którzy ośmielili się podnieść głos, widzieli następującą scenę
Ciocia Krysia zdejmowała pięści z bioder i kładła je na ladzie. Jej twarz przybierała kolor buraków, a oczy stawały się jak lufy karabinów. Z gardła wydobywał się ryk niczym lwi. Kolejka przysiadała, jakby przeleciał nad nimi myśliwiec, a delikent
Delikent, blednąc, natychmiast przepraszał i był gotów wyznać wszystkie grzechy, a choćby napisać donos na samego siebie. I nikt nigdy nie odważył się sprawdzić wagi.
Ale najbardziej, ale to najbardziej wkurzała ją pewna bestia.
Dziesięcioletni chłopak. Bezczelny jak cholera. Który miał czelność przychodzić do niej regularnie i, wysypując na ladę garść drobniaków, prosić cienkim głosem:
Ciociu Krysiu, proszę, niech mi pani ukroi pięćdziesiąt gramów kiełbasy mlecznej.
Ciocia Krysia czerwieniała, bielała i siwiała jednocześnie.
Znowu on! grzmiała tak, iż dzwoniły szyby. Znowu pięćdziesiąt gramów!
Triumfalnie spoglądała na kolejkę. A tłum, zawsze gotowy protestować gdzie indziej, spuszczał oczy.
Znowu po moją duszę przyszedł, nerwy mi wypruwać? Patrzcie, jaki to panicz! On, widzicie, po pięćdziesiąt gramów jeść raczy!
Ale chłopak, o dziwo, nie tracił rezonu. Podnosił na nią niebieskie jak błękit oczy i mówił:
Proszę ukroić, ciociu Krysiu. Bardzo potrzebuję.
Ciocia Krysia otwierała usta, z których zaraz miała buchnąć piekielna lawina
Ale nagle, wpatrzywszy się w jego oczy, milkła i spokojnie odkrawała kawałek kiełbasy. W kolejce rozlegało się westchnienie ulgi, a chłopiec odchodził, ściskając w garści torebeczkę.
Tego dnia ciocia Krystyna była wyjątkowo wściekła. Kolejka stała w napięciu. Sprzedawczynie z innych działów unikały jej wzroku. Raz po raz wybuchając, rzucała klientom paczuszki z wędliną, gdy
Nagle spod lady wynurzyła się rozczochrana głowa z błękitnymi oczami.
Spojrzały na sprzedawczynię, a malec odezwał się w absolutnej ciszy:
Ciociu Krysiu, ciociu Krysiu! Dzisiaj nie mam pieniędzy. Ale bardzo potrzebuję! Proszę, niech mi pani odkroi pięćdziesiąt gramów, a ja później przyniosę.
Takiej bezczelności nikt sobie nie pozwalał. To był zamach na świętość handlu.
Ciocia Krysia poczerwieniała, zbladła i wydała z siebie ryk, od którego wszyscy w sklepie przykucnęli, a jeden pijak, który właśnie chował w spodniach butelkę wódki, wypuścił ją i podniósł ręce do góry.
Butelka rozbiła się na betonowej podłodze. Ale nikt choćby nie zwrócił na to uwagi.
Ty, ty, ty! A to sobie panicz! Znowu przyszedłeś, żeby mnie do zawału doprowadzić?! I uniosła swoją pięść.
Wszyscy zamknęli oczy. Ci, co mieli serce, złapali się za nie.
Ale mały „Panicz” się nie przestraszył. choćby głos mu nie zadrżał. Spojrzał na ciocię Krystynę swoimi niebieskimi oczami i powiedział spokojnie:
On bardzo chce jeść. A ja nie mam pieniędzy. Mama zapomniała dać mi na śniadanie. I uniósł w górę rude kocię.
To, zobaczywszy groźną twarz cioci Krystyny, jakoś się nie wystraszyło. Wyrwało się chłopcu, wskoczyło na ladę i przytuliło do jej fartucha, trącając główką.
Po sklepie przeszedł jęk pełen grozy. Wszystkim się wydawało, iż za chwilę pięść runie na rudzielca i zmiażdży go jak muchę.
Pijak na podłodze skulił się i zakrył głowę.
Ciocia Krysia najpierw poszarzała, potem zbladła, w końcu poczerwieniała. Z gardła wydarł się jej charkot. Opuściła pięść, złapała kociaka i uniosła go do twarzy. Ten pomiauknął i wetknął nosek w jej policzek.
To ty, co? zapytała groźnie. Cały czas mamine pieniądze, które ci na śniadanie dawała, wydawałeś na tego darmozjada? I codziennie mi tu nerwy wykańczałeś, kupując mu po pięćdziesiąt gramów?
No przyznał mały przestępca. Ale niech pani nie myśli, jutro przyniosę pieniądze. Jak mama da, to przyniosę.
Sprzedawczyni z działu cukierków zaszlochała i, wybiegłszy zza lady, wcisnęła „Paniczowi” banknot.
Ani mi się waż! wrzasnęła ciocia Krysia, aż zatrzęsły się szyby, a pijak na podłodze zaczął skomleć. Zabierz te pieniądze! zwróciła się do sprzedawczyni, która cofnęła się pospiesznie.
Chodź tu, chłopcze powiedziała „Paniczowi”. I odkroiwszy duży kawał kiełbasy, włożyła go do torby.
A to dla was z mamą ode mnie dodała,






![Co grają w Multikinie w Krakowie 11 listopada?[REPERTUAR]](https://cowkrakowie.pl/wp-content/uploads/2025/11/multikino.jpg)





