Znowu poniedziałek, leje

tablicaodjazdowhome.wordpress.com 2 tygodni temu

Synek wyjechał, a raczej wyleciał w środę do USA, przed wyjazdem zaliczając małą sprzeczkę z Re. A my w ulgą oddychamy w swoim domu, bo jednak goście, choćby ukochani, to trudne na małej przestrzeni, w domku z najmniejszą łazienką w Dublinie.

Byli grzeczni i starali się, ale ich wieczny bałagan był dla mnie takim małym ziarenkiem piasku na prześcieradle, które nie pozwala zasnąć (choć może raczej wkurzającym piaskiem z nieumytych po plaży stóp). Tu jedna skarpetka, tu kable, tu worek, książki, szmatki, gumki do włosów, cały stół w dużym pokoju zawalony tak, iż nie mamy choćby gdzie usiąść, żeby zjeść. Wracali o północy i bach bach jedne drzwi i drugie, a ja się budzę i przez następną godzinę się wałuję po łóżku, w tę stronę i w drugą i na abarot i wkurzona na siebie, iż jestem taka delikatna, no ale nic tu wkurzenie nie pomoże, jak nie mogę spać.

Dom wrócił do swojej przyjaznej postaci, uładzony i ułożony, znowu przestrzenny i wygodny, bez nagłych niespodzianek, cichy wtedy, kiedy potrzebuję. Mam wyrzuty sumienia, iż wygodniej mi w domu bez własnego dziecka i choć oczywiście zawsze go przyjmę z dobrodziejstwem inwentarza, gdy się w życiu potknie, to jednak nasz dom jest za mały na CZTERY dorosłe osoby, żyjące swoim osobnym życiem. Doszłam do wniosku, iż mogę mieszkać z moimi DZIEĆMI, ale z dorosłymi to już inna bajka. Nie mogę im zarządzać pobudek i ciszy nocnej, nie mogę wymagać, żeby jedli obiad wtedy, kiedy ja i żeby nie gotowali po nocy i nie kąpali się i nie gadali głośno. I tak dalej, nie mogę kontrolować ich życia, co powoduje, iż oni wpływają na moje i chodzę niewyspana.

Ale na razie są w USA. Potem wracają do Dublina i ku mojemu zdumieniu postanowili na razie tutaj zamieszkać, podpisali więc wynajem malutkiego pokoju za 880 euro miesięcznie. O-O

Powoli wracamy do codziennego rytmu. W zeszłym tygodniu miałam moje zajęcia na uniwerku, siedziałam od 9 do 5 z otwartą buzią, chłonąc doświadczenie, mądrość i wiedzę naszych wykładowców, wracałam do domu podekscytowana i szczęśliwa, iż się na to zdecydowałam. Wszystko jest ciągle niesamowicie ciekawe, ale wydaje się również coraz trudniejsze w praktyce, bo najważniejszym narzędziem pracy kogoś takiego jest jego własna psychika, umiejętność spokojnego MYŚLENIA o tym wszystkim, co przynosi druga osoba do gabinetu. Mówią nam, iż terapeuta musi być PORUSZONY historiami pacjentów żeby dobrze pracować, nie może być ciocią Dobra Rada, ale do tego trzeba mieć samemu dobrze poukładane w głowie.

No i czy ja mam?

Idź do oryginalnego materiału