Znowu kupiłeś prezent tylko dla swojej mamy, a o mnie zapomniałeś?

newsempire24.com 20 godzin temu

– Znowu kupiłeś prezent tylko dla swojej mamy, a o mnie zapomniałeś? – z goryczą powiedziała Małgosia.

Sylwestrowy wieczór wypełniał mieszkanie zapachem mandarynek i cynamonu. Małgosia, w nowym jedwabnym szaliku, przyrządzała potrawy na świąteczny stół. Jadwiga Kowalska, elegancka w krakowskim chuście, pomagała jej z sałatkami.

Śnieg padał dużymi płatkami, pokrywając ulice Warszawy białym całunem. Do Nowego Roku pozostały tylko dwa dni. Małgosia stała przy oknie ich mieszkania na dwunastym piętrze i bezwiednie obserwowała zamieć. Gdzieś w oddali migotały światła świątecznych lampek, a w sąsiednich oknach widać było już ubrane choinki.

Na stoliku leżało małe pudełko przewiązane złotą wstążką – prezent dla teściowej. Małgosia sama go wybrała: elegancki krakowski chusta z tradycyjnym wzorem. Jadwiga Kowalska od dawna o takim marzyła. “Oby Maćkowi spodobał się mój wybór,” – pomyślała Małgosia, po raz setny poprawiając kokardę na paczce.

Dźwięk przekręcanego w zamku klucza sprawił, iż drgnęła. Maciek wszedł, trzymając duży worek z drogiego sklepu.

– Nie uwierzysz, ledwie zdążyłem! – zawołał z podekscytowaniem, otrzepując śnieg z płaszcza. – Ostatni egzemplarz został. Mama będzie zachwycona!

Małgosia zamarła. Serce przestało bić przez chwilę.

– Co tam masz? – spytała, starając się, aby jej głos brzmiał naturalnie.

– Ten kaszmirowy kardigan, który zobaczyła w “Domach Centrum” miesiąc temu. Pamiętasz, jak o nim mówiła? – Maciek wyciągnął z torby luksusową rzecz w kolorze ciemnej czekolady.

Małgosia pamiętała. Tak jak i to, iż ten kardigan kosztował prawie połowę jej miesięcznej pensji. A także – pamiętała, jak dwa tygodnie wcześniej pokazywała mężowi szalik, który jej się podobał… Wtedy roztargnienie kiwnął głową i zmienił temat.

– Znowu kupiłeś prezent tylko dla swojej mamy, a o mnie zapomniałeś? – słowa same się wyrwały, przesiąknięte goryczą wieloletniej urazy.

Maciek zamarł z kardiganem w rękach. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, które przeszło w lekkie rozdrażnienie.

– Małgosiu, przecież wiesz, jaka ważna dla mnie jest mama, – położył starannie kardigan z powrotem do torby. – Jest dla mnie jedna. Zresztą, nie umawialiśmy się na prezenty w tym roku…

Małgosia odwróciła się do okna. Za szybą padał śnieg, tak zimny jak pustka w jej sercu.

– Nigdy się nie umawiamy, Maćku. Po prostu zawsze… – nie dokończyła, czując jak głos drży jej w gardle.

W przedpokoju znowu zabrzmiały klucze – przyszła Jadwiga Kowalska. Umówili się razem omówić sylwestrowe menu. Małgosia gwałtownie przetarła oczy ręką i wymusiła uśmiech.

– Och, jak to dobrze, iż jesteście w domu! – Jadwiga Kowalska weszła, niosąc torbę z mandarynkami. – Pomyślałam sobie: może zrobimy sałatkę “Mimoza”? Tak jak w zeszłym roku?

Małgosia mechanicznie kiwnęła głową, unikając spojrzenia teściowej. W gardle miała kluchę, a ręce, odkładające prezent ze stolika, lekko drżały.

– Mamo, pomogę ci, – Maciek podchwycił torbę z mandarynkami, ale Jadwiga Kowalska stała w drzwiach, patrząc uważnie to na syna, to na synową.

– Coś się stało? – zapytała cicho. Po piętnastu latach życia syna nauczyła się wyczuwać napięcie między młodymi.

– Nic się nie stało, – odpowiedział zbyt gwałtownie Maciek. – Wszystko w porządku.

– Tak, wszystko wspaniale, – Małgosia nie powstrzymała się od gorzkiej ironii. – Jak zawsze. Maciuś kupił mamie prezent. Kardigan. Ten właśnie, z “Domów Centrum”.

Jadwiga Kowalska zbladła, gdy dotarł do niej sens sytuacji.

– Maćku, ale przecież mówiliśmy o tym… – zaczęła.

– Mamo, nie zaczynaj, – przerwał jej syn. – Chciałem ci sprawić przyjemność. Co w tym złego?

Małgosia nagle zwróciła się do męża:

– Złe jest to, iż nie widzisz dalej niż czubek własnego nosa! Piętnaście lat, Maćku. Piętnaście lat czuję się na drugim planie. Każde święto, każdy weekend – wszystko kręci się wokół mamy. Jej pragnienia, jej plany, jej prezenty…

– Małgosiu, kochana… – Jadwiga Kowalska podeszła do synowej, ale ta cofnęła się.

– Nie, nie chodzi o panią. To wszystko on, – Małgosia machnęła ręką w stronę męża. – “Mama jest ważna dla mnie”, “Mama jest jedna”… A kim ja jestem? Dodatkiem do życia rodzinnego?

– Jesteś niesprawiedliwa! – wybuchł Maciek. – Co, mało dla ciebie robię?

– Robisz? – Małgosia gorzko się uśmiechnęła. – choćby nie pamiętasz, co mówiłam ci dwa tygodnie temu. O szaliku, który mi się spodobał. Kiwnąłeś głową i zapomniałeś. A maminego kardiganu doskonale pamiętasz!

W pokoju zapadła głucha cisza. Tylko tykanie zegara na ścianie odmierzało sekundy napiętego milczenia.

– Ja… chyba pójdę, – cicho powiedziała Jadwiga Kowalska. – Menu omówimy jutro.

– Mamo, zostań… – zaczął Maciek.

– Nie, synku. Musicie porozmawiać. Od dawna trzeba było.

Ciche zamknięcie drzwi za teściową. Małgosia zastygła przy oknie, obejmując się ramionami – stary nawyk, pojawiający się, gdy robiło jej się wyjątkowo ciężko na sercu.

Zamiast wracać do domu, Jadwiga Kowalska poszła przez zaśnieżoną ulicę. Płatki śniegu padały jej na twarz, rozpuszczając się w nieproszonych łzach. “Jak mogłam być tak ślepa przez wszystkie te lata…” – przemknęło przez myśl.

Telefon w kieszeni zadrgał. Maciek.

– Mamo, gdzie jesteś? Zaraz do ciebie zejdę.

– Jestem w parku, przy ławce, – odpowiedziała. – Wiesz, naprawdę musimy porozmawiać.

Po pięciu minutach Maciek, narzuciwszy kurtkę na domowy sweter, usiadł obok niej. Śnieg przez cały czas padał, pokrywając ich ramiona białą powłoką.

– Synku, – Jadwiga Kowalska wzięła jego rękę. – Pamiętasz, jak w dzieciństwie lubiłeś układać puzzle?

– Co to ma wspólnego? – zdziwił się Maciek.

– A to, iż zawsze zaczynałeś od najjaśniejszego fragmentu. A potem nie mogłeś ułożyć całego obrazka, bo nie widziałeś, jak wszystkie elementy się łączą.

Zamilkła na chwilę, zbierając myśli.

– Teraz widzisz tylko jeden jasny kawałek – swoją miłość do mnie. Ale rodzina, Maćku, to cały obraz. I Małgosia jest jej najważniejszą częścią.

– Mamo, przecież kocham Małgosię! – zaprotestował.

– Kochasz. Ale czy jej to pokazujesz? – Jadwiga Kowalska westchnęła. – Wiesz, co jest najgorsze dla kobiety? Uczucie, iż jest niewidzialna. Zwłaszcza dla ukochanej osoby.

Maciek milczał, patrząc na padający śnieg.

– Myślisz, iż potrzebuję tego kardiganu? – kontynuowała matka. – Potrzebuję, aby mój syn był szczęśliwy. A to możliwe tylko wtedy, gdy szczęśliwa jest twoja żona. Wiesz, jak bardzo się dla naszej rodziny stara. Gotuje moje ulubione potrawy, pamięta o wszystkich ważnych datach, choćby tę chustę…

– Jaką chustę?

– Którą mi wybrała. Przypadkiem widziałam ją na stoliku, kiedy weszłam. Krakowską, właśnie taką, o jakiej marzyłam.

Maciek zasłonił oczy ręką:

– Boże, jakiż ze mnie idiota…

– Nie idiota, synku. Tylko… skupiłeś się na jednym fragmencie i zapomniałeś o całym obrazie.

Wracając do domu, Maciek zatrzymał się przy “Domach Centrum”. Wystawy błyszczały świątecznymi iluminacjami, odbijając się w świeżym śniegu. Ten jedwabny szalik wciąż tam był, jakby na niego czekał.

W mieszkaniu panowała cisza. Na stole w kuchni stała filiżanka z wystygłym herbatą – Małgosia choćby jej nie dopiła.

– Małgosia? – zawołał, zaglądając do sypialni.

Leżała na łóżku przykrytym kocem, odwrócona do ściany. Ramiona lekko drżały.

– Przepraszam, – powiedział cicho, siadając na brzegu łóżka. – Byłem ślepym idiotą.

– Piętnaście lat ślepym? – odpowiedziała ochryple, nie odwracając się.

– Tak. I co roku – idiotą, – ostrożnie dotknął jej ramienia. – Wiesz, mama powiedziała mi dzisiaj coś… o puzzlach. O tym, jak zawsze utkwiłem na jednym jasnym fragmencie i nie widziałem całego obrazka.

Małgosia powoli się odwróciła. Jej oczy były czerwone od łez.

– Tak się przyzwyczaiłem, iż muszę być idealnym synem, iż zapomniałem być dobrym mężem, – wyjął z torby szalik. – Pamiętasz to?

Podniosła się na łokciu, niedowierzająco spoglądając na jedwab.

– Maćku, nie musisz… Nie o szalik chodzi…

– Wiem, – ujął jej rękę. – Nie o prezenty chodzi. O to, iż nie widziałem, jak dbasz o nas oboje. O mamę też. Ta chusta, którą wybrałaś… Przecież jest idealna, prawda?

Po jej policzku spłynęła łza.

– Po prostu chcę czuć, iż też jestem dla ciebie ważna. Nie tylko na słowach, a…

– W rzeczywistości, – dokończył. – I postaram się to udowodnić. Nie tylko dziś. Każdego dnia.

Sylwestrowy wieczór wypełniał mieszkanie zapachem mandarynek i cynamonu. Małgosia, w nowym jedwabnym szaliku, przyrządzała potrawy na świąteczny stół. Jadwiga Kowalska, elegancka w krakowskim chuście, pomagała jej z sałatkami.

– Małgosiu, twoja sałatka jarzynowa zawsze wychodzi wyjątkowa, – uśmiechnęła się teściowa. – Nauczysz mnie tego sekretu?

– Pewnie, – Małgosia złapała się na tym, iż szczerze odwzajemnia uśmiech. – Dodaję trochę octu jabłkowego do majonezu. Przepis od babci.

Maciek, obserwujący je, wyjął telefon i niepostrzeżenie zrobił zdjęcie: dwie najważniejsze kobiety w jego życiu, pochylone nad świątecznym stołem, takie różne i takie bliskie.

– Panie i panowie, – chrząknął, by zwrócić na siebie uwagę. – Zanim wybiją dzwony, chciałbym coś powiedzieć.

Wyciągnął dwa koperty.

– Mamo, to dla ciebie, – wręczył pierwszą kopertę. – Pobyt w sanatorium, o którym marzyłaś. Na dwa tygodnie, wiosną.

Jadwiga Kowalska położyła rękę na sercu: – Maćku…

– A to, – zwrócił się do Małgosi, – dla nas. Wycieczka do Wenecji, na rocznicę ślubu. Piętnaście lat to poważna sprawa.

Małgosia zastygła z serwetką w dłoniach: – Mówiłeś, iż wiosną sporo pracy…

– Praca poczeka, – objął ją za ramiona. – Zbyt wiele zaniedbałem, przywiązując wagę do rzeczy nieistotnych. Czas to nadrobić.

Za oknem rozbrzmiał pierwszy noworoczny fajerwerk. Kolorowe iskry odbijały się w oczach Małgosi, sprawiając, iż błyszczały z wilgotnym blaskiem.

– Szczęśliwego Nowego Roku, moi kochani, – cicho powiedziała Jadwiga Kowalska, patrząc na nich. – Oby ten rok był początkiem czegoś nowego. Czegoś prawdziwego.

Małgosia przytuliła się do ramienia męża. Kaszmirowy kardigan pozostał w szafie, ale to już nie miało znaczenia. Ważniejsze było ciepło, rozlewające się po sercu – ciepło świadomości, iż w końcu wszystko znalazło swoje miejsce.

Idź do oryginalnego materiału