Dziś lepiej. Słońce świeci, wracam do książek.
Wczoraj wieczorem wpadłam na bożonarodzeniowe party, zaproszona przez mamę koleżanki z klasy Mo. Tak baaardzo mi się nie chciało, ale obiecałam, więc wskoczyłam w festive outfit, kupiłam wino i pojechałyśmy.
Tego mi było trzeba! Ja to jednak jestem ekstrawertykiem. Pogadałam, pochichralam się, wywietrzyłam głowę z czytania o psychozie, przez trzy godziny myślałam o czymś innym niż praca. Uwielbiam przyjęcia takie właśnie jak to, jak zabawa to zaba-wa i dzieciaków nikt nie niańczy, hałastra szalała na górze, a na dole dorośli pili grzane wino i im się trochę-troszeczkę zmarszczki rozprasowywały, lica kraśniały, oczy zaczynały błyszczeć, a rozmowy stawały się luźniejsze. Ja tym razem nie piłam, nie chciałam mieć zmęczonej niedzieli, ale chłonęłam atmosferę ogólnego rozluźnienia. Po trzech godziach, kiedy Mo miała wyraźnie dość – pamiętajmy, iż poprzedniego dnia nie spała do pierwszej – zabrałyśmy się do domu. Auto to jednak dobry wynalazek.
Przemyślałam sobie też kwestię poruszoną w komentarzach pod poprzednim postem i się zupełnie, zupełnie nie zgadzam. Studia są dla wszystkich, młodego i starego, nie ma żadnej granicy, przekroczenie której dawałoby mi prawo do radzenia komuś, iż ‘studia już nie dla ciebie’. Sami sobie te ograniczenia budujemy w głowie, a jeszcze gorzej, iż narzucamy innym. Kiedyś studia nie były dla kobiet – w Irl dopiero w 1904 roku Trinity College jako pierwszy uniwerek pozwolił studiować kobietom, nie były też oczywiście dla chłopskich dzieci, teraz nie są dla osób – powiedzmy – nie młodych. Nic bardziej błędnego. Na moim kierunku połowa studentów jest starsza (po 40tce), a połowa młoda i młodym jest generalnie trudniej, wydaje mi się, iż ogólnie są trochę słabsi. Wynika to z wielu czynników, oczywiście, najbardziej z braku pewnego doświadczenia życiowego, pewnej dojrzałości emocjonalnej, która bierze się z przejścia w życiu przez różne straty i przepracowania młodzieńczej naiwności. Ale choćby na innych, nie tak specjalistycznych kierunkach, dojrzałość jest często zaletą – sama miałam u siebie studentkę 70+, która była najlepsza na roku. Nie poszła na studia jak była młoda, bo mówili jej, iż studia nie dla niej, ona ma wyjść za mąż, a jak urodzą się dzieci, to będzie miała zajęcie. Teraz była przeszczęśliwa, iż nareszcie może realizowac swoją pasję i nikt jej życia nie będzie już meblować.
Oczywiście, za studiowanie płaci się pewną cenę – rezygnuje się z pewnych przyjemności, z wygody, ma się mniej wolnego czasu i to trzeba brać pod uwagę. Czasem jest ciężko, a czasem człowiek naprawdę się czuje przytłoczony, szczególnie, jak do tego pracuje. Ale przecież tak samo jest z pracą – czasem jest ciężko, a czasem człowiek się czuje naprawdę przytłoczony, a jednak nikt nikomu nie radzi, iż ‘praca to dla młodych’.
Ja przyznam się, iż miałam inne w głowie ograniczenia – iż jestem imigrantką, mówię z polskim akcentem i to będzie przeszkodą w moim zawodzie, iż z tego powodu nikt nie będzie chciał do mnie przyjść. A potem poczytałam, jak jedna z największych sław psychoanalitycznych Hanna Segal pochodziła z Polski i miała do końca życia ‘gutteral mitten-European accent’. I nie przeszkodziło jej to być świetną terapeutką.