— Tak, stop! On przepuścił moje pieniądze, a teraz jeszcze ja mam mu być winna? Z jakiej racji?
— To twój ojciec! — wyrzuciła z siebie matka.
Ola uniosła brwi tak wysoko, iż czoło pokryło się zmarszczkami. Matka patrzyła jej w oczy, skrzyżowawszy ręce na piersi. W kuchni było gorąco i duszno. Jak w ich relacji.
— Ojciec zostawił mi połowę mieszkania. A ten człowiek jest dla mnie obcy — odpowiedziała spokojnie Ola.
— Ale musisz zrozumieć — odparła Krystyna. — Mieszka tu dziesięć lat. Też się w to mieszkanie wpłacił. Pomagał, jak mógł.
Ola prychnęła, ledwie powstrzymując uśmiech.
— Pomagał? Kiedy niby pomagał, mamo? Kiedy stał przy kuchence i wykładał mi, jak smażyć ziemniaki dla niego, choć sam choćby jajecznicy nie umie zrobić?
— Może nie finansowo — mamrotała matka. — Ale to część rodziny. Samo go przecież tatą nazywałaś.
Ola wbiła wzrok w magnesy na lodówce. Wisiały tam jeszcze stare, z widokami miast z podróży z ojcem. W pewnym momencie kolekcja przestała się powiększać. Gdy w domu zadomowił się Marek, nie było już czasu w wyjazdy.
— Raz tak powiedziałam, żebyś się nie denerwowała — cicho przyznała Ola. — Miałaś czternaście lat. A on potem machał tym jak flagą.
W głowie pojawiło się natrętne wspomnienie: Ola wraca do domu, paląc się ze wstydu i złości. Cała paczka poszła do kina, a jej nie puścili. Marek stwierdził, iż „dziewczyna powinna siedzieć w domu, nie wałęsać się”.
— Ale dlaczego? Wszyscy idą! Ja też chcę!
— Wiesz, Olu. Za moich czasów dzieci nie kłóciły się z rodzicami. Za takie wybryki dostawało się pasem.
Nie podniósł głosu, ale powiedział to tak, iż ścisnęło ją w gardle do samej nocy. Ola wtedy nie płakała. Leżała na łóżku, wtulona w poduszkę, i słyszała, jak pomrukuje w sąsiednim pokoju.
— Rozpuściłaś ją. Księżniczka wyrosła. Tylko pieniądze na nią lecą, a pożytku zero. Za moich czasów… — mówił do matki.
Ola zaciOla odwróciła się, wzięła głęboki oddech i pomyślała, iż właśnie odzyskała coś, co straciła dawno temu – siebie.