*Dziennik*
Kiedy w końcu odważyłam się mieć własne życie, córka nazwała mnie wariatką i zabroniła widywać się z wnuczką.
Całe życie poświęciłam córce, a potem wnuczce. Ale chyba zapomniały, iż ja też mam prawo do szczęścia, które nie kręci się tylko wokół nich. Wyszłam za mąż młodo, bo już w dwudziestce. Mój mąż, Marek, był cichym, pracowitym człowiekiem, harował od rana do nocy. Pewnego dnia dostał propozycję wyjazdu na dwa tygodnie – niby dobra fucha, przewóz towaru na drugi koniec kraju.
Nie wrócił. Do dziś nie wiem, co się wtedy stało. Pewnego dnia tylko zadzwonili i powiedzieli, iż Marka nie ma. Zostałam sama z dwuletnią Wandą, bez wsparcia. Jego rodzice dawno nie żyli, a moi mieszkali daleko. Nie wiedziałam, jak wyżyć i zapewnić dziecku przyszłość.
Na szczęście po Marku zostało nam mieszkanie. Gdyby nie to, nie wiem, jakbyśmy sobie poradziły. Jestem nauczycielką, próbowałam udzielać korepetycji w domu, ale jak uczyć, gdy obok biega i płacze małe dziecko?
Nie mogłam iść do normalnej pracy przez Wandzię. Jak zostawić malutką samą na cały dzień? Mama przyjechała, zobaczyła moją rozpacz – i zabrała Wędzię do siebie. Prawie dwa lata córka mieszkała u dziadków, a ja harowałam bez odpoczynku. Uczyłam w szkole, dorabiałam, dawałam lekcje prywatne.
W weekendy jeździłam do córki. Każde pożegnanie bolało jak sztylet. Potem przyszła kolej do przedszkola – bałam się, iż znów będę siedzieć na zwolnieniach, ale na szczęście Wanda rzadko chorowała. Z czasem zostałyśmy we dwie. Potem szkoła, potem studia.
Pracowałam do upadłego, żeby miała dobre buty, spódnicę, bluzkę. Zawsze na dwóch etatach, czasem trzech. Gdy Wanda skończyła naukę i dostała pracę, wreszcie odetchnęłam. A jednocześnie poczułam pustkę – bo teraz już nikomu nie byłam potrzebna.
Nie musiałam łapać każdej dodatkowej roboty. Organizm zaczynał odmawiać posłuszeństwa, a przyjaciół miałam tylko kota. Córka wpadała czasem w weekendy, ale całego dnia z nudną matką pewnie nie planowała. Czułam się jak mebel, którego nikt nie potrzebuje. Wszystko zmieniło się, gdy urodziła się moja wnuczka, Ola.
Na kilka miesięcy przed jej narodzinami wprowadziłam się do córki i jej męża, Darka. Zakupy, sprzątanie, pakowanie do szpitala – wszystko na mnie. A potem, gdy Wanda wróciła do pracy, całkowicie przejęłam opiekę nad Olą. Nie narzekałam – wręcz przeciwnie, znów czułam się ważna.
W tym roku Ola poszła do szkoły. Po lekcjach zabierałam ją do siebie, karmiłam, odrabiałyśmy zadania, chodziłyśmy do parku lub na zajęcia. Tam, w parku, poznałam Pawła. Również spacerował z wnuczką. Rozmawialiśmy. Paweł też był wdowcem, jak ja, i teraz pomagał córce z dzieckiem.
Gdy go poznałam, nie miałam żadnych oczekiwań. Nigdy po śmierci męża nie byłam na randce, nie jadłam kolacji przy świecach. Najpierw dziecko, potem praca. Gdy urodziła się Ola, z dumą nazywałam się babcią. A czy babcie mają adoratorów? Okazało się, iż tak. Paweł przypomniał mi, iż wciąż jestem kobietą.
Jego pierwsza wiadomość z propozycją spotkania we dwoje była dla mnie szokiem. Z nim zaczęło się nowe życie. Chodziliśmy do kina, teatru, jeździliśmy na festiwale. Znów poczułam smak życia.
Ale niestety, moja córka przyjęła to z niechęcią. Wszystko zaczęło się od zwykłego telefonu w sobotni poranek:
– Mamo, przyjedziemy z Olą, posiedzisz z nią w weekend?
– Przepraszam, kochanie, ale mam już plany. Nie ma nas w mieście. Następnym razem daj znać wcześniej – na pewno się zgodzę.
Wanda sapnęła i rozłączyła się. W poniedziałek wróciliśmy z Pawłem do domu. Byłam pełna energii, choćby Ola zauważyła, iż więcej się uśmiecham. Spokój trwał do piątku, aż znów zadzwoniła:
– Koledzy zapraszają, mogę zostawić Olę?
– Umawiałyśmy się, iż mówisz wcześniej. Już wszystko zaplanowane.
– Znowu włóczysz się z tym swoim Pawłem?! Całkiem cię ogłupił! – wrzasnęła.
– Wandziu, co ty pleciesz? – próbowałam ją uspokoić.
– Zupełnie zapomniałaś o Oli! Mówiłaś, iż nie potrzebujesz niczego poza rodziną. A teraz co? Wszystko się zmieniło?
– Tak, zmieniło! Znów czuję, iż żyję. Chciałabym, żebyś mnie zrozumiała – jak kobieta kobietę.
– A Ola ma cię jak rozumieć? Wymieniłaś ją na jakiegoś faceta?!
– Oszalałaś?! Wciąż spędzam z nią większość czasu. Przeproś za te słowa – i zapomnimy.
– Ja mam przepraszać?! Tobie się w głowie poprzewracało. Nie zostawię już Oli z tobą. Najpierw ogarnij się, potem pogadamy – rzuciła Wanda i rozłączyła się.
Rozpłakałam się, aż bolało gardło. Całe życie dla nich, a gdy przyszła moja kolej – odtrąciły mnie. Tak po prostu. Za to, iż odważyłam się być szczęśliwa.
Mam nadzieję, iż Wanda ochłonie. Zadzwoni. Zrozumie. Bo nie wyobrażam sobie życia bez niej i bez Oli.
**Lekcja:** Rodzina to nie wieczne poświęcenie. choćby matka ma prawo do odrobiny własnego szczęścia.