"W dokumentacji rodzinnej znalazłam zdjęcie z nietypowym opisem. Może ktoś rozpoznaje mężczyznę bądź dziewczynkę ze zdjęcia. o ile widzieliście gdzieś na fotografiach osoby ze zdjęcia, proszę o kontakt" - czytamy w poście zamieszczonym na Facebooku na grupie PRZODKOWIE w gazetach, publikacjach archiwalnych - poszukiwania. Do wpisu zostało dołączone zdjęcie, na którym uwieczniono starszego mężczyznę w kapeluszu. U jego boku stoi mała dziewczynka z blond włosami i w niebieskiej sukience. Nie ma butów. Kim była? Rodzinne archiwa milczą, a jak dowiadujemy się z podpisu na odwrocie fotografii, kopii zdjęcia nie ma.
REKLAMA
Zobacz wideo Aneta Zając: o ile jeden rodzic obraża drugiego, to tak naprawdę obraża dziecko
Kim była dziewczynka o blond włosach?
Z podpisu na odwrocie tajemniczej fotografii spisanej ręką osoby, która była najprawdopodobniej kimś bliskim dla sfotografowanej dziewczynki, dowiadujemy się, iż to jedyna wersja tego zdjęcia.
Proszę nie zgubić, bo mam tylko jedno. To jest właśnie ten pan, co ją wzięli
- dowiadujemy się z krótkiej notatki.
Kim jest ta dziewczynka?Fot. screen FB / grupa PRZODKOWIE w gazetach, publikacjach archiwalnych - poszukiwania / autor Iga Cichoń
Zdjęcie zapodziało się w domowym archiwum autorki wpisu, jednak okazuje się, iż ani ona, ani jej bliscy, nie wiedzą, kim jest urocza mała blondynka i "pan, co ją wziął". Tu pojawia się kilka możliwości. Internauci w komentarzach sugerują, iż dopisek został sporządzony przez osobę dorosłą, a mężczyzna ze zdjęcia wziął dziewczynkę na wychowanie. "Widocznie dziecko zostało sierotą i ta rodzina ją adoptowała. Najwyraźniej członkowie rodziny wiedzieli, o kogo chodzi, więc nie ma imienia dziewczynki"; "Kiedyś oddawano dzieci rodzinom bardziej zamożnym, jeżeli w domu się nie przelewało, aby uchronić dzieci przed śmiercią, czasy wojny i tuż po były bardzo ciężkie dla naszych rodzin i rodaków" - sugerują internauci.
Proceder, o którym wciąż mówi się za mało
Proceder oddawania dzieci na wychowanie był swego czasu mocno zakorzeniony w polskiej kulturze. Rodzice, którzy nie mogli zapewnić utrzymania kolejnym maluchom, oddawali je do bliższej lub dalszej rodziny, często bezdzietnej parze. Nieco starsze i po części odchowane dzieci oddawano również na służbę do dworów i pałaców. To niechlubna część historii, o której mało się mówi.
Przykładów tego typu praktyk nie trzeba wcale szukać daleko. Wystarczy odkurzyć kilka archiwalnych numerów gazet z początku XX wieku, by przekonać się, iż nader często pojawiały się podobne ogłoszenia. "Oddam swoją śliczną córeczkę, czarne włosy, niebieskie duże oczy. 10. miesięczna" - to ogłoszenie, które pojawiło się w Ilustrowanym "Kurierze Codziennym" z 1928 roku. "Córeczkę 16-stomiesięczną, zdrową, ładną oddam na własność uczciwym ludziom" - na to można natknąć się w jednym z przedwojennych numerów czasopisma "Moja Przyjaciółka".
- Mój brat jest właśnie jednym z takich dzieci. Jego matka zmarła przy porodzie, a ojciec został sam z dwójką dzieci. Chłopca, bo był mały, oddano na wychowanie ciotkom, dziewczynka została z nim. Wiadomo, była starsza i miała pomagać w domu - wspomina pani Maria, dziś 58-letnia kobieta. - Tata gwałtownie się ożenił i potem na świat przyszłam ja. O tym, iż mam starszego brata dowiedziałam się dopiero jako nastolatka - dodaje.
Czy dziewczynkę ze starej fotografii spotkał podobny los? Czy uda się dowiedzieć kim była i co się z nią stało?
A Ty? Może chcesz podzielić się swoją historią? Zapraszam do kontaktu: [email protected]. Gwarantuję anonimowość.













