Zmysłowy szept, który zmienia wszystko

newskey24.com 1 miesiąc temu

„Mówimy sobie na ty” – szepnął cicho Jakub, tuż przy uchu. Anna poczuła jego oddech na skroni. Po plecach przebiegły jej ciarki…

„Lidko, zobacz, czy ktoś jeszcze jest na korytarzu? Chciałabym wyjść dziś wcześniej. Mama ma urodziny” – powiedziała Anna.

„Już sprawdzam, Anno Lwowno” – młodziutka, sympatyczna pielęgniarka wstała od biurka, otworzyła drzwi i wyjrzała na korytarz. – „Nikogo nie ma, Anno Lwowno. Wszyscy pacjenci z dzisiejszej listy już przyjęci, sprawdziłam” – uśmiechnęła się Lidka.

„Dobrze. jeżeli ktoś przyjdzie, zapisz na jutro albo niech idą do gabinetu obok, do Olgi Władimirowny.”

„Idź spokojnie, ja tu posiedzę, wszystko załatwię, nie martw się” – uspokoiła ją Lidka. – „Ordynatorka jest na wyjeździe służbowym, więc w razie czego zasłonię cię.”

„Dzięki. Co bym bez ciebie zrobiła?” – Anna wzięła torbę, rzucając okiem na biurko, czy nie zapomniała telefonu, i podeszła do drzwi. – „Do jutra, Lidko.”

„Do widzenia, Anno Lwowno. Och, lepiej się pośpiesz, patrz, jak się ściemniło, zaraz zacznie lać.”

„Naprawdę? A ja muszę jeszcze wstąpić po kwiaty. No to lecę” – Anna była już na korytarzu.

Szybko przebrała się w szatni, płaszcz narzucała już na schodach.

„Anno Lwowno, już pani wychodzi?” – zatrzymała ją starsza kobieta przy rejestracji.

„Dzień dobry. Może pani poczekać do jutra? Niestety, bardzo się śpieszę” – poprawiając kołnierz płaszcza, odpowiedziała Anna, kierując się ku wyjściu.

„Anno Lwowno, moja Weronika tylko pani słucha. Może by pani wpadła, porozmawiała z nią? Ciągle płacze…” – kobieta mówiła szybko, nie odstępując Anny.

„Jutro mam wieczorny dyżur, rano jadę na wizyty domowe, ale wstąpię do was. Teraz naprawdę muszę lecieć, przepraszam” – Anna wyszła z przychodni, zbiegła ze schodów i spojrzała w niebo.

Wielka czarna chmura sunęła nad miastem. Wyglądało na to, iż lada moment, swoim ciężkim brzuchem, zahaczy o dachy, pęknie i zaleje miasto potopem wody.

Gdy Anna podchodziła do kwiaciarni, pierwsze ciężkie krople spadły na jej ramiona. Ledwo zdążyła schować się pod daszek, gdy deszcz zaczął padać mocniej.

„Niech się pani nie martwi, dobrze zapakuję bukiet” – powiedziała kwiaciarka.

Podczas gdy owijała w grubą folię ulubione gerbery mamy, Anna nerwowo spoglądała, jak spod przystanku jeden po drugim odjeżdżają autobusy. W końcu wzięła bukiet, zapłaciła i pobiegła na przystanek, osłaniając głowę kwiatami.

Deszcz rozpętał się na dobre. Na przystanku została już tylko Anna. Dobrze, iż przynajmniej była wiatą. Parasol zostawiła w pracy, więc dość mocno zmokła, zanim tam dotarła.

Autobus nie nadjeżdżał. „Trzeba było zostać w przychodni, porozmawiać z babcią Weroniki” – żałowała teraz swojej pośpiechu. Przytuliła się, by ogrzać, i odsunęła głębiej pod zadaszenie. Obok przejeżdżały samochody, rozpryskując kałuże na jezdni.

„Gdzie on utknął? I akurat taki deszcz” – myślała Anna, wpatrując się w stronę, z której powinien nadjechać autobus. Nagle przy chodniku zatrzymał się czarny jeep. Anna z zazdrością pomyślała, iż fajnie byłoby mieć taki. „Dobrze mieć samochód, nie trzeba czekać na autobus…”

Szyba po stronie pasażera opadła i Anna zobaczyła mężczyznę. Nie od razu zrozumiała, iż zwraca się do niej.

„Wsiadaj. Tam jest wypadek, autobusy stoją.”

Zanim Anna zdążyła się zastanowić, mężczyzna otworzył przednie drzwi. Wsiadła na fotel pasażera. W środku było ciepło i sucho. choćby odgłosu deszczu prawie nie słychaćAnna spojrzała na Jakuba, jego uśmiech rozproszył jej lęki, i nagle zrozumiała, iż czas stracić kontrolę i pozwolić szczęściu wejść do jej życia.

Idź do oryginalnego materiału