Zmiana zamków, aby teściowa przestała rządzić w naszym mieszkaniu

newsempire24.com 3 tygodni temu

Musieliśmy zmienić zamki, żeby teściowa przestała gospodarzyć w naszym mieszkaniu.

Z mężem jesteśmy małżeństwem już rok. Przez ten cały czas jego matka zdawała się nie akceptować faktu, iż syn wybrał nie według jej scenariusza. Marzyła, żeby ożenił się z córką jakiegoś oligarchy, żeby nie tylko tonął w luksusach, ale i ciągnął ją za sobą w ten słodki świat dostatku. Skąd takie ambicje? Zagadka. W rzeczywistości mamy zwykłe dochody: na początku zacisnęliśmy pasa i wzięliśmy kredyt, teraz mieszkamy w moim mieszkanku, a nowe wynajmujemy. Planujemy kupno samochodu. Normalnie, jak większość młodych par. Bez fanaberii, ale i nie na skraju wytrzymałości.

Teściowa jednak uparcie ignoruje rzeczywistość i dalej snuje swoje fantazje. Nie ustaje w próbach zniszczenia naszego małżeństwa. Jej metody są… kreatywne: na koszulach męża znajdowała ślady szminki, ubrania nagle pachniały damskimi perfumami, a w mojej torebce pojawiały się prezerwatywy. Oczywiście, kończyło się kłótniami, nieufnością, wyjaśnieniami. Na szczęście za każdym razem wychodziło na jaw, iż to ona, ale osad zostawał.

Niedawno mężowi zaproponowano wyjazd do innego miasta na kilka miesięcy — otwierali nowy oddział i powierzyli mu organizację startu. Była to szansa na awans, więc postanowiliśmy z niej skorzystać. Mąż wyjechał, ja zostałam i żyłam swoim rytmem.

Po kilku dniach zaczęłam dostrzegać dziwne rzeczy: przedmioty nie na swoim miejscu, w szafach ktoś wyraźnie grzebał. Najpierw pomyślałam, iż mąż wpadł i coś zabrał — droga nie jest daleka. Zadzwoniłam do niego, ale był zaskoczony i zapewnił, iż nie przyjeżdżał. Godzinę później oddzwonił. Głos miał ponury. Powiedział, iż to pewnie jego matka. Kiedyś, przed naszym wspólnym wyjazdem, dał jej klucze „na wszelki wypadek” — i zapomniał je odebrać.

Następnego dnia wzięłam wolne i pierwsze, co zrobiłam, to wezwałam ślusarza, żeby wymienił zamki. Mężowi powiedziałam, iż jeżeli jeszcze raz komuś odda klucze, będzie spał na klatce schodowej. Wieczorem wszystko wróciło na swoje miejsce. Więc to jednak była teściowa. Postanowiłam przeszukać szafy i… znalazłam maleńką kamerę ukrytą na najwyższej półce.

Natychmiast zadzwoniłam do męża. Najpierw zamilkł, potem wybuchnął śmiechem — pewnie ze szoku. Dokładnie przeszukałam mieszkanie, ale na szczęście nic więcej nie znalazłam. Nie robiłam awantury — mąż poprosił, żeby poczekać na jego powrót, sam się z nią rozmówi.

Następnego dnia teściowa zadzwoniła sama. Widać odkryła, iż klucze już nie działają. Zapytała, czy jestem w domu, bo „wpadłaby na herbatę”. Odpowiedziałam, iż mnie nie ma, ale może innym razem. Po pół godziny mąż zadzwonił, mówiąc, iż matka już zdążyła mu poskarżyć — podobno włóczę się po mieście, a dom stoi pusty.

Zaczęło nas to choćby bawić. Żartowaliśmy, ile jeszcze wymyśli pretekstów, żeby wedrzeć się do naszego mieszkania. I rzeczywiście — dzwoniła codziennie: raz kurier miał przywieźć paczkę pod nasz adres, innym razem zapomniała u nas okularów, a kiedy indziej po prostu chciała przynieść pierogi.

Gdy mąż wrócił, niemal natychmiast oznajmiła, iż „wpada w odwiedziny”. Czekaliśmy na nią. Przyszła, wręczyła worek z pierogami, poszła „umyć ręce”, ale skierowała się nie do łazienki, tylko do sypialni. Oczywiście, poszliśmy za nią. Złapaliśmy ją na grzebaniu w szafie. Gdy nas zobaczyła, zmięszała się, zaczęła bełkotać. Mąż w milczeniu wyjął z kieszeni tę samą kamerę i pokazał jej.

I się zaczęło. Krzyczała o moich rzekomych „zdradach”, iż oszukuję syna, a on jest ślepy i naiwny. Rozegrała choćby scenę ze łzami i łapaniem się za serce. Na koniec trzasnęła drzwiami i wyszła z godnością obrażonej męczennicy.

Szczerze? W tamtej chwili miałam ochotę wstać i bić brawo. Takie przedstawienie — a zero prób. Ale to była tylko bitwa. Wiem, iż wojna się nie skończyła. Mimo wszystko cieszę się, iż tym razem się nie ugięliśmy i daliśmy jasno do zrozumienia: nasza rodzina to nie teatr absurdu.

Idź do oryginalnego materiału