Nazywam się Halina Nowak. Mój syn, Marek, i jego żona, Kinga, wydawali się idealną parą, ale teraz czuję, iż ich związek wisi na włosku. Mieszkam w małym miasteczku koło Krakowa, rzadko ich widuję, ale ostatnia wizyta otworzyła mi oczy: Kinga się zmieniła, zamieniła dresy na eleganckie sukienki i zaczęła chodzić na siłownię, a Marek, pochłonięty pracą, choćby tego nie zauważa. Moje serce matki krzyczy, iż coś jest nie tak, boję się, iż ich małżeństwo zmierza ku przepaści. Ale syn tylko macha ręką, a ja rozdarta jestem między chęcią uratowania ich związku a strachem przed utratą wnuków.
Marek ożenił się z Kingą dziesięć lat temu. On ma 38 lat, ona 32, i zawsze wydawali się zgodni. Mają dwoje dzieci — ośmioletnią Zosię i pięcioletniego Kacpra. Mieszkają w innym mieście, więc widujemy się rzadko: praca, dom, obowiązki pochłaniają ich czas. Ale miesiąc temu przyjechałam w odwiedziny i ledwo poznałam synową. Zamiast zwykłego dresu i rozczochranych włosów — stylowa sukienka, szpilki, makijaż. Kinga błyszczała jak gwiazda, a ja zauważyłam, iż zaczęła ćwiczyć na siłowni. W jej oczach był ogień, ale gdzieś tam czaił się niepokój.
Kinga pracuje na zmiany, a w wolnym czasie ogarnia dzieci i dom. Wszędzie lśni: dzieci nakarmione, pranie poskładane, porządek jak w bajce. Ale jeszcze pół roku temu w weekendy nie wychodziła z dresów, siedziała w domu. Ja, jako kobieta, od razu wyczułam, iż coś jest nie tak. Takie zmiany nie biorą się znikąd. Kinga, piękna, z dwójką dzieci i wiernym mężem, nagle zaczęła się tak starać. Dla kogo? Boję się, iż jej serce bije już nie dla Marka, tylko dla kogoś innego.
Mój syn jest ślepy jak kret. Zarywa noce w pracy, wraca zmęczony i nie widzi, iż żona się zmieniła. Próbowałam z nim rozmawiać: „Marek, widzisz, jak Kinga wygląda? Może brakuje jej twojej uwagi?” Ale on tylko odburknął: „Mamo, nie mieszaj się w nasze sprawy. U nas wszystko gra.” Jego słowa zabolały, ale nie mogłam milczeć. Chcę uratować ich rodzinę, zanim będzie za późno. jeżeli Kinga szuka uczuć gdzie indziej, ich małżeństwo jest skazane na klęskę, a moje wnuki zostaną między młotem a kowadłem.
Nie mogę siedzieć z założonymi rękami. Zosia i Kacper to cały mój świat, ale po rozwodzie mogę ich stracić. I tak widujemy się rzadko, a jeżeli się rozstaną, Kinga może zakazać mi przyjazdów. Dręczy mnie pytanie: a może się mylę, a Kinga po prostu chce lepiej o siebie dbać? Ale co, jeżeli moje przeczucie mnie nie zwodzi? Nie chcę, żeby Marek został z rozbitą duszą, a dzieci dorastały bez taty. Ale Marek mnie nie słucha, a ja czuję się winna, iż się wtrącam.
Z jednej strony nie mam prawa mieszać się w ich życie. Są dorośli, może Kinga robi to dla siebie albo dla męża. Niektóre pary przymykają oko na zdrady, żyjąc po swojemu. Ale z drugiej strony nie mogę milczeć, skoro mogę zapobiec nieszczęściu. jeżeli nic nie powiem, a okaże się, iż miałam rację, Marek będzie miał do mnie pretensje. A jeżeli się wtrącę, on już teraz się denerwuje, iż wchodzę mu w drogę. Jestem w potrzasku — każdy wybór wydaje się zły.
Moje serce pęka ze strachu o syna i wnuki. Jak ich ochronić, nie rujnując wszystkiego? Może ktoś przeżył coś podobnego? Gdzie jest granica między troską a wścibstwem? Chcę wierzyć, iż Kinga zmienia się dla siebie, ale serce matki szepcze: coś jest nie tak. Nie chcę stracić kontaktu z Zosią i Kacprem, ale jeszcze bardziej boję się, iż ich rodzina się rozpadnie, a ja zostanę tylko biernym obserwatorem. Czy naprawdę nie mogę nic zrobić dla tych, których tak kocham?