Zmartwychwstały dowiódł swojego Bóstwa i każe wierzyć – bez cienia wątpliwości

pch24.pl 1 tydzień temu

Zmartwychwstanie Chrystusa było znakiem. Tak określił je w końcu sam Zbawiciel. Po Męce przybył do Swoich uczniów i dał im niepodważalny dowód, iż Jego powstanie z grobu to nie plotka, ale bezdyskusyjny fakt. Warto zawieść oczy na tym spotkaniu Odkupiciela z apostołami. Syn Boży nadał mu „apologetyczny” wymiar, zbijając wątpliwości jedenastu. Udowodnił, iż nie jest ani marą, ani oszustem, ale istotnie przezwyciężył śmierć. Czy ta pewność zaszkodziła wierze uczniów? Tak się przecież dziś mówi nagminnie: wiara ma być czymś niepewnym i w ten sposób różnić się od wiedzy. Apostołom o takim podziale nic nie wiadomo.

Dowód zmartwychwstania

To scena nader charakterystyczna, gdy Zmartwychwstały Pan przybył do swoich uczniów mimo zamkniętych drzwi. Jak zaznaczają ewangeliści, Zbawiciel stanął pośrodku apostołów z dowodem i wyrzutem. Jak czytamy u św. Marka: „W końcu ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzucał im brak wiary i upór, iż nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego” (MK 16,14-20).

Z kolei św. Łukasz w swojej Ewangelii pisał: „A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: Pokój wam! Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, iż widzą ducha. ale On rzekł do nich: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, iż Ja mam. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. ale gdy oni z euforii jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: Macie tu coś do jedzenia? Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich” (Łk 24,36 – 43).

Zarówno podczas tego spotkania, jak i w rozmowie z uczniami w drodze do Emaus, Chrystus przyjął rolę pierwszego apologety własnego Zmartwychwstania. „Łukaszowi z Kleofasem” wyłożył i wyjaśnił proroctwa, wskazujące na powstanie Mesjasza z martwych. Jedenastu zaś okazał znaki Męki, a choćby spożył przy nich posiłek. Cel Syna Bożego jest jednoznaczny: Pan nie pozostawił apostołom żadnego powodu do powątpiewania, czy rzeczywiście zwyciężył śmierć.

Ta postawa Chrystusa zdaje się sprzeczna z powszechnie dziś powielaną wizją religii jako z zasady pozbawionej pewności. Nieraz można usłyszeć, jak w przestrzeni kościelnej powtarza się kantowskie i przyjęte przez modernizm przekonanie, iż wiara odróżnia się od wiedzy tym, iż co do jej prawdziwości nigdy nie można być ostatecznie przekonanym. Gdyby wierzący mógł być pewien credo, to miałoby ono tracić wartość…

Wizja ta wynika z antykatolickiej definicji cnoty zaproponowanej przez Kanta, według której jest ona nie tyle duchową sprawnością, co zasadza się na wysiłku. Mniejsza jednak o to. Przede wszystkim podobna perspektywa czyni postawę Chrystusa, który Swoje Zmartwychwstanie sam określił jako „znak”, niezrozumiałą. Po co świadectwo i dowód Jego Bóstwa, gdyby miały one umniejszyć wartość apostolskiej wiary?

Oczywiście, nie sposób czynić wyrzutu Naszemu Panu. Problemu powinniśmy upatrywać raczej w nas, a konkretnie w odejściu od poprawnego rozumienia, czym wiara jest i jakie płynie z niej poznanie. Skoro Chrystus nakazał jedenastu pozbyć się wątpliwości i wierzyć, to jedno z drugim musi dać się pogodzić…

Wiara – pewna widza o sprawach boskich

Według katolickiej doktryny, pewna wiara jest nie tylko możliwa, ale naturalna i konieczna. Jak uczy Kościół (Sobór Watykański I „Dei Filius”; bł. Pius IX Qui Pluribus), „wierzyć” znaczy okazać niezachwiane posłuszeństwo rozumu objawionej przez Boga prawdzie. W ten sposób dzięki aktowi wiary nabywa się realną wiedzę o sprawach nadprzyrodzonych. Te objawione treści sam Bóg przekazuje ludziom, by mogli Go poznać. O własnych siłach nie byliby do tego zdolni, ponieważ intelekt człowieka służy poznaniu natury, a nie nadprzyrodzoności…

O ile wizja wiary niepewnej nie pozwala zrozumieć postawy i wymagań Chrystusa wobec Jego uczniów, to z doktrynalnym wykładem Kościoła nie ma podobnego problemu. Warto przy tym zwrócić uwagę, iż Ewangelie milczą o tym, by apostołowie próbowali konstruować własne narracje po Męce Chrystusa i „opracować” jakąś „interpretację” wydarzeń Wielkiego Tygodnia. Pomysł rozdziału na „Chrystusa wiary” i „Chrystusa historii” nigdy nie powstał w umyśle któregokolwiek z nich. Żaden z uczniów nie był zainteresowany „wiarą”, która nie odzwierciedlałaby rzeczywistości. Po tym, jak Chrystus zapytał ich „za kogo mnie uważacie”, chcą znać prawdę, a nie mnożyć subiektywne domysły.

Z tego powodu, aby uczniowie uwierzyli w Zmartwychwstanie, potrzebowali znaku. Chrystus wyszedł naprzeciw temu oczekiwaniu, z jednej strony wskazując im na proroctwa, zapowiadające powstanie Mesjasza z martwych, a z drugiej przychodząc do nich w Chwale. Dał im jednocześnie powód, by wierzyć i nakazał, by bez cienia wątpliwości zachowali to przekonanie.

W ten sam sposób przez Kościół Chrystus daje Się poznać każdemu z nas. Po tym, jak On sam utwierdził wiarę apostołów, posłał ich na cały świat, by głosili prawdę objawioną, a nie ludzkie mniemania. Dzięki znakom wewnętrznym: zgodności katolickiej religii z rozumem i jej moralnej wzniosłości oraz zewnętrznym: wypełnieniu w niej proroctw i cudownemu charakterowi – możemy rozpoznać w niej chrystusową naukę.

„Nie istnieje nic pewniejszego od naszej wiary, nic bardziej bezpiecznego, nic bardziej od niej świętego, nic, co by na mocniejszych wspierało się podstawach. To ta bowiem wiara, nauczycielka życia, drogowskaz zbawienia, pogromczyni wszelkich występków oraz płodna matka i karmicielka cnót – ona, która umocniona narodzeniem, życiem, śmiercią, zmartwychwstaniem, mądrością, cudami i zapowiedziami swego Sprawcy i Dokonawcy, Chrystusa Jezusa, promienieje wszędzie światłem nieziemskiej nauki”, pisał błogosławiony papież Pius IX w słynnej encyklice „Qui Pluribus”.

Fatalne owoce wątpliwości

Nie możemy zatem traktować katolickiej wiary jako jakiegoś mniemania, które warto przyjąć. Popularyzacja wizji prawd religii jako niepewnych głęboko wpływa na kryzys, w jakim pogrążą się współczesny Kościół. Najzupełniej trafnie ostrzegał przed tym papież Leon XIII. W encyklice „Satis Cognitum” ojciec święty podkreślał, iż gdyby „niebiańska doktryna Chrystusa” została pozostawiona ludzkim opiniom, nigdy nie byłoby jedności w wierze. Podobnie św. Józef Sebastian Pelczar zaznaczał, gdyby doktryna stanowiła jedynie inspirację podlegającą rozwojowi przez ludzki rozum, niewątpliwie uległaby wypaczeniu…

Te głosy rozsądku wyjaśniają nam, dlaczego Chrystus dał swoim apostołom dowód Zmartwychwstania. Skoro zechciał, by jego prawdę głoszono na całym świecie, nie mógł pozostawić co do niej wątpliwości. Dziś, gdy odbiegamy od realizmu apostołów i ulegamy obrazowi wiary jako pozbawionej pewności opinii, do naszego przekazu zapraszamy kwas świata…

Gorzkim owocem tej tendencji jest unikanie głoszenia Chrystusa w obawie przed konfliktem i wrogością zwolenników błędu. Apostołowie ponosili prześladowania i śmierć z ich rąk. Dla „złagodzenia napięć”, czy fałszywego „pokoju” nigdy nie śmieli insynuować, iż Chrystus jest jedną z „wielu dróg” do Boga…Wiedzieli bowiem, iż powierzono im prawdę, która nie podlega zmianom i wolna jest od niepewności. Mogli się na niej wesprzeć i potwierdzić jej prawdziwość ofiarą życia. Takiej samej determinacji i pewności Pan oczekuje i od nas. Nie bądźmy niedowiarkami, ale wierzącymi.

Filip Adamus

Idź do oryginalnego materiału