Mam problem z „chrześcijańskimi” filmami – nie ważne, czy tworzą je katolicy, czy protestanci. Są po prostu kiepskie. Podobnie jak kiepskie są polskie próby tworzenia kina „patriotycznego”. Ale Złowrogi, który wchodzi niedługo do kin, stanowi w tej kategorii niewątpliwy krok do przodu. Jest zaskakująco niezły. A na pewno mocny. Musiałem po nim ochłonąć, a to świadczy o tym, iż konwencja thrillera została wykorzystana skutecznie. [FILM TYLKO DLA WIDZÓW DOROSŁYCH]
Nefarious to nowa produkcja twórców takich filmów jak Bóg nie umarł, Czy naprawdę wierzysz? i Nieplanowane. Wszystkie one budziły skrajnie odmienne reakcje, ponieważ ich cel jest jasny: promowanie wiary, dobra i prawdy, a przeciwstawienie się kłamstwom, w których prześcigają się człowiek i nieprzyjaciel ludzkiego zbawienia. Nie wchodząc w ocenę artystycznych walorów poprzednich obrazów, skupię się na najnowszym, którego oceny również wahają się od 3-punktowej średniej (o oczach tzw. krytyków) do… 9-punktowej (w oczach widzów na Rotten Tomatoes). Że film będzie poprawny w swojej warstwie apologetycznej, w to trudno wątpić choćby przed obejrzeniem. Ale czy broni się artystycznie? Oto jest pytanie.
Wyobraźmy sobie film o konwencji platońskiego dialogu, ale zaprawionego solidną dawką emocji, jakich oczekujemy po thrillerze. Film, którego akcja zadaje nam pytanie: Jak nie dać się zwieść? I powoli, krok po kroku, wyłuskujemy z tego dialogu odpowiedź (udzielenie jej nie jest jednoznaczne ze spojlowaniem samej akcji):
Jak łaska buduje na naturze, tak diabeł zwodzi w oparciu o naturę, a konkretnie o podobieństwo. Wiedząc, iż on chce dla nas źle, nie oprzemy się mu. To tylko wiedza. Wiemy o tym, a i tak robimy to, czego on chce. Dlaczego? Bo jesteśmy do niego podobni. W grzechu. Gdy grzeszymy, zgadzamy się na zło, a on może zwodzić nas, ponieważ odnajduje w nas swoje podobieństwo. Zaprzeczamy podobieństwu Bożemu, otwierając się na działanie nieprzyjaciela. Jak więc nie dać się zwieść? Poprzez „wyparcie” z siebie tego podobieństwa? Przecież tego nie sposób zrobić, bo jest ono w nas przez skazę grzechu pierworodnego – i tylko Niepokalana była od tego podobieństwa wolna (choć w sferze potencji mogła zgrzeszyć, to jednak jej wola nigdy nie skłoniła się ku takiemu aktowi).
Odpowiedź jest więc dokładnym zaprzeczeniem tego wszystkiego o czym mówi diabeł – przyjęciem, iż wykonywanie woli „Cieśli” nie jest zaprzeczeniem wolności. Przyjęciem, iż uznanie swojej własnej zależności od Jego łaski, nie jest dla nas ograniczeniem, nie stanowi ujmy, ponieważ nie wykonujemy dobra „sami”, ale we współpracy ze Źródłem dobra. Jest uznaniem relacji opartej na łasce i świadomości tego, iż jesteśmy niezdolni do czynienia dobra. To odpowiedź na pytanie, jak nie dać się zwieść. Bez tego zostaje tylko wiedza. Wiedza, która nie ma żadnej mocy zasługującej. Wiedza… diabelska.
A teraz proszę zadać sobie pytanie: Czy film z takim przesłaniem może podobać się tzw. krytykom? Odpowiedź jest oczywista, jak oczywiste jest to, iż dając ocenę 3/10, dają oni wyraz tylko i wyłącznie własnej złości, ponieważ film, który w logiczny i dobitny sposób obnaża zakłamanie świata, który nie chce pamiętać o Bogu i Jego nieprzyjacielu… nie okazał się artystyczną klapą.
Będąc krytycznym wobec tzw. kina chrześcijańskiego czy konserwatywnego (choć przyznaję, iż nieraz zawyżam ocenę o jeden punkt za przesłanie), muszę szczerze przyznać, iż w tym wypadku mamy do czynienia z krokiem w dobrą stronę. Oczywiście nie jest to arcydzieło i nietrudno sobie wyobrazić o ile byłby lepszy z gwiazdorską obsadą i większym budżetem, ale mimo to otrzymujemy zaskakująco dobrą dramaturgię przy użyciu bardzo skromnych środków. Film jest praktycznie dramatem dwóch aktorów i nie ma w nim żadnych efektów specjalnych, strachów i tanich chwytów używanych zwykle w filmach o demonach.
Złowrogi wnika głęboko w psychologię grzechu i w mechanizm opętania, zadając przy tym mnóstwo ważnych pytań teologicznych, a przede wszystkim rzucając wyznawanie każdej wierzącej i niewierzącej osobie. Dla pierwszej będzie to rachunek sumienia według schematu, który przedstawiłem powyżej. Natomiast ateista bądź agnostyk, o ile posiada odrobinę intelektualnej uczciwości, nie będzie mógł przejść obojętnie nad logiką, z jaką prawda na temat dobra i zła, Boga i upadłego anioła, została tam przedstawiona i wpleciona w dylematy współczesnego człowieka (takie jak moralna ocena tzw. aborcji i eutanazji).
Oczywiście, seans zostawia nas nie tylko z wzburzeniem emocjonalno-duchowym, ale także z refleksją, iż takich filmów powstaje za mało, a skoro powstaje ich za mało, to wciąż jesteśmy daleko od wytworzenia trendu. Bo dopiero trend może przynieść popyt, a popyt – większe pieniądze na produkcje. Dlatego uważam, iż fakt, iż Złowrogi broni się artystycznie przy bardzo wysoko postawionej poprzeczce w obszarze przesłania i głębi zagadnień teologicznych – jest krokiem w dobrą stronę. W każdym razie film bezwzględnie warto obejrzeć.
Filip Obara
POKAZY PRZEDPREMIEROWE OD 31 PAŹDZIERNIKA
Jaki jest dźwięk wolności? Przełomowy film wchodzi do kin w Polsce [RECENZJA]
„Father Stu” – zmarnowana szansa na dobre katolickie kino
Wandea jak Katyń. Czy Francja odrobi lekcję z historii? [RECENZJA FILMU „ZWYCIĘSTWO ALBO ŚMIERĆ”]
Majówka za pasem. Czy warto szukać filmów na „Katoflixie”?