Ogromny półmisek V&B jardiniere o niezwykłym, niespotykanym rudym kolorze wypatrzyłam na allegro zaraz po wystawieniu na licytację i od jej początku przebierałam nóżkami, nie mogąc się doczekać końca. Bo to wiadomka, najlepiej parę minut przed końcem klepnąć swoją cenę i czekać na rozwój sytuacji. Licytowanie wcześniej nie ma IMO sensu, bo stanowi podpowiedź dla innych chętnych.
Tu jednak był problem, bo koniec licytacji wypadał we wtorek o 10 rano, trochę słabo.
Miałam pomysła, coby napisać do sprzedającego z ofertą trochę większą, niż cena minimalna i poprosić o wycofanie oferty z licytacji, ale jakoś było mi głupio i w końcu zdecydowałam, iż późnym poniedziałkowym wieczorem, tuż przed spaniem, zalicytuję największą kwotę, jaka byłabym skłonna zapłacić i niech się dzieje wola Szmatana, czy coś. Może się przecież okazać, iż ostatecznie kupię za parę zeta więcej niż ta minimalna… a jeżeli mnie ktoś przelicytuje (jakiś większy porcelanowy pojeb ode mnie – niemożliwe! 😛 ) to znaczy, iż pobił mnie kwotą, której ja bym jednak nie dała.
No i super, chytry plan był gotowy, tyle, iż nie wypalił, bo zapomłam.
W poniedziałek osłabiona chorobą padłam na pysk, zasnęłam i spałam jak dziecko prawie do południa, ale pierwsza myślą po przebudzeniu było „chwila, jaki dzis dzień? Wtorek? Jezusmaria, zapomłam o licytacji!”
Kołdra na bok, hop na fotel, włączam kompa i sprawdzam.
No niestety, zgadza się, wtorek i już po licytacji 😦
Ale się nie poddaję. Do wczoraj nie było chętnych, nikt nie licytował – może nikt półmiska nie kupił? Napiszę do gostka to się dowiem.
No ale jak się nazywał ten sprzedający?
Miał jakąś taką dziwną allegrową ksywkę, ale za cholerę nie pamiętam jaką.
Przeglądam kończące się licytacje, może jeszcze coś wystawiał, jak zobaczę to bankowo rozpoznam, iż to ta.
Jedna strona, druga – jest! Trafiony, zatopiony, rozpoznany.
Już miałam do niego pisać i pytać co z półmiskiem, ale coś mnie tkło i przeglądam jedna po drugiej aktualne oferty i co moje śliczne oczka widzą?
No mój wyśniony półmisek, ponownie wystawiony w licytacji z tą samą ceną minimalną! Koniec licytacji za 9 dni, jak ta ma w zwyczaju allegro. No i zastanawiam się przez 6 sekund – znowu czekać te zasrane 9 dni, codziennie wchodzić na stronę i się niecierpliwić, a jak znowu przegapię?
Nie, kurwa, nie.
Piszę do gostka tak, jak miałam w planach na początku.
Że czekałam, czekałam i przegapiłam. I nie mam siły na kolejne 9 dni. Proponuję podwójną minimalną (ja to kurwa mam łeb do interesów, nie ma co :p ) i może zdejmie ofertę? Jak coś, to co złego to nie ja, z góry przepraszam za bezczelność itakietam.
Odpowiedź przychodzi natychmiast, gostek wystawia półmisek w ‚kup teraz” za tę podwójną minimalną, kupuję, przelewam ile trza i zaklepane, półmisek już do mnie idzie.
Po prostu złoty interes, co nie? 😛
Dla porządku – datowanie ok 1870, choć niektórzy optymiści wolą 1840-50, no nie wiem 😉
Z ostatniej chwili – jest, jest, dotarł, faktycznie olbrzym, 40×31,5 cm.
A do tego przepłaconego z wyboru przyplątał się jakimś cudem (hehehe) jeszcze kolega nieco mniejszy, bo 35,5 x 28 cm, z tym samiutkim wzorem, ale flow blue (i tu ogromne dzięki, Błażej):
A tak oba olbrzymy prezentują się razem 🙂
więcej w tej kategorii: https://drzoanna.wordpress.com/category/porcelana/