Złośliwy przyjaciel

newsempire24.com 16 godzin temu

Zrzęda

– Dobry wieczór, obywatele, sąsiadka z dołu poskarżyła się na hałas i krzyki z waszego mieszkania – na progu stał dzielnicowy. – Pozwolicie wejść?

– Oczywiście – drżącym głosem powiedziała Kasia. – Tylko uspokoję dziecko.

W rzeczywistości Kasia drżała ze strachu nie przez wizytę policjanta, ale dlatego iż mąż znowu ją pobił. Tym razem za wylanie całej wódki do toalety. Marek, gdy to odkrył, wpadł w furię:

– Jestem facetem i mam prawo się zrelaksować po pracy! Ty siedzisz w domu na tym swoim macierzyńskim, odpoczywasz, a ja haruję na budowie! Idź i kup mi butelkę!

– Nie pójdę – odparła Kasia. – Jesteś pijany codziennie, syn już się ciebie boi. Jasiek ma rok, a już tyle widział! Dość tego picia, Marek!

Pod wrzask malucha jego matka znów dostała lanie. Hałas usłyszała sąsiadka, Stanisława Janowska, i jak zwykle zrobiła to, co robiła przy każdej podejrzanej sytuacji – wezwała policję.

Swoją drogą, Stanisława Janowska była niesamowitą osobą. Mało powiedzieć, iż sąsiedzi jej nie lubili – wręcz jej nie znosili. Na każdego z nich Stanisława Janowska kiedyś doniosła. I niekoniecznie na policję – były też inne instytucje, jak administracja, spółdzielnia mieszkaniowa, a choćby opieka społeczna.

– Wie pani, wydaje mi się, iż matka tego chłopca z piątego piętra wcale go nie karmi. Tak schudł i chodzi jak obdartus – dzwoniła Stanisława Janowska do opieki społecznej. – Trzeba tę rodzinę sprawdzić, bo matka zawsze taka zadowolona chodzi, pewnie ćpa albo co gorsza.

Pracownica opieki zanotowała zgłoszenie i obiecała interwencję.

Biedna matka, której syn miał skłonności do nadwagi, była w szoku, gdy do drzwi zapukała cała komisja. Okazało się, iż chłopiec był na specjalnej diecie, bo w wieku dziewięciu lat ważył jak nastolatek. Dieta działała, więc mama była zadowolona. A co do ubrań – chłopak, choć pulchny, był żywiołowy, więc spodnie i koszulki na nim „paliły się” w oczach.

Ale Stanisława Janowska, oczywiście, o tym nie wiedziała, bo unikała kontaktów z sąsiadami.

Starsi mieszkańcy kamienicy opowiadali, iż dawno temu do jej mieszkania włamali się złodzieje, straciła wtedy zaufanie do sąsiadów, podejrzewając, iż to przez nich bandyci dowiedzieli się, iż wraz z mężem wybrali pieniądze na zakup starego Malucha. Mąż ciężko ucierpiał, broniąc dobytku, i niedługo zmarł, a Stanisława Janowska nigdy się nie pozbierała i już nie wyszła za mąż.

Ale młodzi sąsiedzi, których było większość, nie znali tej historii.

– Posprzątaj po swoim psie, moda teraz na rozrzucanie kup po chodniku?! Lepiej to zrób, bo inaczej będzie gorzej! – krzyczała Stanisława Janowska na młodego sąsiada, który wyprowadzał psa przed snem.

– Ty chcesz, to sobie posprzątaj, stara megera – prychnął chłopak.

Ogromny kundel, który właśnie pozostawił „pamiątkę”, warknął na kobietę i szarpnął smyczą, próbując do niej doskoczyć. Stanisława Janowska cofnęła się, chowając w sercu urazę, która miała się zamienić w zemstę.

I ta zemsta przybrała formę kupki, którą młody sąsiad znalazł rano pod swoimi drzwiami, niechcący wdepnąwszy w nią nowymi białymi adidasami.

– Niech cię jasna cholera! – wrzasnął i zabrał się za sprzątanie dzieła swojego ukochanego psa.

Stanisławie Janowskiej poszczęściło się, iż chłopak nie wiedział, gdzie dokładnie mieszka kobieta, która spełniła obietnicę. Klął, wyrzucając buty do śmietnika.

A tymczasem za białymi firankami uśmiechała się pewna starsza pani, która była z siebie bardzo zadowolona. Od tej pory ścieżki na placu zabaw i wokół bloku były czyste. Plotka o nieprzyjemności z sąsiadem gwałtownie rozeszła się wśród właścicieli psów…

– Więc co się stało? – dzielnicowy rozejrzał się po pokoju, gdzie w łóżeczku, trzymając się szczebelków, płakał mały Jasiek.

– Nic – burknął Marek. – Oglądałem mecz i trochę za głośno komentowałem. No bo jak można nie strzelić, skoro czołgają się po boisku jak ślimaki!

Kasia przestraszonym wzrokiem spojrzała na męża. Wiedziała, iż musi podtrzymać jego kłamstwo, bo inaczej będzie źle. Policjant patrzył na nią pytająco. Zorientował się, o co chodzi, ale bez jej zeznań awanturnika nie da się ukarać.

– Tak, to przez telewizor – potwierdziła Kasia kłamstwo męża. – Przepraszam.

Dzielnicowy westchnął: zawsze tak samo, najpierw bronią swoich oprawców, a potem może być za późno.

– No dobrze, dam upomnienie, ale następnym razem będzie mandat za zakłócanie ciszy – powiedział. – I nie przede mną musicie przepraszać, tylko przed waszą sąsiadką. Bardzo uważna kobieta, można powiedzieć – macie szczęście. Rzadko się trafiają tacy świadomi obywatele. Zawsze dzwoni, gdy coś się dzieje, już wszystkich dyżurnych rozpoznaje po głosach.

– No tak… – mruknął Marek, tłumiąc irytację.

Policjant rzucił na niego ostrzegawcze spojrzenie, potem pokiwał znacząco głową w stronę Kasi i wyszedł.

– Następnym razem „załatwię” cię po cichu, choćby nie zdołasz zapiszczeć – warknął Marek, gdy drzwi się zamknęły.

A Kasia stoi, trzymając małego synka na rękach, przeklinając dzień, w którym zgodziła się zostać żoną Marka.

– On nie jest dla ciebie, Kasiu – mówiły przyjaciółki. – Ty jesteś dobra i wesoła, a ten twój Marek niby się uśmiecha, ale ma straszne spojrzenie. Nie wiąż się z nim.

– Dziewczyny, po prostu go nie znacie tak jak ja. On mnie kocha – odpowiadała Kasia i z rozmarzeniem przewracała oczami. – Marek jest silny i odważny, kiedyś stanął w mojej obronie.

I Kasia wyszła za Marka, który gwałtownie pokazał swoje prawdziwe oblicze: rzucał się z zazdrości na współpracowników, urządzał awantury bez skrępowania. A Kasia uważała to za dowód miłości, myląc ją z okrucieństwem i zaborczością. Teraz Marek był zazdrosny o każdy słup i krytykował każdy jejKasia odetchnęła z ulgą, gdy po kilku miesiącach sąd przyznał jej pełnię praw do mieszkania, a Marek, skazany za napaść, zniknął z ich życia na zawsze.

Idź do oryginalnego materiału