Złapałam swojego męża z moją najlepszą przyjaciółką ale nie mieli pojęcia, iż czeka ich zemsta, której nigdy nie wymażą z pamięci.
Mam zaledwie trzydzieści dwa lata i byłam przekonana, iż moje życie to sielanka: oddany mąż, lojalni przyjaciele, przytulne mieszkanie na warszawskim Żoliborzu. Okazało się, iż żyłam w iluzji bolesnej i gorzkiej.
Wszystko zaczęło się tamtego ranka, gdy on, szykując się na ważne spotkanie z klientem, błyszczał entuzjazmem. Oczy mu płonęły, słowa płynęły wartko: To moja szansa, kochanie. jeżeli dziś wszystko pójdzie dobrze, zarobimy kupę forsy premia będzie spora.
Byłam dumna. Przygotowałam jego ulubiony schabowy, wyprasowałam koszulę, na odchodne przytuliłam go mocno i szepnęłam: Trzymam kciuki.
Godzinę później, sprzątając w salonie, zauważyłam jego laptop leżący na stole. Serce podskoczyło mi do gardła przecież tam była jego prezentacja!
Nie zastanawiając się długo, złapałam komputer i pognałam taksówką do hotelu Marriott, gdzie jak twierdził miała odbyć się ta kluczowa rozmowa.
Gdy weszłam do środka, od razu poczułam, iż coś jest nie tak Cisza. Ani śladu konferencji, gwaru, nic. Recepcjonistka, gdy zapytałam o spotkanie, tylko zmarszczyła brwi: Dziś żadnych rezerwacji na firmowe wydarzenia nie mamy.
Zdrętwiałam. Kazałam jej sprawdzić, czy jest pokój na nazwisko Kowalski. Był.
Gdy wjechałam windą na odpowiednie piętro, moje serce zamarło. W korytarzu, oplatając się ramionami i chichocząc, szli w stronę pokoju mój mąż, Marek, i moja serdeczna przyjaciółka, Kinga. Świat zawalił mi się na głowę. Chciałam wrzeszczeć, rzucić się na nich, rozszarpać Ale tylko mocniej ścisnęłam oburącz laptop.
Postanowiłam, iż moja zemsta będzie doskonała. Tak doskonała, iż do grobu to poniosą.
Stałam w półmroku korytarza, telefon gotowy do akcji. Serce waliło jak młot, ale dłonie nie drżały ani na moment. Zrobiłam kilka ostrych zdjęć on i ona, przytuleni, z tym samym błyskiem w oczach, który kiedyś był tylko mój.
Wsiadając do taksówki, natychmiast wykręciłam numer jej męża, Wojtka. Odpowiedział zaspanym głosem, ale gdy usłyszał moje chłodne: Musisz to zobaczyć, w pół godziny był pod hotelem.
Spotkaliśmy się w lobby. Pokazałam mu zdjęcia. Na jego twarzy malowało się najpierw niedowierzanie, potem gniew, aż w końcu ta sama lodowata determinacja, którą czułam w sobie.
Kilka dni później papiery rozwodowe leżały na stole i moje, i jego. Ale to nie koniec. Zdjęcia gwałtownie rozeszły się po sieci przypadkiem wrzucone przez wspólnego znajomego na Facebooka i rozesłane dalej przez WhatsApp.
Plotki dotarły choćby do szefa Marka w korporacji. Zamiast wymarzonego awansu dostał suchą wypowiedź: Zwolnienie z powodu utraty zaufania. Jego reputacja legła w gruzach kontrahenci odmówili dalszej współpracy, twierdząc, iż nie chcą mieć do czynienia z kimś, kto zdradza choćby najbliższych.
A ja? Cicho zamknęłam za nim drzwi naszego mieszkania i wymazałam go z mojego życia tak, jak on mnie wymazał ze swojego. Karma lubi wracać błyskawicznie Zwłaszcza gdy ktoś jej delikatnie pomoże.