Złamane marzenia i noworoczne cudo
Kinga spotykała się z Krzysztofem ponad rok. Ich randki były tak rzadkie, iż można było je zaznaczać w kalendarzu czerwonym flamastrem jak święta. Mieszkał we Wrocławiu, a do małego miasteczka pod Poznaniem przyjeżdżał tylko w sprawach firmy. Snuli wielkie plany na przyszłość i właśnie w ten Nowy Rok mieli zdecydować, kto do kogo się przeprowadza. Ale nagle zadzwonił telefon. Kinga drgnęła zaskoczona – to był Krzysztof!
— Cześć, kochanie — powiedziała, starając się brzmieć czule, mimo tego szalonego dnia.
Lecz w słuchawce rozległ się ostry kobiecy głos:
— No witaj, podrywaczko!
Kinga zastygła, nie mogąc wydusić ani słowa.
W ten przednoworoczny dzień wszystko szło nie tak. Rano zadzwonili z biura, żądając natychmiastowego przyjazdu do podpisania kontraktu z zagranicznymi partnerami. Nikogo nie obchodziły plany Kingi, która miała rano wizytę u fryzjera. Prezes firmy opalał się gdzieś na plażach, a ona, marszcząc brwi, mruknęła pod nosem kilka mocnych słów, zamówiła taksówkę i pojechała do biura.
Wychodząc z centrum biznesowego, przypomniała sobie, iż miała odebrać sukienkę od przyjaciółki Anny, która dorabiała jako krawcowa. Sukienka, kupiona na sylwestrową noc, nagle wisiała jak worek. Kinga wolała myśleć, iż schudła, a nie iż materiał był tandetny. Wybrała numer przyjaciółki:
— Ania, przepraszam, zupełnie zapomniałam o sukience!
— Kinga, gdzie ty byłaś? Godzinę próbowałam się do ciebie dodzwonić! — krzyczała Anna przez gwar dworcowy.
— To przez naszego prezesa — westchnęła Kinga. — No i jak sukienka? Wpadnę po nią?
— Kinga, wybacz — głos Anny zadrżał. — Jesteśmy już na dworcu, pociąg za pół godziny.
Kinga opuściła telefon, czując, jak nadzieje się rozpływają. „No cóż — pomyślała — bez sukienki, bez fryzury, ale przecież to Nowy Rok! niedługo przyjedzie Krzysztof i spędzimy tę noc razem. Nie jest tak źle”.
Mimo swoich dwudziestu sześciu lat Kinga wciąż była romantyczką, wierzącą w cuda. choćby po tym koszmarnym dniu miała nadzieję, iż sylwestrowa noc przyniesie jej trochę magii.
Gdy telefon zadzwonił ponownie, drgnęła, pogrążona w marzeniach. Widząc nazwisko Krzysztofa, nabrała powietrza, by zabrzmieć radośnie.
— Cześć, kochanie — zaczęła.
— No witaj, podrywaczko! — przerwał jej kobiecy głos. — Myślałaś, iż zostawi rodzinę dla ciebie? Zapomnij o nim, bo pożałujesz!
Słuchawka ucichła, a w głowie Kingi zawieruszył się wir myśli. Rzadkie spotkania, cisza w weekendy, dziwne przejęzyczenia Krzysztofa — wszystko układało się w ponurą całość. Powoli powłóczyła się w stronę przystanku, oparła o latarnię i wpatrywała się w pustkę. „Podrywaczka” — to słowo uderzyło ją jak młot. Jej świat rozpadł się w jednej chwili. Stary rok odchodził, zabierając ze sobą wszystko, w co wierzyła.
— Pani, wszystko w porządku? — głośny głos wyrwał ją z odrętwienia. Przed nią stał mężczyzna z gęstą brodą, w czerwonym futrze z białym kołnierzem.
— Nie — szepnęła Kinga, ledwo powstrzymując łzy. — A pan kto?
— Święty Mikołaj, a kto inny?! — zaśmiał się. — Chodźmy do auta, zmarzniesz przecież!
Podtrzymał ją pod ramię i poprowadził do samochodu. Kinga, oszołomiona, nie zdążyła zaprotestować. Auto ruszyło, a ona, ocknąwszy się, krzyknęła:
— Proszę się zatrzymać! Dokąd mnie pan wiezie? Niech mnie pan wypuści!
Kierowca posłusznie zjechał na pobocze i odwrócił się do niej:
— Chciałem pomóc. Jechałem do kawiarni, żeby poczęstować cię gorącą herbatą. Stałaś na mrozie, wyglądałaś na zagubioną. Zaraz Nowy Rok, a ja, no wiesz, niby taki Święty Mikołaj.
Ostatnie słowa zabrzmiały niezręcznie, ale ku własnemu zaskoczeniu Kinga wybuchnęła śmiechem. Śmiech wyrwał się sam, zmywając ból tego dnia: zniszczona sukienka, zrujnowana fryzura, zdrada Krzysztofa i ten dziwny „Święty Mikołaj”.
— Przepraszam — wykrztusiła przez łzy i śmiech.
— Nic się nie stało — uśmiechnął się mężczyzna. — Stary rok odchodzi, zabierając ze sobą wszystko, co złe. Wszystko się ułoży. Ot, mój najlepszy kumpel dziś odwołał nasze wspólne świętowanie. Piętnaście lat tradycji — poszło w diabły! A to wszystko przez jego nową żonę.
Kinga nagle poczuła ulgę. Może to przez wyziębienie, a może przez to spotkanie, ale ciężar z serca spadł.
— Pewnie na panią ktoś czeka — powiedział mężczyzna, włączając silnik. — Gdzie zawieźć?
— Nie mam dokąd — uśmiechnęła się smutno. — W domu nikogo, sukienki nie odebrałam, fryzjera nie odwiedziłam. Wolna jak wiatr. choćby nie wiem, co robić.
— To może spędzimy Nowy Rok razem? Znam jedną przytulną kawiarnię, obiecują magiczny wieczór.
— Nie mam nic przeciwko, tylko wstąpię się przebrać — odparła Kinga. Nie chciała spędzać tej nocy sama.
W domu gwałtownie zmieniła przemoknięte ubranie, wróciła do samochodu z uśmiechem i lekkim podekscytowaniem. W kawiarni, udekorowanej migającymi lampkami, wreszcie przyjrzała się swojemu towarzyszowi.
— Dlaczego pan jest w przebraniu Świętego Mikołaja? — zapytała, uśmiechając się.
— Och, to długa i śmieszna historia — roześmiał się, ściągając futro i brodę. — Mnie, nawiasem mówiąc, nazywają Tadeusz.
— Kinga — wyciągnęła rękę. — Proszę opowiadać, Tadeuszu. Dziś brakowało mi śmiesznych historii.
Tadeusz zamówił herbatę i zaczął opowiadać. Rozmowa potoczyła się gładko, a smutki rozpłynęły się jak śnieg na wiosennym słońcu. Za oknem sypały puszyste płatki, a Nowy Rok pukał do drzwi.
Tak kończył się stary rok, zabierając ze sobą ból i rozczarowania. A nowy podarował KindzeA nowy rok przyniósł Kindze i Tadeuszowi początek czegoś pięknego i prawdziwego — ich historię, która miała się dopiero rozwinąć.