Złamana sercem, zapukała do drzwi. W odpowiedzi – tylko cisza.

polregion.pl 1 godzina temu

Z drżącym sercem zapukała do drzwi. Cisza odpowiedziała jej wzajemnością.

Z drżącym sercem Zuzanna zastukała do drzwi. Gdy żaden dźwięk nie przerwał milczenia, sięgnęła niepewnie do torebki, wyciągnęła klucz i otworzyła Boże, jak dawno tu nie była! Wszystko wyglądało tak samo, nic się nie zmieniło w tym niegdyś ukochanym domu, tylko teraz było tu obco i zimno.

Minął prawie rok od kłótni z Krzysztofem. Kłócili się i wcześniej. Zuzanna brała wtedy córeczkę, Rózię, na ręce i z łzami w oczach szła do matki. Najczęściej Krzysztof, stęskniony, już następnego dnia pędził się godzić. Życie wracało na swoje tory, a zgody wnosiły do ich związku różnorodność. Ale ostatnim razem było inaczej

Otrząsnąwszy się z wspomnień, Zuzanna zdecydowanym krokiem podeszła do szafy, gdzie miała dokumenty. Papiery leżały nietknięte, starannie przez nią ułożone w teczce. Od dwóch miesięcy młody mężczyzna, od dawna zakochany w Zuzannie, zabiegał o jej względy. Jeszcze nic między nimi nie było, ale tydzień temu oficjalnie oświadczył się.

I przez cały ten tydzień Zuzanna nie mogła zasnąć, coś ją dusiło, nie potrafiła podjąć decyzji. Z początku wydawało się, iż nieporozumienie z Krzysztofem musi się jakoś rozwiązać. Zapuka do drzwi, jak zwykle, spojrzy prosto w głąb jej duszy i powie: *Jak bardzo za tobą tęskniłem!*

Ale dni mijały, miesiące płynęły, a w życiu nic się nie zmieniało. Z Krzysztofem widywali się rzadko, stawał się coraz chłodniejszy i bardziej odległy, między nimi wyrósł mur. Przychodził tylko po Rózię, w milczeniu brał dziewczynkę za rękę i zabierał do siebie. Potem cicho ją przywoził z powrotem. Rózia szczebiotała radośnie, chwaląc się prezentami od taty kręciła się przed lustrem w nowej sukience czy bucikach. A Zuzanna przypominała sobie, jak świeciły się oczy Krzysztofa, gdy dawał prezenty jej. A teraz choćby na nią nie patrzył, między nimi było niewygodnie, więc gwałtownie chowała się w swoim pokoju. Matka, nigdy nieprzepadająca za Krzysztofem, często powtarzała: *Co Bóg da, to dobre*. Stopniowo i ona zaczęła w to wierzyć.

Głęboko westchnęła, pożegnalnym spojrzeniem ogarnęła pokój i zamarła. Na kanapie spał Krzysztof. Pewnie po nocnej zmianie. Pierwszym odruchem było wyjść, ale coś kazało jej wrócić. Boleśnie znajome rysy twarzy, zarost, cienie pod oczami Zuzanna wolno usiadła obok. Co adekwatnie wie o tym człowieku, z którym przeżyła tyle lat? Jakie myśli kryją się za tą zmarszczoną twarzą? W jej głowie pojawiła się zapomniana twarz młodego Krzysztofa: czyste, chłopięce oczy i uśmiech tak jasny, tak ciepły Zawsze myślała, iż to właśnie ten uśmiech, który wywrócił jej świat do góry nogami, był tym, w czym się zakochała. Czy to możliwe, iż tamten uśmiechnięty chłopiec i ten zmęczony mężczyzna to ta sama osoba? A przecież nie minęło aż tak wiele czasu. Znów zobaczyła ten jasny uśmiech. Tak wyraźnie, tak żywo, jakby był wyrzutem dla niej, dla Zuzanny

Boże, gdzie to wszystko zniknęło? Beznadziejnie rozejrzała się wokół, jakby szukając winnego zniszczonego życia. Serce ścisnęło się, zatrzepotało, wypełniło ciężkimi wspomnieniami. Ich niegdyś przytulny, baśniowy świat stopniowo wypełnił się drobnymi pretensjami i żal

Idź do oryginalnego materiału