Zjazd Absolwentów. Opowieść.

newsempire24.com 4 godzin temu

Pamiętam, jak wówczas bałem się, iż nie rozpoznam ją. Ostatni raz, gdy Michał Kowalski widział Jadzię, mieli po piętnaście lat, a teraz już po trzydzieści i wyobrażał sobie, jaką stała się w tym prowincjonalnym mieście Sandomierzu.

Na pewno ma troje dzieci i mężaalkoholika pomyślał Michał ze złością. Nie było jasne, dlaczego gniewał się na Jadzię, przecież to on wyjechał, a nie ona.

Spotkano go tak, jakby był sławnym aktorem, co sprawiło, iż poczuł się niekomfortowo. Jadź nie pojawiła się wśród innych absolwentów, a on uznał, iż tak lepiej co za głupia nostalgia, nie potrzebuję już tej Jadź!

A potem ujrzał ją.

Miała smukłe dłonie z niebieskimi żyłkami, twarz spiczasty, jak u lisiczki, puszyste jasne włosy, zawsze krótko przycięte i ułożone w kształt zgniecionego mniszka. Wyglądała przepięknie, a pewnego razu niechcący wypowiedział głośno:

Ależ Jadź piękna

Jego kolega ze szkoły, Paweł Głowacki, wybuchnął śmiechem i rzucił:

Ty też gadam! Patrz na Zuzannę piękną, długie włosy, skórę gładką. A Jadź jest blada i pełna pryszczy, jak ćma.

Rzeczywiście, Jadź miała drobne wypryski, ale Michał uważał, iż nie psują jej urody. Przyznał się więc Pawełowi:

No cóż, może masz rację.

Jak zaprzyjaźnić się z Jadź, nie wiedział: dziewczyny już nie rozmawiają z chłopakami tak, jak kiedyś, a jeżeli podszedłby i po prostu zagadał, pierwsza Zuzanna zaczęłaby go drwić, szukając narzeczonego i panny młodej.

Pomysł podrzucił Paweł, gdy zaprosił wszystkich chłopaków na urodziny. Jego mieszkanie nie było tak duże jak u Michała, więc było ciasno, ale wesoło: mama Pawła wymyślała zagadki, a potem grali w transformery, które podarowali im koledzy z klasy, i największy z nich Michał.

Mamo rzekł on w przeddzień urodzin. Czy mogę zaprosić całą klasę?

Całą klasę? zdziwiła się matka. Gdzie ich pomieścimy?

Proszę, mamo!

I tak i tak nie przyjdą wtrącił z innego pokoju ojciec. Zrób im bufet, niech się najadą, nie przy stole siedzieć będą.

A rodzina?

Rodzina przyjdzie innego dnia radził ojciec, podkreślając potrzebę obrusów, serwetek i siedmiu dań

Tak postanowiono. Michał obawiał się, iż Jadź odmówi i nie przyjdzie, zwłaszcza iż nie będzie miała pieniędzy na prezent. Wszyscy wiedzieli, iż pochodzi z dużej rodziny; matka była bibliotekarką, ojciec pijanem, słodycze widzi tylko przy świętach, a kurtki pożycza od starszej siostry. Kiedy więc podszedł do Jadź, by zaprosić ją na przyjęcie, wymamrotał:

Chciałbym poprosić cię o specjalny prezent: narysujesz mi okładkę na płytę?

Jadź nie zrozumiała prośby, a Michał wyjaśnił, iż pies, Burek, podarł okładkę, a jedyną pozostałą ma białą, co mu nie odpowiada.

Macie może magnetofon? zapytała nieufnie, bo wszyscy wiedzieli, iż ojciec Michała jest właścicielem sieci restauracji w mieście i w domu mają najnowszy sprzęt, nie stare gramofony.

Tak, mam odrzucił Michał. Ale kocham słuchać płyt. Narysujesz?

Jadź dostała piątkę z rysunku i jej prace częściej wisiały nie tylko w szkole, ale i na wystawach okręgowych.

Dobrze, zgodziła się. Narysuję.

Na urodzinach, gdy połowa chłopaków grała na konsoli, a druga oglądała film na wideomagazynie, Michał pokazał Jadź, Michałowi i dwóm dziewczynom, które podążyły za nimi, swój odtwarzacz i płyty. Słuchał różnej muzyki, ale najchętniej Beatlesów, tak jak jego ojciec, a to właśnie ich okładka została podzielona na cząstki przez psa Burego.

Jadź najpierw się nudziła: odtwarzacz nikogo nie zachwyci, choćby jeżeli jest wyjątkowy, ale gdy włączyła się muzyka, stała się sztywna, wyciągnęła się jak sznur i słuchała skupiona, jakby to był marsz. Michałowi znudziła się muzyka, więc wrócił do konsoli, a dziewczyny urządziły dyskotekę. Do pokoju wdzierały się kolejne osoby, kręciły się i podskakiwały, jakby porażone prądem, a Jadź siedziała na skraju swojego łóżka nie ruszając się.

Kilka dni po urodzinach podeszła i zapytała:

Czy mogłabyś dać mi płytę posłuchać? Obiecuję, iż będę ostrożna!

To ojcowskie, od razu odparł Michał. Nie wolno ich nikomu dawać. Ale możesz przyjść do mnie i słuchać kiedy chcesz.

Trochę niewygodnie zamarszczyła się Jadź.

Niewygodne to włożyć spodnie na głowę i spać na półce, kołdra spada sparodiował Michał ojca. A reszta wygodna, więc nie myśl, przyjdź, i wszystko będzie w porządku.

Tak zaczęła się ich przyjaźń, najpierw oparta na wspólnej miłości do legendarnego zespołu, a potem na prawdziwym uczuciu, bez żadnych forteli.

Michał, naprawdę chcesz być z tą dziewczyną? dopytywała matka. Ona nie ma nic, patrzy tylko w twoją twarz i kiwa na każde słowo. Wiem, iż panowie lubią takie rzeczy, ale to już za dużo. Co możecie mieć wspólnego, ona przecież jest biedna? Słuchaj, lepsze otoczenie trzeba od dziecka kształtować! Mówiłam, iż trzeba go przenieść do liceum!

Mamo, nie chcę jeździć na drugi koniec miasta jęknął Michał. Lubię tę szkołę, nauczyciele są dobrzy, a sam słyszałam, iż korepetytorka mówi: wymowa w sam raz, zasób słów bogaty, nie w każdej szkole taką dostają.

Matka już nie pierwszy raz namawiała go do liceum, a on nie chciał tam iść, nie tylko przez Jadź, ale i dlatego, iż naprawdę lubił swoją szkołę.

Niech dziewczynie kręci się w głowie odparł ojciec, to młodzieńczy kaprys.

Nic nie kręcę!

Michał się zdenerwował, uszył uszy czerwienią i jeszcze bardziej się rozzłościł. Ten kłótliwy dialog dał mu prawie rok wolności matka przewracała oczami, kiedy przyprowadzał Jadź do domu, ale o liceum już nie wspominała. W dziewiątej klasie matka kiedyś weszła do pokoju, gdy on intensywnie studiował kształt Jadź, i wtedy wszystko się stało.

Najpierw pomyślał, iż to tylko chwilowy kaprys, bo gdy Jadź uciekła do domu, matka nic mu nie powiedziała. Wieczorem, kiedy wrócił ojciec, było cicho. Trzy dni później ojciec oznajmił:

Jedź, chłopcze, przeprowadzamy się do Warszawy.

Do Warszawy? nie zrozumiał Michał.

Tak. Rozszerzam sieć restauracji, otwieram nowy lokal. I ty niedługo powinieneś podjąć studia, nie tutaj, a w Warszawie, gdzie konkurencja większa. Już załatwiłem liceum i korepetytorów.

Nie pojedę odparł Michał.

To gdzie się wybierzesz?

Nie było dokąd pójść. Jadź, gdy się o tym dowiedziała, płakała; Michał obiecał, iż dokończy szkołę i przyjedzie po nią. Jadź wzdychała dorosłym głosem i mówiła:

Nigdy już nie wrócisz

Na pożegnanie podarował jej tę samą płytę, do której narysowała okładkę, i przy dźwiękach której po raz pierwszy się pocałowali.

Wszystko wskazywało, iż pomysł przeprowadzki do Warszawy wymyśliła matka. Michał poczuł się bardzo zraniony i na matkę, i na ojca. Kiedy w dziesiątej klasie kolega wyjechał na studia do Londynu, powiedział ojcu:

Też chcę do Londynu.

Matka zaczęła płakać, lamentować, iż nie pozwoli mu tam być samemu. Michał wiedział, iż ma starszego brata, który urodził się z chorobą serca i zmarł po roku, a potem matka długo nie mogła zajść w ciążę, więc rozumiał jej lęk, choć w pewnym stopniu cieszyło go to.

W Londynie podobało mu się. Zwiedzał wszystkie miejsca związane z idolami, zaczął palić, zmienił fryzurę i co tydzień zmieniał dziewczyny. Próbował zapomnieć Jadź, wybierając zupełnie inny typ, ale każda gwałtownie go nużyła.

Po powrocie do Polski pomagał ojcu w restauracjach. Do tego czasu miał już dwa dłuższe związki: z Greczynką, która przyczepiła się do niego niczym kleszcze, oraz z koleżanką z uczelni, Jane, bladą brytyjką o puszystych blond włosach.

Matka, gdy tylko wrócił, zaczęła dobierać mu odpowiednie panny, a Michał prawie nie odwiedzał domu, zamieszkując w mieszkaniu podarowanym przez ojca na pełnoletniość. Matka obrażała się, dzwoniła, a on nie podnosił słuchawki. Ojciec prosił go, by był łagodniejszy, a on odpowiadał:

Chciała, żebym odniósł sukces? Odniosłem. Nie wyjdę za nią za mąż, niech sobie to zapisze na nosie.

Kiedy napisał mu Misha, Michał nie od razu rozpoznał, kto to awatar nie pasował do obrazu w pamięci. Gdy się wyjaśniło, ucieszył się i potwierdził przyjęcie zaproszenia na zjazd absolwentów, choć nie był tam pierwotnie.

Patrzyła na niego z uśmiechem i nie była wcale rozzłoszczona, w przeciwieństwie do niego samego.

Cześć wykrztusił. Nie zmieniłaś się wcale.

To była prawda: Jadź wciąż była szczupła, blada, z niebieskimi żyłkami pod skórą. Tylko włosy stały się dłuższe.

Od tego momentu Michał nie zauważał innych. Rozmawiali i rozmawiali. Jadź była już zamężna, ale rozwiedziona, a jej jedynym dzieckiem był dziesięcioletni syn, także imieniem Michał. Gdy usłyszał własne imię, zbladł z zakłopotania, ale nie mógł zaprzeczyć, iż było mu miło.

Jedź ze mną rzekł nagle, rozumiejąc, jak głupio to brzmi. Zabierz syna i jedźmy, w Warszawie wszystko lepsze niż tutaj.

Wciąż jesteś marzycielem odpowiedziała z żalem.

Czy to znaczy nie?

Jadź nie odpowiedziała, ruszyła w stronę domu. Nie udało mu się jej powstrzymać, nie znalazł słów, by namówić do zostania.

A ja już jadę z tobą uśmiechnęła się Arzana. W jakim hotelu się zatrzymałeś?

W Centralnym, oczywiście.

Pozwól, iż cię odprowadzę powiedziała żartobliwie.

Michał nie zadawał pytań. Zamówił taksówkę i odjechali.

Kiedy zapukano do drzwi, pomyślał, iż to sprzątaczki lub coś podobnego i zdziwił się, iż tak późno. Może się pomylili pomyślał.

Na progu stała Jadź, w tym samym sukni, włosy w kucyku, nozdrza napuszane od gniewu.

A gdzie ona?

Kogo?

Arzana! Najpierw zabrała mojego męża, a teraz mnie?

Michał roześmiał się.

Nie ma tu żadnej Arzany. Chcesz, sprawdź sam.

Odsunął się, Jadź weszła do pokoju, rozejrzała się, uspokoiła, usiadła na krześle.

Dzwoniła do mnie Julka i mówiła, iż wyjechaliście razem.

Zawoziłem ją taksówką do domu, jak prawdziwy dżentelmen, i to wszystko.

choćby się nie pocałowaliście?

Uniósł ręce i żartobliwie odparł:

Niewinny jestem!

Co to? Jej usta są pomalowane, a i coś jeszcze.

Nie przyjechałem tu po to odparł Michał.

Po co więc? Spotkać się ze mną po piętnastu latach, wspomnieć obietnicę?

Czy czekałaś na to?

Nie, zapomniałaś mnie już na drugi dzień!

To w porządku, ja też nie pamiętam cię długo.

Czy mam iść już?

Idź. Tylko może najpierw posłuchamy płyty?

Płyty?

Oczywiście. Mam odtwarzacz.

Jadź zmrużyła oczy, spojrzała na niego z drwiną i zapytała:

Czyli mnie zapomniałeś, a odtwarzacz przywiózłeś?

Tak właśnie jest.

Wzięła torbę, którą zostawiła przy wejściu, wyciągnęła z niej coś i podała Michałowi. To była ta sama płyta, której okładkę narysowała i którą on podarował jej przy pożegnaniu.

Zapomniałaś mnie na kolejny dzień, a płytę latami trzymałaś? drwił Michał.

Ona wzruszyła ramionami. Wyciągnął płytę z koperty, delikatnie przMichał położył płytę na gramofonie, włączył igłę i, gdy pierwsze nuty Beatlesów wypełniły pokój, oboje poczuli, iż minione lata zatarły się w jedną, niekończącą się melodię wspomnień i nadziei.

Idź do oryginalnego materiału