Śmiertelna trasa
Koła podmiejskiej elektryki wesoło stukały po szynach. Wzdłuż torów ścianą stały rozłożyste świerki, przez gałęzie których prześwitywało niskie słońce. Grupa studentów medycyny głośno dyskutowała. Przy wejściu do wagonu stały ich narty.
Inicjatorem i organizatorem wyjazdu był Tomek Zalewski – przystojniak o sportowej sylwetce, duma uczelni, kandydat na mistrza sportu w biegach narciarskich. Co zimę brał udział w zawodach reprezentując uczelnię i nigdy nie zajął miejsca niższego niż drugie. Jego ojciec zajmował wysokie stanowisko w miejskim urzędzie. Mówiąc krótko – lokalna gwiazda.
Niedługo przed świętami Tomek zaproponował, by całą grupą wybrać się na wycieczkę do ośrodka w lesie. Mało kto o nim wiedział. Można było miło spędzić czas i pojeździć na nartach. Większość się zgodziła, choć poza Tomkiem nikt nie interesował się narciarstwem. Ale dlaczego nie skorzystać z okazji, by wyjechać na łono natury?
Asia stała na nartach tylko na lekcjach WF-u w szkole. Ale jak odmówić, gdy sam Tomek zaprasza? Zgodziłaby się na wszystko, byle tylko być przy nim.
W wagonie siedziała obok niego, przytulając głowę do jego ramienia, rozmarzona i szczęśliwa, nie zauważając, iż Krzysiek Nowak co chwilę rzucał w jej stronę zazdrosne spojrzenia. I nie tylko on. Kinga również z niepokojem obserwowała Tomka i Asię. “Co on w niej widzi?” – mówił jej wzrok.
Asia sama się dziwiła. Tyle wokół pięknych dziewczyn, a on wybrał ją – skromną, choć prymuskę. Niedawno choćby wspomniał, iż po studiach się pobiorą. Jego wpływowy ojciec wyznaczył warunek: syn może wziąć ślub dopiero po dyplomie, ani dnia wcześniej. W przeciwnym razie nie pomoże mu w dostaniu się do najlepszej kliniki w mieście.
Do końca studiów zostało jeszcze półtora roku. Wiele mogło się zmienić. Ale Asia nie sięgała myślami tak daleko. Przytulona do Tomka w pociągu, czuła się kochana i szczęśliwa.
Wysiedli na peronie i zatrzymali się, zachwyceni pięknem zimowego lasu, w którym ukryty był ośrodek. Mróz orzeźwiał. Wesoło maszerowali z nartami na ramionach, ciesząc się pięknym dniem, młodością i nadchodzącymi świętami.
Zamieszkali w drewnianych domkach i od razu Tomek zawołał wszystkich na trasę, by się rozgrzać.
– Na początek mała pętla – pięć kilometrów. Zabierzcie telefony, dzwońcie do mnie, jeżeli coś się stanie. Ale tu spokojnie, zwierząt nie ma. Trasa przygotowana, dobra. Starajcie się nie zostawać. Ja idę pierwszy, Krzysiek zamyka. – Tomek stanął na trasie, która zaczynała się tuż przy głównym budynku.
Asia nie spieszyła się, by stanąć za nim. Wiedziała, iż kiepsko jeździ, będzie tylko zawadzać, spowalniać grupę. Zajęła ostatnie miejsce. Za nią ustawił się Krzysiek. Tomek to zauważył, ale nic nie powiedział.
Kilka osób z Tomkiem na czele gwałtownie zniknęło w głębi lasu. Asia została daleko w tyle. Narty ślizgały się na ubitej trasie, nogi bolały od wysiłku, ręce zdrewniały. Łapała ustami mroźne, palące gardło powietrze. Za plecami słyszała szelest nart Krzyśka.
– Wyprzedzaj! – krzyknęła, odwracając się.
Ale on powlókł się za nią. Asia już żałowała, iż w ogóle poszła. Mogła zostać w ciepłej chacie, pić herbatę i czekać na resztę. Nagle tuż obok chrupnęła gałąź, jakby ktoś przedzierał się przez zarośla. Asia drgnęła, straciła równowagę i upadła. Pod nią chrupnęła prawa noga, w oczach zapaliły się iskry bólu i krzyknęła.
– Co się stało? – Krzysiek zatrzymał się obok.
– Noga… – jęknęła Asia, zaciskając zęby.
Krzysiek ukląkł obok niej.
– Pokaż. Odsuń ręce. Nie bój się – rozkazał.
Asia lekko rozluźniła uchwyt, ale nie odsunęła dłoni całkiem.
Krzysiek delikatnie dotknął łydki. Asia wzdrygnęła się i krzyknęła.
– Jasne. Złamanie. – Siegnął po telefon, ale nie miał zasięgu. Zaklął pod nosem.
– Asi, nie płacz. Tomek gwałtownie biega. Może akurat zdecyduje się na drugie okrążenie. Wtedy będzie tu szybciej.
– Mówił, iż tylko jedno dzisiaj robimy – wyszeptała przez łzy.
– Dopóki reszta skończy jedno, on może zdążyć zrobić drugie. Jesteśmy gdzieś w połowie trasy. Daleko. Trzeba poczekać. Dasz radę? Asi, nie mamy wyboru. Brak zasięgu.
Siedziała na śniegu i płakała.
– Słuchaj, przejdę trochę dalej. Może złapię sygnał. Nie odejdę daleko, nie boj się, nie zostawię cię. Widziałaś, czy ktoś jeszcze jest za nami?
Asia nie odpowiedziała. Zaczęła drżeć z zimna i stresu. Krzysiek odjechał kawałek, sprawdził sygnał, przejechał jeszcze trochę, zatrzymał się.
– Jest zasięg! – krzyknął radośnie.
Po krótkiej rozmowie wrócił do Asi.
– Tomek już tu będzie. Trzymaj się.
Zauważył, iż trzęsie się z zimna, zdjął kurtkę i narzucił jej na ramiona. Asia wdzięcznie skinęła głową. Po policzkach płynęły łzy. niedługo zimno zaczęło przenikać Krzyśka na wylot. Zaczął podskakiwać i przysiadać, by nie zamarznąć. Wydawało się, iż mija wieczność, zanim na trasie pojawił się Tomek.
– Asi, pomoc nadchodzi – powiedział Krzysiek, ledwo poruszając zsiniałymi ustami.
– Jak to się stało? – zapytał Tomek, podjeżdżając.
Za nim ciągnął plastikową płachtę, podobną do ślizgacza.
Asię trzęsło tak bardzo, iż nie mogła mówić.
– Zaraz odczepię ci narty i położymy cię na nosze – tłumaczył jej, jak dziecku.
– Skuter śnieżny gdzieś pojechał, drugi jest zepsuty. Będziemy musieli cię ciągnąć – powiedział do Krzyśka, choćby na niego nie patrząc.
Asia przy każdym dotyku krzyczała, przeszkadzała im. Tomek stracił cierpliwość i nakrzyczał na nią.
– Asi, nie siedź jak kłoda. Pomóż nam. Czy chcesz tu zamarznPo latach, gdy ich córka pierwszy raz stanęła na nartach, Asia spojrzała na Krzyśka i zrozumiała, iż prawdziwa miłość nie przychodzi z gwiazdorskimi obietnicami, ale z cichą obecnością w najmroźniejszych chwilach.