Pierwszy dzień zimy nie zaczął się najlepiej. Bożena musiała iść do pracy, a pogoda była fatalna. Padał śnieg z deszczem, temperatura spadła do zera – nie wiadomo było, co na siebie włożyć.
Kurtka nie wchodziła w grę, więc założyła puchową kurtkę i ciepłe buty.
To był jej pierwszy dzień pracy po długiej przerwie. Latem, zachwycona związkiem z Arturem, lekkomyślnie zrezygnowała z poprzedniej posady, by jechać na wakacje.
Ukochany kupił bilety nad morze, a szef nie chciał jej wypuścić. Więc po prostu napisała wypowiedzenie…
Wtedy wydawało się, iż niebo usiane jest diamentami. Bożena była pewna, iż na plaży usłyszy oświadczyny. Po co więc miała pracować? Artur miał ich utrzymać, a jej dochody i tak nie miały znaczenia.
Marzyła o ślubie, dziecku i życiu w jego dużym domu. Teraz jednak przeklinała swoją naiwność.
Na wakacjach nie padło żadne oświadczenie. Zabierał ją do restauracji, podarował kilka pięknych nocy… i przywiózł z powrotem.
Nie zostawił jej od razu – przez pół roku wmawiał, iż ich związek ma przyszłość. W końcu nie wytrzymała i zapytała wprost o jego plany.
– Nie najlepsze, Bożenko – odparł. – Chcę wrócić do żony. Mamy z ojcem wspólny interes, a on zachorował. Powiedział, iż wszystko zostanie synowi, a żona będzie zarządzać do jego pełnoletności. jeżeli jednak odbuduję rodzinę, firma przejdzie na mnie. Taka jest umowa. Wybacz…
Potem posypały się banały o miłości i żalu. Jakże jest bezsilny, jak cierpi…
Bożena narzuciła jego ostatni prezent, futrzaną kurtkę, i rzuciła krótko:
– Żegnaj!
I zniknęła z jego życia. Nie żałowała Artura – tylko straconego czasu.
Musiała przełknąć gorycz i wrócić do poprzedniej pracy, błagając dyrektora o przyjęcie.
Czekając pod gabinetem, słyszała przez drzwi jego gniewny głos – pewnie kogoś beształ za błędy. Gdy w końcu weszła, uśmiechnęła się niepewnie i wyjaśniła sytuację: potrzebuje pracy, bo życie osobiste się nie ułożyło.
Dyrektor, choć życzliwy (ale żonaty), westchnął:
– Nikogo innego bym nie przyjął. Ale panią tak. Tylko nie na dawne stanowisko – będzie sekretarką? Małgorzata idzie na macierzyński od pierwszego grudnia. Warunek: dyscyplina i zero zwolnień!
Zgodziła się. Więc oto jej pierwszy dzień: ołówkowa spódnica, biała bluzka, dyskretny makijaż. Buty na zmianę w torbie. Gdy biegła na przystanek, dostała SMS od szefa:
„Proszę przyjść wcześniej. Pilne zebranie.”
Spojrzała na zegarek – nie zdąży. Zamówiła taksówkę, ale wtedy jakiś chłopak na deskorolce wpadł na nią bez ostrzeżenia!
Wylądowali na chodniku. Kurtka w błocie, rajstopy podarte, telefon na jezdni. Chłopak jednak miał gorzej – trzymał się za nogę.
Pomogli im przechodnie. Gdy przyjechało pogotowie, lekarz zapytał:
– Kto pojedzie z chłopcem?
Wszyscy nagle spuścili wzrok. Została tylko Bożena.
W szpitalu, gdy chłopak był na prześwietleniu, jej telefon ożył. Pięć nieodebranych połączeń od szefa. Spróbowała oddzwonić – bez odpowiedzi. niedługo dostała wiadomość:
„Zmieniłem zdanie. Powodzenia w poszukiwaniach.”
Kariera skończona, zanim się zaczęła. Ledwo powstrzymała łzy. Znajdzie inną pracę… Tymczasem chłopaka wypisano.
– Nie martw się, mamo. Nic poważnego – rzekł lekarz.
– Nie jestem jego matką – odparła Bożena.
Chłopak miał na imię Krzysiek. Zadzwonił do babci, nie do rodziców.
– Tata jest w delegacji – wyjaśnił. – Mieszkam z babcią.
Gdy dotarli do domu, starsza kobieta już czekała. Bożena została zaproszona na herbatę.
Mieszkanie było schludne. Babcia gderała, iż wnuk wziął deskorolkę bez pytania. Wymienili numery i Bożena obiecała dopilnować, by Krzyśkowi nic nie brakowało.
Tydzień później, gdy bezskutecznie szukała pracy, zadzwonił.
– Cześć, Bożena! To Krzysiek. Wszystko gra. Tata wrócił. Zapraszam cię na urodziny w sobotę!
Zgodziła się. Kupiła mu porządny plecak i pojechała pod wskazany adres. Dom okazał się… ogromny. Na progu stała babcia i uśmiechnięty Krzysiek.
Gdy weszła do środka, z salonu wyszedł przystojny mężczyzna.
– Dariusz Nowak, ojciec tego urwisa – przedstawił się.
Bożena zaczerwieniła się. Gdy usiedli do stołu, dowiedziała się więcej: wdowiec, sam wychowuje syna od siedmiu lat, babcia pomaga. Firma wymaga czasu, a syn – uwagi.
– Ciągle w biegu – westchnął.
Ona opowiedziała o stracie pracy. Dariusz zamyślił się…
Tydzień później zaproponował jej stanowisko w swojej firmie.
Święta spędzili już razem – szczęśliwa babcia, rozradowany Krzysiek i oni: Bożena z Dariuszem, których wspólna historia dopiero się zaczynała.
Czasem los układa puzzle w najmniej oczekiwany sposób. Wystarczy jeden upadek na chodniku, by otworzyć drzwi do nowego życia.