Zimowy poranek pełen przeciwności: deszcz, śnieg i praca do wykonania.

newsempire24.com 18 godzin temu

Pierwszy dzień zimy nie rozpoczął się najlepiej. Kaśka musiała iść do pracy, a pogoda była okropna. Padał śnieg z deszczem, temperatura spadła do zera – ani to, ani sio.

Kurtka odpadła, trzeba było założyć puchową kurtkę i ciepłe buty.

To był jej pierwszy dzień pracy po długiej przerwie. Latem, szczęśliwa z Olkiem, lekkomyślnie rzuciła pracę, namówiona przez niego.

Ukochany kupił jej wczasy nad morzem, a szef nie chciał dać jej urlopu. Więc napisała wypowiedzenie…

Wtedy niebo zdawało się być usiane diamentami… Kaśka była pewna, iż na plaży usłyszy oświadczyny.

Po co więc miała pracować? Olek zapewni im obojgu taki dostatek, iż jej grosze nie będą miały znaczenia.

Marzyła wtedy o ślubie, dziecku i pięknym życiu w jego luksusowym domu. Jakże teraz przeklinała swoją naiwność!

Na wakacjach nie padło ani słowo o małżeństwie. Zabierał ją do restauracji, podarował kilka pięknych nocy i przywiózł z powrotem.

Nie odszedł od razu – prawie pół roku wmawiał jej, iż ich związek znajdzie szczęśliwe zakończenie. Aż w końcu Kaśka nie wytrzymała i spytała o jego plany.

– Planów niewiele, Kasiu – odparł. – Wracam do byłej żony. Mamy z ojcem wspólny biznes, a on zachorował. Zapowiedział, iż wszystko zostawi mojemu synowi, a żona będzie zarządzać do jego pełnoletności. Ale jeżeli odbuduję rodzinę, wszystko przejdzie na mnie i syna. Twarde warunki. Wybacz, kochanie…

Potem poszły kolejne brednie o miłości i smutku rozstania. Jak to on jest bezsilny, nieszczęśliwy…

Kaśka zarzuciła na ramiona jego ostatni prezent – ciepłe futro – i powiedziała tylko:

– Żegnaj.

Zniknęła z jego życia. Nie żal jej było Olka, tylko zmarnowanego czasu.

Musiała przełknąć to „nieszczęście” i wrócić do poprzedniej pracy, błagać dyrektora, by ją przyjął z powrotem.

Wymieniwszy kilka słów z koleżankami, siedziała pod gabinetem szefa. Trwało poranne zebranie. Przez zamknięte drzwi słychać było jego podniesiony, gniewny głos. Pewnie ktoś dostał reprymendę za błędy.

Gdy wszyscy wyszli, Kaśka nieśmiało weszła do gabinetu i promiennie się uśmiechnęła.

Potem wyjaśniła swoją prośbę prosto: nie może bez pracy, a życie osobiste się nie ułożyło.

Szef, choć szczęśliwie żonaty, patrzył na nią z współczuciem i w końcu rzekł:

– Nikogo innego bym nie przyjął z powrotem. Ale ciebie wezmę. Tylko nie na to samo stanowisko – już zajęte. Zostaniesz moją sekretarką? Marysia idzie na macierzyński od pierwszego grudnia. Ale dyscyplina! I żadnych niespodziewanych urlopów!

Musiała się zgodzić. I oto nadszedł pierwszy dzień pracy. Ołówkowa spódnica, biała bluzka, dyskretny makijaż, zadbane włosy. Buty na zmianę wzięła do biura. Kaśka biegła na przystanek, gdy przyszła wiadomość od szefa.

«Proszę przyjść wcześniej. Awaryjne spotkanie.»

Spojrzała na zegarek – wcześniej się nie da. Trzeba wzywać taksówkę. Zatrzymała się, by wybrać numer, gdy nagle potrącił ją chłopak na deskorolce! W taką pogodę!

Wylądowali oboje na ziemi. Kurtka w błocie, rajstopy zniszczone, telefon na środku jezdni.

To dało się naprawić, ale chłopak najwyraźniej doznał kontuzji – złapał się za nogę. Wstał z pomocą Kaśki i przechodniów, ale nie mógł na nią stanąć.

Ktoś podał jej telefon. Przyjechało pogotowie.

– Kto pojedzie z chłopcem? – zapytał lekarz, a wtedy wszyscy nagle spuścili głowy.

Musiała jechać Kaśka.

Zebrała deskorolkę, jego szkolny plecak z urwanym paskiem i wsiadła do karetki. W szpitalu, gdy chłopiec był na badaniu, jej telefon ożył.

Pięć nieodebranych połączeń od szefa. Dzień pracy, nie mówiąc o spotkaniu, już się zaczął. Zadzwoniła – nie odebrał. Chwilę później przyszło SMS:

«Nie martw się. Zmieniłem zdanie. Powodzenia w szukaniu pracy.»

Tak skończyła jej kariera. Łzy nabiegły do oczu, ale się powstrzymała. Znajdzie pracę jako sekretarka. Choć… Nie zdążyła dokończyć myśli, gdy wyprowadzono chłopca.

– Niech się pani nie martwi. Nie jest źle. Ale to lekkomyślne, pozwalać dziecku jeździć w taką pogodę…

– Przepraszam, nie jestem jego mamą. Dziękuję za pomoc – odparła Kaśka i posadziła chłopca obok.

Miał na oko czternaście lat.

– Jak się czujesz? Gdzie mieszkasz?

Podał adres, a Kaśka zamówiła taksówkę. W międzyczasie wyciągnął telefon:

– Babciu, nie martw się… Jeździłem na deskorolce i… Zaraz wracam.

Usłyszała płacz w słuchawce, ale taksówka już podjechała. Opierając się na jej ramieniu, jakoś doszedł do samochodu.

Chłopak miał na imię Grześ, ubrany był schludnie. Widać było, iż nie z biednej rodziny. Dlaczego zadzwonił do babci, a nie do rodziców?

– Tata jest w delegacji – wyjaśnił. – Zostawił mnie z babcią.

Pod domem czekała już zdenerwowana kobieta. Kaśka krótko wyjaśniła sytuację i została zaproszona na herbatę.

Nie odmówiła. Mieszkanie było czyste, zadbane. Z rozkoszą objęła dłonią gorącą filiżankę, a babcia łajała wnuka, iż wziął „tę deskę” bez pytania.

Wymienili numery i w końcu się pożegnali.

– Zadzwonię, sprawdzę, jak się masz. jeżeli będziesz czegoś potrzebował, dzwoń – powiedziała Kaśka i wyszła.

A iść… adekwatnie nie miała gdzie. Dzień pracy się nie zaczął, kariera sekretarki u zakochanego szefa też.

– Może i lepiej – pomyślała i pojechała do domu.

Cały tydzień spędziła, przeglądając ogłoszenia. Oferty były, ale nic nie pasowało – albo za daleko, albo kiepska płaca, albo trzeba było kursów.

Nic jej nie satysfakcjonowało, aż w końcu postanowiła zadzwonić do Grzesia. Wcześniej dzwoniła kilka razy. Ale on ją uprzedził, dzwoniąc dzień wcześniej:

– Kaśka, cześć! To Grześ. Wszystko super, nie– Chciałbym cię zaprosić na moje urodziny w sobotę, dasz radę przyjść? – zapytał, a Kaśka, choć zaskoczona, uśmiechnęła się i odpowiedziała: “Tak, oczywiście”, czując, iż los właśnie postawił przed nią nową drogę.

Idź do oryginalnego materiału