Ziemniaczane puree, kurczak i rozwód, który się nie wydarzył

newsempire24.com 15 godzin temu

Puree, kurczak i rozwód, który się nie zdarzył

Warszawa. Jesienny wieczór. Przenikliwy wiatr, zmęczone oczy i jeszcze bardziej zmęczone serce. Eliza wróciła do domu po dziesięciu godzinach w hali handlowej supermarketu. W głowie kręciła się tylko jedna myśl:

— Żeby chociaż Tomek usmażył ziemniaki…

Mieszkanie powitało ją zapachem czegoś pysznego. Eliza zdjęła kurtkę, zrzuciła buty, weszła do kuchni – na stole stały talerze z parującym puree i pieczonym kurczakiem. Obok – łyżki, sól, chleb, czajnik. Tomek w milczeniu skinął na krzesło:

— Siadaj.

— Ojej, dzisiaj co, święto? – Eliza wymusiła uśmiech. – To coś nowego?

— Zwykłe danie – wzruszył ramionami. – Ale musimy porozmawiać.

Jedli w ciszy. Kurczak – delikatny, puree – w sam raz słone. Eliza nastawiła czajnik, zaparzyła lipową herbatę. Usiadła naprzeciw męża.

— No mów. Widzę, iż coś cię gryzie.

Tomek długo patrzył w okno. Potem przeniósł wzrok na żonę.

— W sobotę dziadkowie obchodzą złote gody. Zaprosili nas.

— A, to ci, którzy dali nam na ślub pięć tysięcy złotych? No i jak pojedziemy? Przecież mieliśmy się rozwieść.

— No, jedźmy tak po prostu. Starzy ludzie, ucieszą się. Oficjalnie wciąż jesteśmy małżeństwem.

Eliza spojrzała na niego z wątpliwością. Nie miała siły. Ani na kłótnie, ani na zgody.

— Dobrze, jedźmy. Może ostatni raz razem wybierzemy się w gości.

Jechali samochodem ojca Tomka. On z tatą – z przodu. Eliza – z jego matką na tylnych siedzeniach. Cisza.

— Co, pokłóciliście się? – szeptem zapytała teściowa.

— Nie – odpowiedziała Eliza z wymuszonym uśmiechem.

— Zobacz, jakie pierścionki kupiliśmy im na rocznicę. Złote, piękne.

— Piękne – skinęła głową.

— Żyjcie w zgodzie. Za pięćdziesiąt lat wasze dzieci też wam takie podarują.

Eliza spuściła wzrok. Pięćdziesiąt lat? To cała wieczność…

Na jubileuszu było wesoło: młodzież, dorośli, starzy. Stoły uginały się od jedzenia, śmiech, toasty. Ale Eliza trzymała się z dala od męża. Kobiety z rodziny Tomka od razu wciągnęły ją w przygotowanie programu rozrywkowego. Wszystkie miały lekko po trzydziestce, tak jak ona. Sprzeczały się, podkpiwały z mężów, ale… było widać, iż ich kochały.

Eliza łapała się na pytaniach:

— A ja go kocham? A on – mnie?

Może kiedyś kochała. Ale teraz… Dom – nieprzytulny. Pieniędzy – wiecznie brak. Nowej kurtki nie może sobie kupić od trzech lat. Dzieci? choćby o nich nie wspomina. Pracy dobrze znaleźć nie może. A przecież kiedyś był jej marzeniem…

Impreza skończyła się późno. Gości rozwieziono do domów. Babcia Hania podeszła do młodych:

— Zostańcie u nas. Przenocujecie. I pomożecie trochę posprzątać.

Eliza i Tomek w milczeniu zaczęli zbierać ze stołów. Pracowali sprawnie, bez słów. Po dwóch godzinach w domu znowu było czyściutko.

Babcia postawiła herbatę.

— No, Józek, pięćdziesiąt lat razem, – uśmiechnęła się do dziadka.

— A ile razy o mały włos nie rozwód, – burknął. – Do USC szliśmy.

— Ale wróciliśmy razem.

— No, wtedy pracy nie miałem, grosza przy duszy, – przypomniał sobie dziadek.

— A zapomniałeś, jak się za mną wszyscy oglądali? Księżniczką mnie nazywali. A ty świeciłeś jak żarówka.

— No tak… Księżniczka, – prychnął, ale w jego oczach było ciepło.

Eliza patrzyła na nich – i coś ścisnęło ją w środku. Sprzeczali się, przerywali sobie, ale… kochali się. Naprawdę.

— Tacy sami byliśmy, – pomyślała. – Młodzi, gorący, pełni uraz. Pewni swojej racji. A teraz śmieją się z tego, przez co prawie się rozstali.

Babcia Hania wyjęła z kieszeni kopertę:

— Macie, kupcie sobie coś. Na jesień. I nie protestujcie. Z dziadkiem nie zbiedniejemy.

Eliza chciała odmówić, ale Tomek wziął.

— Dziękujemy, babciu.

— No to idźcie odpocząć. Pokój gotowy.

Pokój był znajomy – tutaj Tomek spędził dzieciństwo. Tylko teraz na łóżku było dwoje. Położyli się. Milczeli.

— Elizo… – szepnął.

Przytuliła się do niego. Ciepłe, znajome ramię. Nie bogactwo. Nie futro. Po prostu – on.

Tomek zasnął. A Eliza wpatrywała się w sufit.

— Dobrze, iż się nie rozstaliśmy. Jutro kupię sobie płaszcz. A potem, może… I dziecko. A potem, kto wie, może i wnuki. A za czterdzieści dziewięć lat… złote obrączki. Takie same.

Uśmiechnęła się. Pierwszy raz od dawna. I zasnęła. Spokojnie. Obok niego.

Idź do oryginalnego materiału