Ziemniaczane puree, kurczak i niespodziewany zwrot akcji

newsempire24.com 7 godzin temu

Warszawa. Jesienny wieczór. Wiatr chłodny, oczy zmęczone, a serce jeszcze bardziej. Kasia wróciła do domu po dziesięciu godzinach w supermarkecie. W głowie kołatała się tylko jedna myśl:

— Oby choć Tomek ziemniaki usmażył…

Mieszkanie powitało ją zapachem czegoś pysznego. Kasia zdjęła kurtkę, zrzuciła buty, weszła do kuchni – na stole stały talerze z parującym purée i pieczonym kurczakiem. Obok leżały łyżki, sól, chleb, czajnik. Tomek tylko skinął na krzesło:

— Siadaj.

— Ojej, coś się stało? Dzisiaj jakaś okazja? – Kasia wymusiła uśmiech. — Coś nowego?

— Zwykłe danie – wzruszył ramionami. — Ale musimy porozmawiać.

Jedli w ciszy. Kurczak – delikatny, purée – w sam raz solone. Kasia zagotowała wodę, zaparzyła lipową herbatę. Usiadła naprzeciw męża.

— No to mów. Widzę, iż coś cię gryzie.

Tomek długo patrzył przez okno. W końcu spojrzał na żonę.

— Dziadkowie obchodzą złote gody w sobotę. Zaprosili nas.

— A, ci, co dali nam te 20 tysięcy złotych na ślub? No i jak pojedziemy? Przecież mieliśmy się rozwieść.

— No to pojedźmy tak, dla nich. Starszy ludzie, ucieszą się. Oficjalnie wciąż jesteśmy małżeństwem.

Kasia spojrzała na niego niepewnie. Nie miała siły – ani na kłótnię, ani na pogodzenie się.

— Dobrze, jedźmy. Może ostatni raz razem w odwiedziny.

Jechali samochodem ojca Tomka. On z tatą z przodu, Kasia z teściową z tyłu. Cisza.

— Pokłóciliście się? – szepnęła teściowa.

— Nie – Kasia wymusiła uśmiech.

— Zobacz, jakie pierścionki im kupiliśmy na rocznicę. Złote, piękne.

— Piękne – skinęła głową.

— Żyjcie w zgodzie. Za pięćdziesiąt lat wasze dzieci też wam takie podarują.

Kasia spuściła wzrok. Pięćdziesiąt lat? To cała wieczność…

Na jubileuszu było wesoło: młodzież, dorośli, starzy. Stoły uginały się od jedzenia, śmiech, toasty. Ale Kasia trzymała się z dala od męża. Kobiety z rodziny Tomka od razu wciągnęły ją w przygotowania programu. Miały po trzydzieści parę lat, tak jak ona. Kłóciły się, przekomarzały z mężami, ale… widać było, iż je kochają.

Kasia łapała się na pytaniach:

— A ja go kocham? A on mnie?

Może kiedyś. Ale teraz… Dom – nieprzytulny. Pieniędzy – wiecznie brak. Nowej kurtki nie kupiła od trzech lat. Dzieci? choćby o nich nie wspomina. Pracy sensownej znaleźć nie może. A przecież kiedyś był jej marzeniem…

Impreza skończyła się późno. Gości rozwieziono. Babcia Hania podeszła do młodych:

— Zostańcie u nas. Przenocujecie. I pomożecie trochę posprzątać.

Kasia i Tomek w milczeniu zaczęli zbierać ze stołów. Działali sprawnie, bez słów. Po dwóch godzinach w domu znowu było czysto.

Babcia postawiła herbatę.

— No, Staszek, pięćdziesiąt lat razem – uśmiechnęła się do dziadka.

— A ile razy prawie się rozstaliśmy – burknął. — Pod sąd już szliśmy.

— Ale wróciliśmy.

— Byłem wtedy bez pracy, grosza nie było – przypomniał sobie dziadek.

— A pamiętasz, jak się za mną oglądali? Księżniczką mnie nazywali. A ty świeciłeś jak żarówka.

— No tak… Księżniczka – prychnął, ale w jego oczach było ciepło.

Kasia patrzyła na nich – i coś się w niej ścisnęło. Kłócili się, przerywali sobie, ale… kochali. Naprawdę.

— Też tacy byliśmy – pomyślała. — Młodzi, zapalczywi, obrażeni. Pewni swojej racji. A teraz oni śmieją się z tego, przez co prawie się rozstali.

Babcia Hania wyjęła z kieszeni kopertę:

— Macie, kupcie sobie coś na jesień. I się nie sprzeczajcie. Nam z dziadkiem nie zabraknie.

Kasia chciała odmówić, ale Tomek wziął.

— Dziękujemy, babciu.

— Idźcie już spać. Pokój gotowy.

Pokój był znajomy – tu Tomek spędził dzieciństwo. Tylko teraz w łóżku było dwoje. Położyli się. Cicho.

— Kasia… – szepnął.

Przytuliła się do niego. Ciepłe, znajome ramię. Nie bogactwo. Nie futro. Po prostu – on.

Tomek zasnął. A Kasia patrzyła w sufit.

— Dobrze, iż się nie rozwiedliśmy. Kupię jutro płaszcz. A potem, może… dziecko. A za czterdzieści dziewięć lat… złote pierścionki. Takie same.

Uśmiechnęła się. Pierwszy raz od dawna. I zasnęła. Spokojnie. Obok niego.

Idź do oryginalnego materiału