Moja pierwsza wizyta w tym mieście to był czysty przypadek. Wpadłam tam prosto z drogi i na wariackich papierach luknęłam trochę do parku, odrobinę do muzeum i zrobiłam kilka fotek paru przypadkowym obiektom w okolicy rynku. Kolejny raz przybyłam tam, kiedy robiliśmy archiwum do naszej drugiej książki, gdzie Ines w jednym z jej rozdziałów opisała historię kanibala z Ziębic i potrzebowaliśmy sfotografować dom, w którym mieszkał Denke. Więc, jak widzicie, nie było to klasyczne zwiedzanie, ale i tak opowiem Wam o tym, jakie wrażenie zrobiły na mnie Ziębice.
Do tego miasta muszę jeszcze powrócić, ponieważ jego dzieje są prawdziwie fascynujące. To, iż dotąd traktowałam je jak przystanek na szlaku, to mój wielki grzech turystyczny. Ziębice mają swój klimat, choć nie jest to kombajn turystyczny. I bardzo dobrze, ponieważ to właśnie w takich miejsc pochodzą moje najciekawsze opowieści.
To właśnie w tym mieście dolnośląskim mieszkał Karl Denke, kanibal z Ziębic. Jego dom przez cały czas istnieje i jest zamieszkały przez współczesnych mieszkańców tej miejscowości. Historia ta jest przerażająca i pełna szokujących i odrażających detali, ponieważ została bardzo dokładnie udokumentowana. Ines z Nieustannego Wędrowania wzięła ją na warsztat podczas pisania naszej drugiej książki „Mroczne Tajemnice Dolnego Śląska” i z tej pracy powstał jeden z najciekawszych rozdziałów w tej publikacji. Poniżej możecie zerknąć. Polecamy, ponieważ naprawdę warto!
Ziębice. W parku miejskim
Auto zaparkowaliśmy blisko parku. Od razu zauważyłam dinozaury między drzewami w tej enklawie zieleni i nie mogłam się powstrzymać, musiałam podejść bliżej. Nigdy nie wspominałam o tym na tym blogu, ponieważ nie jest to jego myślą przewodnią, ale kocham się w tych ogromnych stworzeniach od bardzo dawna. Uwielbiam dinozaury! Były wspaniałe i choć wiem, iż ich wyginięcie sprawiło, iż człowiek mógł rozwijać swoje cywilizacje na planecie Ziemia, to i tak bardzo mi szkoda, iż całkowicie zniknęły z naszego świata.
Odkąd wyginęły, ssaki mogły zacząć się rozmnażać na spokojnie i bez strachu iż zostaną zjedzone na przykład przez Tyranozaura. Przyjdzie i na nas pora, iż podzielimy los dinozaurów, ale póki co jesteśmy tutaj i możemy cieszyć się pięknem otaczającego nas świata. I podziwiać te wspaniałe stworzenia choćby w parku miejskim w Ziębicach.
To bardziej plac zabaw dla dzieci jest niż prawdziwa atrakcja turystyczna, ale ja, choć już dawno temu stałam się dorosła, to czułam się tam jak berbeć, co ma kilka lat. Szaleliśmy z Frutkiem w tym jurajskim parku i fotografowaliśmy się wspólnie i osobno. Bardzo nam się tam podobało.
Książka „Frutkowskiego rozmowy, kurna, co nie?”
To były naprawdę bardzo szczęśliwe chwile, które teraz są bezcennym wspomnieniem naszych wspólnych, wieloletnich wojaży.
Wiele z nich zostało opisanych w książce o naszym Przyjacielu. Powstała ona podczas pierwszych miesięcy żałoby po jego śmierci, a treść jej wypłynęła wprost z naszych poranionych serc. Książka jest pięknie wydana, przeszła profesjonalną korektę i skład. Opatrzona została cudnymi grafikami. To publikacja, którą powinien mieć na swojej półce każdy, kto kocha zwierzęta.
Pan Frutkowski odszedł za Tęczowy Most 12 stycznia 2024. Zostawił po sobie smutek, rozdarte serca i tęsknotę. Żył długo, bo aż 17 lat. W tym czasie był naszym wiernym towarzyszem wypraw, co uczyniło go zaprawionym w boju wędrowcem. Nigdy go nie zapomnimy. I Wy również go zapamiętajcie. Prawdziwie zapracował sobie na tę pamięć.
Dinomania według Nieustannego Wędrowania
Chociaż nie były to dzikie knieje dolnośląskie, tylko ziębicka enklawa zieleni, oceniłam tę miejscówkę jako niezwykle zajmującą, stąd tyle fotek. To była super przygoda! o ile uda mi się tam jeszcze powrócić, to z całą pewnością po raz kolejny odwiedzę ten park z ponad stu letnią swoją historią, ponieważ przez cały czas jestem w głębi duszy małym dzieckiem, które uwielbia dinozaury :). Sądzę też, iż poza nimi, jest tam więcej zajmujących obiektów, którymi warto się zająć.
W tym paku znajduje się również interesujący basen, gdzie także „żyją” starszliwe bestie. To wodne potwory, które, przynajmniej tak mi się wydaje, robią za fontannę. Woda ta otoczona została przy najbardziej stromych brzegach ogrodzeniem, żeby nie wydażyło się przy niej jakieś nieszczeście, bo wiadomo, tam gdzie dinozaury, tam również i małe dzieci.
Frutek jednak nie mógł wytrzymać i na własną łapę eksplorował teren…
Ziębice. Bazylika mniejsza
Wparowaliśmy do miasta jak niekontrolowane tornado. Pierwsza budowla, na którą wpadliśmy to bazylika mniejsza. Kościół pamięta czasy średniowiecza. Fakt ten ustalono podczas prac restauratorskich, które prowadzone były w XIX stuleciu. Przez setki lat świątynia ta sukcesywnie się rozrastała. Kaplica Jerzego została dobudowana w czternastym wieku, a kaplica Mariacka sto lat później. Budynek sakralny jest ogromny.
Bazylika mniejsza jest kościołem pod wezwaniem świętego Jerzego i to również Sanktuarium Męki Pańskiej. To najstarszy zabytek tego miasta, w którym znajdujemy różne style architektoniczne. Gotyk, renesans, barok, rokoko.
Przybytek ten, jakże cenny historycznie posiada również kamienną dzwonnicę wzniesioną w XV stuleciu. Robi ogromne wrażenie.
Na Dolnym Śląsku jest tak, iż naprawdę bardzo rzadko udaje się mi bez proszenia i tak z marszu po prostu wejść do kościoła i go zwiedzić. Najwięcej zdjęć z wnętrz podobnych Przybytków robię zza zamkniętej kraty. I to jest smutne, jakkolwiek by tego nie tłumaczyć…
Dawna szkoła parafialna
Tuż przy bazylice znajduje się bardzo interesujący budynek, który mocno zwrócił moja uwagę. To dawna szkoła parafialna. Wzniesiono ją w drugiej połowie XVI stulecia. Budowla zwieńczona została renesansowym szczytem, na którym widoczne jest przepiękne sgraffito. Obrazuje ono postaci świętych oraz sceny z historii tego miasta. Coś niesamowitego!
Ratusz ziębicki
Rynek w Ziębicach ma swój klimat. Zabudowa miasta otacza tamtejszy ratusz, który naprawdę pięknie się prezentuje. Jest to jednak konstrukcja stosunkowo młoda, ponieważ liczy sobie raptem tylko trochę ponad jeden wiek. Najstarsza jego część — wieża ratuszowa — pochodzi z drugiej połowy XVI wieku. Teraz w jego wnętrzach znajduje się Urząd Stanu Cywilnego oraz Muzeum Domu Śląskiego, gdzie głównymi eksponatami są dawne sprzęty gospodarstwa domowego. Nie pamiętam, jak to się stało, iż wpadliśmy na pomysł, żeby kupić bilety do rzeczonego muzeum, ale tak się stało i do tego wszystkiego zostaliśmy tam zaproszeni z psem.
W Muzeum Domu Śląskiego
Nie przepadam za podobnymi przybytkami, choć nie mogę powiedzieć, żebym ich nie doceniała, bo w pewnym sensie tak jest. Muzeum w Ziębicach założone zostało w okresie międzywojennym i zawsze miało ono regionalny charakter. Można tam oglądać eksponaty, które jeszcze całkiem niedawno były w użyciu. Żelaska, którymi nasze babcie prasowały koszule naszym dziadkom, pralki w których prały nasze mamy, najróżniejsze rodzaje naczyń i sztućców oraz meble.
Ale to nie wszystko, ponieważ ja zastałam tam dodatkowo rzeźby, obrazy i wóz strażacki. Były tam też gabloty z bronią palną i kajdanami. Zdjęcia z wewnątrz wyszły kiepsko, bo światło tam było marne, a i marnym wówczas sprzętem do fotografowania dysponowałam.
W 1937 roku wdowa po Josephie Langerze, Marta Langer Schlaffke przekazała rzeczonemu muzeum w Ziębicach kolekcje obrazów swojego męża. Był on niemieckim konsrewatorem dzieł sztuki i malarzem, który przyszedł na świat w Ziębicach w roku 1865, a zmarł we Wrocławiu w 1018. To co po nim ocalało, przez cały czas można oglądać przy stałych ekspozycjach. Langer był również zapalonym kolekcjonerem i namiętnym podóżnikiem.
Ziębice i ich dwa zamki
Ziębice powstały na terenie wcześniejszego grodu. Tamtejszy zamek wzniesiony został w XIII stuleciu przez Bolka I, księcia świednicko-jaworskiego. Znajdował się on przy dzisiejszej ulicy Zamkowej w tym mieście, a dokładniej przy dawnej Bramie Grodzkiej, ponieważ stanowił on całość z jego murami obronnymi. Forteca została rozniesiona w perzynę przez husytów w roku 1429. Odbudowano ją wprawdzie, jednak już kilkadziesiąt lat później Maciej Korwin zniszczył zamek ziębicki, kiedy to prowadził on swoje wojny o śląsk i czeski tron. Od tamtej pory warownia już nigdy nie powróciła na swoje miejsce. Jeszcze w osiemnastym stuleciu można było oglądać jej relikry w postaci ruin, ale teraz nie ma już i po nich ani śladu.
Spalony na stosie
W miejscu rzeczonej warowni w roku 1738 zbudowano barokową kaplicę Bożego Ciała, która zachowała się do naszych czasów, choć co prawda w nie najlepszym stanie. Z jej nazwą i z powodem dla którego została ona wzniesiona, związana jest interesująca legenda. Podobno w pierwszej połowie osiemnastego wieku w dawnych zamkowych ogrodach pewnego dnia pojawił się pewien wojak, który wcześniej skradł z kościoła w Henrykowie hostię. Miał on zanosić do niej modły, prosząc o poprawę swojej sytuacji życiowej, która prawdopodobnie nie była zbyt dobra. gwałtownie jednak żołnież zorientował się, iż jego prośby nie zostaną wysłuchane i wpadł w okrutną złość. Wziął hostię i przybił ją nożem do jednego z drzew, a potem urządził sobie do niej strzelankę.
Potem opuścił to miejsce i wrócił do koszar, jednak sumienie straszliwie go gryzło i nie mogąc wytrzymać w poczuciu winy, zwierzył się ze wszystkiego swoim kolegom, a oni czym prędzej na niego donieśli. I stało się tak, iż ostatecznie trafił on przed oblicze sądu. Oskarżono go bowiem o świętokractwo. Wyrok był tragiczny dla tego żołnierza, bo za ten czyn spalono go na stosie w kwietniu 1725 roku. Wcześniej jednak kazano obciąć mu rękę, którą dokonał tej „zrodni”. Po tych wydarzeniach ówcześni mieszkańcy Ziębic postanowili, iż w miejscu, gdzie wydarzyły się te okoliczności, wybudują kaplicę na przebłaganie tego starszliwego grzechu.
Drugi zamek w Ziębicach
Wzniesiony został tym razem przy Bramie Nyskiej. Powstał mniej więcej w 1500 roku jako renesansowe cacko i był bardziej pałacem aniżeli warownią. W latach między 1511 a 1536 budowla była dopieszczana przez Korola Podiebrata, który to dokładał dużych starań, aby obiekt ten zachwycał. Ten niby zamek nie posiadał żadnych fortyfikacji, nie licząc parkanu, który odgradzał go od miasta. W chwili obecnej on również nie istnieje, ale rysował go jeszcze Wernher i stąd wiemy, jak wyglądał. Na jego miejscu po wielu latach wzniesiono kościół protestancki.
Ten obiekt sakralny istnieje do dziś i kiedy przybyłam do Ziębic, zastałam go w roli hali gimnastycznej. Zachwyciłam się jego architekturą. Bardzo spodobała mi się wieża kościelna, która przypomina latarnię morską. Okazał się też bardzo fotogeniczny.
Ziębice i Brama Paczkowska
Ta budowla jest jak prawdziwy wehikuł czasu. To naprawdę piękna rzecz, mieć coś podobnego w swoim mieście. Budynek bramny prezentuje się wspaniale i zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Wzniesiono go w roku 1491 i nie zmienił się on zbyt wiele od tamtej pory. Konstrukcja jest kamienna, na planie kwardratu i z dwoma poziomami. Na zwieńczeniu – blanki, a na hełmie czeski lew z kamienia…
Cieszy mnie to bardzo, iż choć jedna z bram tego miasta ocalała, ale szkoda mi pozostałych. Były to: Wrocławska, Zamkowa, Nyska i Furta Tkacka. Dla tej atrakcji warto odwiedzić Ziębice, aby dotknąć takiego zabytku i zrobić mu fotografię. Ma on grubo ponad 500 lat i przez cały czas stoim nieustannie na swoim miejscu. To nie byle jaki wyczyn!
Czasami jest tak, iż wybieramy się do znanego i interesującego miejsca z sercem pełnym oczekiwań i roszczeń i nie zawsze wracamy zadowoleni. A niekiedy wszystko układa się na wariackich papierach i zostają z tego piękne wspomnienia, do których z przyjemnością wracamy…
Więcej o naszych dolnośląskich wojażach opowiadamy nie tylko na kartach tego bloga, ale również w naszych książkach. Opowieści w nich zawarte nie są dostępne na tej stronie, a więc warto zerknąć. Poniżej zostawiamy dla Was informacje o nich. Zapraszamy, nie będziecie żałować, obiecujemy :)
Artykuł zawiera autoreklamę