Zgodziłam się zaopiekować się córką sąsiadki na weekend, ale gwałtownie zorientowałam się: z dzieckiem jest coś nie tak.

twojacena.pl 1 dzień temu

Zgodziłam się zaopiekować córeczką sąsiadki na weekend, ale już po kilku minutach poczułam, iż coś jest nie w porządku.
No cóż, damy radę rzuciłam z lekką nutą pewności, spoglądając na nową sąsiadkę, która stała w progu w płaszczu zapinanym po szyję.

Z nerwowym ruchem przyczepiła rozczochrany kosmyk i zaciągnęła go w ciasny kok. Między brwiami wyryła się głęboka zmarszczka niepokoju, wargi napięte.

Obok stała dziewczynka malutka, blada, z przerażająco dużymi oczami, w których widać było starą zmęczenie, zupełnie niepasujące do dziecka.

Bardzo dziękuję, Kasiu odezwała się sąsiadka równym, wyćwiczonym tonem. Wrócę w niedzielę wieczorem. Nie muszę się martwić o Bognę, jest niezwykle posłuszna.

To brzmiało sztucznie, jakby była wynikiem tresury, nie wychowania.

W środku zadrżało coś jak przeczucie, które rzadko mnie zdradzało.

Poradzimy sobie, uśmiechnęłam się, choć wewnątrz trząsło mnie napięcie. Mam nadzieję, iż pani mama gwałtownie wróci do zdrowia.

Dziękuję, skinęła sucho kobieta, podając mi podartej torby plecak. To jej rzeczy. Minimum, ale najpotrzebniejsze.

Torba okazała się dziwnie lekka. Na dwa dni prawie nic. Dziewczynka stała nieruchomo, nie podnosząc oczu z podłogi, jedynie drgnęła, gdy matka pochyliła się w jej stronę.

Bądź grzeczna. Nie sprawiaj Anie kłopotów rozkazała sąsiadka ostro. Jej głos przypominał rozkaz wojska, nie rozmowę z dzieckiem.

Bogna skinęła bez słowa. Nie usłyszałam kocham, nie poczułam pożegnawczego dotyku.

Kobieta odwróciła się i ruszyła w stronę taksówki, nie patrząc za siebie.

Wejdź, Bogno dotknęłam jej ramienia tak, jakby bała się, iż rozpadnie się w kawałki. Poznam cię z Mruczkiem, moim rudym przyjacielem.

Dziewczynka cichutko zsunęła się do przedpokoju, jakby bała się zostawić ślad. Mruczek, który zwykle uważał dom za swoją twierdzę, pojawił się w korytarzu, powąchał jej buciki i teatralnie przetarł się o nogi.

Wygląda na to, iż ci się spodobał powiedziałam zaskoczona. Zwykle robi najpierw casting, zanim wpuszcza kogoś do swojego świata.

Bogna usiadła i delikatnie pogłaskała kota. Kiedy Mruczek zanucił swoją silnikową piosenkę, jej twarz trochę się rozgrzała. W tej chwili była po prostu dzieckiem, nie małym duchem.

Kiedy przygotowywałam obiad, podglądałam ich pod nosem. Dziewczynka szepnęła coś w rude ucho, a Mruczek słuchał z królewskim zadowoleniem. Serce mi zadrżało. W pamięci wyłoniła się inna mała twarz, inne oczy

Pięć lat temu zniknęła moja siostrzenica jakby rozwiała się w powietrzu. Wypadła z wózka, gdy siostra rozmawiała przez telefon. Bez końca poszukiwania, nici, które nie prowadziły donikąd. Dwa lata później zniknęła też siostra w wypadku. Moja rana nie zagoiła się. Do dziś nocą widzę jej małe dłonie wyciągające się z ciemności.

Czy chcesz herbatę imbirową z pomarańczą? zapytałam, próbując odgonić wspomnienia.

Skinęła głową. Spojrzenie w stronę blatu.

Tak, proszę wyszeptała ledwo słyszalnie.

Kolacja przeszła jak dziwna choreografia starałam się prowadzić rozmowę, a ona jadła ostrożnie, jakby była na zwiadzie.

Jakie bajki lubisz? zapytałam, gdy opróżniła talerz.

Nie wiem odpowiedziała po chwili. Mama mówi, iż książki to strata czasu.

Coś bolesnego ścisnęło mnie w środku. Czy matka może tak powiedzieć?

Przez otwarte okno dobiegał zapach lawendy z mojego ogrodu i dziecięcy śmiech z sąsiedniej ulicy. Bogna odwróciła głowę w stronę dźwięku w jej oczach pojawiła się nuta tęsknoty.

Chcesz się wyjść? zaproponowałam.

Odmówiła:

Mama nie pozwala.

Znowu mama. Kobieta, która zostawiła córkę prawie nieznajomemu człowiekowi i odjechała, nie odwracając się. Spojrzałam na jej delikatny profil, opadające ramiona coś w tych rysach było znajome, jakby bolało w moich własnych piersiach.

Przed snem rozłożyłam jej pościel w gościnnym pokoju. Okna wychodziły na ogród, zasłony poruszał lekki wietrzyk.

Bogna stała w środku pokoju z grzebieniem w ręku jedynym osobistym przedmiotem z torby.

Pomóc? zapytałam, patrząc na poplątane włosy.

Podniosła grzebień niepewnie. Zaczęłam rozczesywać, delikatnie, żeby nie szarpać. Włosy były kruche, suche. Zamknęła oczy. Przeszyło ją delikatne drżenie, gdy dotknęłam jej głowy.

Gotowe szepnęłam. Połóż się, będę przy tobie, dopóki nie zaśniesz.

Naprawdę? Nie odejdziesz od razu?

Oczywiście, iż nie. Jestem tutaj.

Bogna zwinęła się w kłębek pod kołdrą. Mruczek wskoczył obok, przytulił się. Ostrożnie położyła rękę na jego futrze.

Patrzyłam na jej twarz w półmroku i nie mogłam przestać myśleć, iż już kiedyś widziałam te rysy, tę linię pod brodą Czy to tylko gra umysłu? Ból przeszłości, który przenika teraźniejszość?

Światło księżycowe przenikało przez firanki, rozpryskując się po ścianach. Z okna dobiegał szelest koników.
Rosła we mnie pewność: coś tu nie gra. Muszę dowiedzieć się, co dokładnie.

Bogno, śniadanie! zawołałam, rozkładając talerze na kuchennym stole.

Dziewczynka pojawiła się w drzwiach w takiej samej wczorajszej szacie. Włosy starannie uczesane, twarz czysta wszystko zrobiła sama, nie budząc mnie. Zbyt samodzielna jak na sześcioletnią.

Chcesz sok pomarańczowy? pokazałam szklankę.

Bogna spojrzała na nią, jakby po raz pierwszy w życiu zobaczyła taki napój.

Czy mogę? wyszeptała.

Oczywiście odparłam z uśmiechem, ukrywając drżenie. I naleśniki z dżemem też.

Usiadła nieśmiało na krawędzi krzesła, oczy przyklejone do talerza. Nie zaczęła jeść.

Nie czekaj na mnie, zaczynaj zachęciłam łagodnie.

Bogna niepewnie chwyciła widelec, odłamała kawałek i włożyła do ust. Na twarzy pojawił się cień przyjemności, który od razu zamienił się w typową czujność.

Smakuje? zapytałam, siadając naprzeciw.

Skinęła głową, nie podnosząc wzroku.

Bardzo wyszeptała, jakby wyznawała coś zakazanego.

Po śniadaniu wyciągnęłam album, farby i kredki.

Pomalujemy? zaproponowałam.

Bogna spojrzała na kolorowe kredki, jakby to były skarby.

Nie umiem przyznała z wyrzutem sumienia.

To nic. Rysuj, co chcesz. Na przykład Mruczka.

Niepewnie wzięła ołówek. Udawałam, iż sprzątam kuchnię, ale kątem oka obserwowałam. Jej ruchy stawały się pewniejsze. Rysunek jednak był dziwny: nie kot, a ciemny dom z zasłoniętymi oknami i małą postacią w środku.

Serce mi się ścisnęło. Podeszłam bliżej.

Ładny dom powiedziałam ciepło. To twój?

Bogna drgnęła i gwałtownie odwróciła kartkę.

Nie, po prostu wymyśliłam drżącym głosem. Czy mogę narysować Mruczka?

Oczywiście.

Gdy rysowała kota, po cichu sięgnęłam po telefon i wpisałam w wyszukiwarkę: zaginęła dzieci w ostatnich 5 latach, potem dodałam: dziewczynka Bogna. Tysiące wyników. Ile zaginionych dzieci?

Bogna skończyła rysunek i podała mi go. Po raz pierwszy jej twarz rozświetliła prawdziwa uśmiech.

Bardzo podobny pochwaliłam. Masz talent.

Zbladła.

Dzień mijał spokojnie. Jedliśmy obiad, spacerowaliśmy po ogrodzie, czytaliśmy. Bogna powoli się otwierała, choćby zaczęła się śmiać. Gdy tylko wspominała mamę lub dom, natychmiast zamykała się w sobie.

Wieczorem napełniłam wannę ciepłą wodą, pianą i kilkoma zabawkami.

Gotowe! zawołałam. Idź, pomogę ci się umyć.

Bogna weszła do łazienki, patrząc zdezorientowana na wodę.

Piana szepnęła. Jak chmurki.

Tak, piękna, prawda? Pomogę ci umyć głowę.

Bawiła się w wodzie, powoli się rozluźniając. Delikatnie nałożyłam szampon, starając się nie zdradzić, jak bardzo drży w moim wnętrzu. Na jej ramionach były blizny stare, ale wyraźne.

Kiedy nadszedł czas spłukania, pochyliłam jej głowę do tyłu i zamarłam. Pod linią wzrostu włosów była rodząca się plamka. Trzy cienkie kreski, jak pociągnięcie pędzla. To była ta sama znamiona, co u mojej zaginionej siostrzenicy sprzed pięciu lat.

Coś się stało? zapytała Bogna, zauważając mój szok.

Nie, nic Po prostu sprawdzam, czy woda nie dostała się do uszu.

Wszystko w porządku.

Myśli wirują w głowie niczym szalone kółka. Czy to przypadek? Czy może…

Dobranoc szepnęłam, kładąc jej kołdrę.

Dobranoc odparła, po czym dodała: Dziękuję, iż jesteś dobra.

Gdy zasnęła, pospieszyłam do komputera. Palce drżały, wpisując hasło. Otworzyłam stare zdjęcia. Na nich były moja siostra i mała Bogna. Powiększyłam jedno, na którym miała rok, i widziałam tę samą plamkę trzy cienkie kreski.

Serce waliło mi w gardle. Otworzyłam kolejne zdjęcie Bogna w dwóch latach, uśmiechająca się do aparatu. Te same oczy, ten sam rozcięty łuk w tęczówce.

Wątpliwości zniknęły. Dziewczynka śpiąca w sąsiednim pokoju była moją siostrzenicą. Tą samą, którą porwano pięć lat temu.

Zatrzasnęłam dłoń na usta, tłumiąc krzyk. Co zrobić? Zadzwonić na policję? A jeżeli kobieta wróci wcześniej? Czy zabierze Bognę i znowu zniknie?

Następnego poranka dom przywitał nas ciszą, w której było coś nowego nie niepokojącego, a kojącego. Po raz pierwszy od lat obudziłam się nie od przytłaczających wspomnień, ale od ciepłego oddechu dziecka obok. Bogna spokojnie spała, przytulona do Mruczka, obejmując go łapą. Jej twarz była rozluźniona, jakby po raz pierwszy od długiego czasu pozwoliła sobie zaufać światu.

Wstałam ostrożnie, żeby jej nie wybudzić, i poszłam do kuchni przygotować śniadanie. W powietrzu unosił się aromat cynamonu, masła i ciepłego mleka. Dzień miał wyglądać jasno. Otworzyłam okno i świeże powietrze wypełniło kuchnię zapachem mięty, róż i czegoś nieuchwytnego uczucia domu.

Kiedy Bogna się obudziła, patrzyła ze schodów kuchennych, przytulając swojego nowego przyjaciela. Machnąłem ręką.

Chodź, kociaku. Dziś mamy dużo planów. Musimy wybrać ci nowy ubranko, iść do lekarza na kontrolę i jeżeli chcesz, zrobimy album ze zdjęciami, żeby pamiętać wszystkie dobre chwile.

Bogna usiadła przy stole, lekko się uśmiechając. Uśmiech jeszcze nieśmiały, ale prawdziwy.

Czy mogę mieć zdjęcie z tobą i Mruczkiem?

Oczywiście. I z niebieskim plastrem, i ze wszystkim, co sobie wymarzysz. Stworzymy nowe wspomnienia.

Śniadaliśmy, śmialiśmy się, rysowaliśmyI tak, trzymając się za ręce, my i nasz mały bohater, wyruszyliśmy w przyszłość, której już nie musieliśmy się bać.

Idź do oryginalnego materiału