Zgodziłam się poprzysiąść się nad córką sąsiadki na weekend, ale już po kilku minutach odczułam, iż coś w dziecku nie gra.
No cóż, spróbujemy rzekłam z lekką samozachowawcą, spoglądając na nową sąsiadkę, która stała w progu w płaszczu zapiętym po szyję.
Nerwowo przyczepiła wypadającą kosmyczkę w ciasny kok. Między brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka niepokoju, a wargi napinały się jak struny.
Obok stała dziewczynka. Maleńka, bladą cerą, z ogromnymi oczami, w których tliła się starożytna zmęczenie, zupełnie niepasująca do jej małego oblicza.
Dziękuję bardzo, Aniu odezwała sąsiadka równym, wyćwiczonym tonem. Wrócę w niedzielę wieczorem. Nie muszę szczególnie pilnować Zuzanny, ona jest wyjątkowo posłuszna.
Słowa brzmiały sztucznie, bardziej jak instrukcja tresury niż rodzicielska rada.
Wewnątrz coś zakłóciło spokój przeczucie niepokoju, które rzadko mnie zwodziło.
Znajdziemy wspólny język uśmiechnęłam się, mimo napięcia. Mam nadzieję, iż twoja mama niedługo wyzdrowieje.
Dziękuję skinęła suchą głową, podając mi zużytą torbę. Tu jej rzeczy. Niewiele, ale najważniejsze.
Torba była dziwnie lekka, jakby na dwa dni nie ważyła nic. Dziewczynka stała nieruchomo, nie zrywając wzroku z podłogi, drgnęła jedynie, gdy matka nachyliła się ku niej.
Bądź grzeczna. Nie sprawiaj Anii problemów rozkazała nagle sąsiadka. Jej głos uderzył mnie tak, jakby rozkazywał podwładnym, a nie dziecku.
Zuzanna kiwnęła się cicho. Żadnego kocham, żadnego pożegnalnego dotyku.
Kobieta odwróciła się i poszła w stronę taksówki, nie odwracając się.
Chodź, Zuzanko dotknęłam jej ramienia, jakby bała się ją rozproszyć. Poznam cię z Mrużkiem, moim rudym przyjacielem.
Dziewczynka przeszła bezszelestnie do przedpokoju, jakby bała się zostawić ślady. Mrużek, który zwykle uważał dom za twierdzę, pojawił się w korytarzu, powąchał jej małe buciki i pretensjonalnie ocierał się o nogi.
Wygląda na to, iż ci się podoba powiedziałam zaskoczona. zwykle przed wprowadzeniem kogoś do swojego świata organizuje prawdziwe przesłuchanie.
Zuzanna usiadła i delikatnie pogłaskała kota. Gdy Mrużek wydał swoją silnikową piosenkę, jej twarz lekko rozpromieniła się. Na chwilę stała się zwykłym dzieckiem, nie małym duchem.
Gotując kolację, obserwowałam ich z ukrycia. Dziewczynka szeptała coś do rudego ucha, a Mrużek wsłuchiwał się niczym król w jej sekrety. Serce ścisnęło się. W pamięci przeskoczyło kolejne dziecko, inne oczy
Pięć lat temu zniknęła moja siostrzeniczka jakby rozwiała się w powietrzu. Wypadła z wózka, gdy ciocia rozmawiała przez telefon. Niekończące się poszukiwania, nitki prowadzące donikąd. Dwa lata później zginęła też ciocia w wypadku. Rana nie zagoiła się. I wciąż nawiedzają mnie jej małe dłonie wyciągające się z ciemności.
Czy chcesz herbatę imbirową z pomarańczą? zapytałam, próbując przepędzić wspomnienia.
Kiwnęła głową. Spojrzenie w stronę blatu.
Tak, proszę wyszeptała ledwie słyszalnie.
Kolacja przebiegała jak dziwna choreografia starałam się prowadzić rozmowę, a ona jadła ostrożnie, jakby była na zwiadzie.
Jakie bajki lubisz? zapytałam, gdy jej talerz opróżnił się.
Nie wiem odpowiedziała po chwili. Mama mówi, iż książki to strata czasu.
Czułam, jak coś bolesnego ściska wnętrze. Czy matka naprawdę mogła tak powiedzieć?
Przez otwarte okno wiał zapach lawendy z mojego ogrodu, a z sąsiedniej ulicy dochodził dziecięcy śmiech. Zuzanna odwróciła głowę w stronę dźwięku w jej oczach przebłysł smutek.
Chcesz wyjść na dwór? zaproponowałam.
Kiwnęła głową.
Mama nie pozwala.
Znowu mama. Kobieta, która zostawiła córkę w obcej ręce i odjechała, nie patrząc wstecz. Spojrzałam na jej delikatny profil, opadające ramiona coś w tych rysach było niepokojąco znajome, odbijało się bólem w piersi.
Przed snem przygotowałam jej łóżko w pokoju gościnnym. Okna wychodziły na ogród, zasłony poruszał lekki podmuch wiatru.
Zuzanna stała pośrodku pokoju, trzymając w ręku grzebień jedyną osobistą rzecz z torby.
Pomóc? zapytałam, wskazując na splątane włosy.
Podniosła grzebień niepewnie. Zaczęłam rozczesywać, ostrożnie, by nie szarpać. Jej włosy były kruche, suche. Zamknęła oczy. Delikatne drżenie przeszło przez ciało, gdy dotknąłem jej czubka.
Gotowe wyszeptałam. Połóż się, usiądę obok, aż zaśniesz.
Naprawdę? Nie odejdziesz od razu?
Oczywiście, iż nie. Jestem tutaj.
Zuzanna zwinęła się pod kołdrą, a Mrużek wskoczył obok, przytulając się do niej. Delikatnie położyła rękę na jego futrze.
Patrzyłam na jej twarz w półmroku i nie mogłam pozbyć się wrażenia, iż już kiedyś widziałam te rysy, tę linię podbródka Czy to tylko gra umysłu? Ból przeszłości przenikający teraźniejszość?
Przez firanki przedzierał się księżycowy promień, rozrzucając srebro po ścianach. Z okna słychać było stukanie koników.
Rosła we mnie pewność: coś tu nie gra. Muszę dowiedzieć się, co dokładnie.
Zuzanko, czas śniadania! krzyknęłam, rozkładając talerze na kuchennym stole.
Dziewczynka pojawiła się w drzwiach w wczorajszych ubraniach. Włosy starannie uczesane, twarz czysta wszystko sama zrobiła, nie zakłócając mnie. Zbyt samodzielna na siódmą roczek.
Chcesz sok pomarańczowy? zapytałam, wskazując szklankę.
Spojrzała na niego, jakby po raz pierwszy w życiu zobaczyła taki napój.
Czy mogę? wyszeptała.
Oczywiście odparłam z uśmiechem, ukrywając niepokój. I naleśniki z dżemem też.
Usiadła nieśmiało na krawędzi krzesła, wzrok przywiązany do talerza. Nie zaczęła jeść.
Nie czekaj na mnie, zacznij zachęciłam łagodnie.
Zuzanna niepewnie wzięła widelec, odłamała kawałek i włożyła do ust. Na twarzy pojawił się cień przyjemności, który zaraz przemienił się w zwykłą czujność.
Smaczne? zapytałam, siadając naprzeciw.
Kiwnęła, nie podnosząc oczu.
Bardzo wyszeptała, jakby przyznawała się do czegoś zabronionego.
Po śniadaniu wyciągnęłam album, farby, kredki.
Pomalujemy? zaproponowałam.
Zuzanna spojrzała na kolorowe kredki, jakby były drogocennymi kamieniami.
Nie umiem przyznała się z żalem.
Nie szkodzi. Rysuj, co chcesz. Na przykład Mrużka.
Niepewnie chwyciła ołówek. Udawałam, iż sprzątam w kuchni, ale okiem śledziłam każdy jej ruch. Rysunek stawał się pewniejszy, ale obraz był dziwny: nie kot, a ciemny dom z zamkniętymi oknami i małą figurką w środku.
Uczucie ściskało mnie w piersi. Podeszłam.
Ładny dom powiedziałam miękko. To twój?
Zadrżała i gwałtownie odwróciła kartkę.
Nie, po prostu wymyśliłam drżał głos. Czy mogę narysować Mrużka?
Oczywiście.
Kiedy rysowała kota, po cichu sięgnęłam po telefon i wpisałam w wyszukiwarkę: zaginione dzieci ostatnie 5 lat. Dodałam: dziewczynka Zuzanna. Tysiące wyników. Ile tak zwanych zgubionych?
Zuzanna dokończyła rysunek i podała mi go. Po raz pierwszy jej twarz rozświetliła prawdziwa, szczera uśmiech.
Bardzo podobny pochwaliłam. Masz talent.
Ona przytuliła się.
Dzień płynął spokojnie. Jedliśmy obiad, spacerowaliśmy po ogrodzie, czytaliśmy. Zuzanna otwierała się stopniowo, choćby śmiała się. Gdy tylko wspominałam mamę lub dom, natychmiast zamykała się w sobie.
Wieczorem napełniłam wannę. Ciepła woda, piany, kilka zabawek.
Gotowe! zawołałam. Chodź, pomogę.
Zuzanna weszła do łazienki, zaglądając niepewnie w wodę.
Piana wyszeptała. Jak chmurki.
Tak, ładna, prawda? Pomogę ci umyć włosy.
Bawiła się w wodzie, powoli rozluźniając się. Delikatnie myłam jej włosy, starając się nie zdradzić, jak w mnie drży wszystko w środku. Na jej ramionach były ślady. Stare, ale wyraźne.
Kiedy nadszedł moment spłukania szamponu, pochyliłam jej głowę w tył i nagle zatrzymałam się. Tuż pod liną wzrostu włosów znamy znamiona. Trzy cienkie pręciki, jakby pędzlem namalowane.
Taki sam znak miał moja zaginiona siostrzeniczka, przed pięciu laty.
Co się stało? zapytała Zuzanna, zauważając mój zamrożony wyraz.
Nic sprawdzam tylko, czy woda nie dostała się do uszu.
Wszystko w porządku.
Myśli krążyły w szaleńczym kole. Czy to przypadek? Czy może znak?
Dobranoc szepnęłam, przykrywając ją kocem.
Dobranoc odpowiedziała, dodając: Dziękuję, iż jesteś dobra.
Gdy zasnęła, rzuciłam się do komputera. Palce drżały, wpisując hasło. Otworzyłam stare zdjęcia. Znalazłam te, na których ciocia trzymała małą Zuzannę. Powiększyłam obrazek, gdy miała ok. rok, jej plecy ten sam znak, wyraźny.
Trzy pręciki. Identyczne.
Serce zabiło w gardle. Otworzyłam kolejne zdjęcie Zuzanna dwa lata, uśmiecha się do kamery. Te same oczy ten sam rozpad w tęczówce, te same złote kropki.
Wątpliwości znikły. Dziewczynka śpiąca w sąsiednim pokoju moja siostrzeniczka. Ta sama, którą porwano pięć lat temu.
Zaciśnęłam dłoń przy ustach, tłumiąc krzyk. Co zrobić? Zadzwonić na policję teraz? A jeżeli matka wróci szybciej?
Czy zabierze Zuzannę i znowu zniknie na zawsze?
Następnego poranka dom przywitał nas ciszą, w której było coś nowego nie niepokojącego, a kojącego. Po raz pierwszy od lat obudziłam się nie od ciężkich wspomnień, ale od ciepłego oddechu dziecka obok. Zuzanna spała spokojnie, przytulona do Mrużka, obejmując jego łapę. Jej twarz była rozluźniona, jakby po raz pierwszy od dawna pozwoliła sobie zaufać światu.
Wstałam ostrożnie, by ich nie wybudzić, i poszłam do kuchni przygotować śniadanie. W powietrzu unosił się zapach cynamonu, masła i ciepłego mleka. Dzień zapowiadał się jasny. Otworzyłam okno świeże powietrze wypełniło kuchnię wonią mięty, róż i czegoś nieuchwytnego uczucia domu.
Kiedy Zuzanna się obudziła, milcząco obserwowała mnie przy drzwiach kuchni, przyciskając do siebie nowego pupila. Pochwyciłam ją za rękę.
Chodź, kotku. Dziś mamy dużo planów. Musimy wybrać ci nową odzież, pójść do lekarza na kontrolę i jeżeli chcesz, zrobimy razem album ze zdjęciami, żeby wspominać wszystko, co przed nami.
Zuzanna usiadła przy stole, lekko się uśmiechając. Uśmiech jeszcze nieśmiały, ale prawdziwy.
Czy mogę mieć zdjęcie z tobą i Mrużkiem?
Oczywiście. I z niebieskim plasteliną, i ze wszystkim, co zechcesz. Stworzymy nowe wspomnienia.
Jedliśmy, śmialiśmy się, rysowaliśmy. choćby nauczyłam ją piec proste ciasteczka koncentrowała się, formując kulki z ciasta, ozdabiając je małymi rodzynkami. Każdy jej ruch był echem czegoś dawno utraconego, a teraz odnalezionego.
Pod koniec dnia zadzwoniłam do ośrodka pomocy społecznej, umawiając formalne przyjęcie pod opiekę. Wszystkie papiery przygotujemy z prawnikiem. Zuzanna patrzyła na mnieWtedy, gdy wschód słońca rozświetlił wąskie okno, Zuzanna otworzyła księgę wspomnień, a ja, trzymając Mrużka w ramionach, poczułam, iż przeszłość i teraźniejszość zlały się w jedno, tworząc nieskończoną melodię domu, w którym już nigdy nie zabraknie ukojenia.














