**Wynagrodzenie**
Dziś znów Aga powiedziała mi: „Kinga, twoje życie jest tak barwne, iż mogłabyś nakręcić o nim film!”. Roześmiałam się w odpowiedzi, choć w głębi duszy drżało we mnie pytanie: „A jaki będzie finał tej historii?”. No cóż, jakoś to rozgryzę. Czas pomyśleć o zamążpójściu – w końcu mam już dwadzieścia osiem lat. Muszę się postarać.
„Oj, Kinga, nie żartuj! Chyba wcale nie chcesz wychodzić za mąż. Tobie i tak dobrze, a małżeństwo to tylko obowiązki i jeden jedyny mężczyzna” – ciągnęła Aga.
„Kto powiedział, iż jeden jedyny? Ty tak żyjesz z twoim Krzysiem, ale u mnie będzie inaczej”.
„Jak możesz w ogóle coś takiego mówić?” – oburzyła się przyjaciółka. „Czy można być zamężną i marzyć o innych? Ja tego zupełnie nie rozumiem!”.
„No cóż, ty to ty, a ja to ja” – uśmiechnęłam się swoim uwodzicielskim uśmiechem.
Jestem urodziwa – smukła, z kształtną figurą i pełnym melancholii spojrzeniem. Mężczyźni często oglądają się za mną. Należę do tych kobiet, które wiedzą, czego chcą, i nie pozwalają sobie odebrać tego, co ich. Żyję według zasady: „Dają – bierz, biją – oddawaj”. Cokolwiek robię, zawsze wychodzi mi lepiej i szybciej niż innym. Do biura przyszłam później niż Aga, a już ją wyprzedziłam – teraz to ona jest moją podwładną.
Mężczyzn w pracy było wielu. Wszyscy mnie lubili, choćby ci żonaci, ale postawiłam sobie warunek: „Moim celem jest małżeństwo, więc żonatych odsuwam na bok – choć niektórzy to prawdziwe perełki!”. Wśród kandydatów miałam trzech kolegów z pracy. Tylko którego wybrać?
Pytałam choćby Agi o radę, ale ona wolała się nie wtrącać:
„Kinga, nie gniewaj się, ale w tym temacie nie będę ci doradzać. Decyzja należy do ciebie. Boże broń, coś pójdzie nie tak – wtedy oskarżenia spadną na mnie”.
Nie wróżyłam z płatków rumianku. Przeanalizowałam sytuację na trzeźwo i doszłam do wniosku, iż Kamil jest najlepszą opcją – solidny, przystojny, zaradny, dobrze zarabia, a przede wszystkim zawsze mnie słucha.
Kamil gwałtownie zauważył, iż zaczęłam mu sprzyjać. I tak mnie obserwował, ale na jego drodze stali jeszcze Tomek i Marek. Oni też mnie lubili, a ja kokietowałam ich wszystkich, co go irytowało.
„Widocznie Kinga zrozumiała, iż jestem dla niej najlepszy” – myślał radośnie. „Nie można zwlekać, trzeba gwałtownie oświadczyć się”.
Tak też zrobił. Na jednej z randek wręczył mi ogromny bukiet i małe pudełeczko z pierścionkiem.
„Kingo, wyjdź za mnie. Długo o tym myślałem – wiem, iż będziesz wspaniałą żoną. Chcę budzić się każdego ranka obok ciebie”.
„Zgadzam się, Kamilu. Chociaż nie spodziewałam się, iż tak gwałtownie się oświadczysz. Ale znamy się dobrze, więc tak – zgadzam się”.
Pierwszy czas mieszkaliśmy w moim małym mieszkaniu. Pewnego dnia mąż zaproponował:
„Sprzedajmy to mieszkanie i zbudujmy dom. jeżeli trzeba, weźmiemy kredyt. Zarabiamy przyzwoicie, damy radę”.
„Ale gdzie będziemy mieszkać w trakcie? Wynajmować?” – zapytałam.
„Nie, po co? Mój ojciec od trzech lat żyje sam po śmierci mamy. Ma duże mieszkanie, miejsca starczy dla wszystkich. Nie będzie miał nic przeciwko”.
I tak też się stało. Działkę kupiliśmy szybko, mieszkanie sprzedaliśmy, a przeprowadziliśmy się do teścia. Henryk bardzo się ucieszył. Zawsze dogadywaliśmy się dobrze, choć widywaliśmy się rzadko – nasze relacje były jednak ciepłe.
Henryk – ojciec Kamila – po śmierci żony mieszkał sam. Mężczyzna w wieku pięćdziesięciu trzech lat prezentował się znakomicie, nie można było nazwać go starcem, a choćby „starszym panem” – to określenie jeszcze do niego nie pasowało. Po pierwszym spotkaniu powiedziałam Kamilowi:
„Twój ojciec przypomina mi tego aktora, który reklamuje telefony komórkowe”. Kamil roześmiał się i przyznał mi rację.
Henryk był wysoki i umięśniony, dwa razy w tygodniu chodził na siłownię, miał zadbaną brodę i niski, męski głos. Kobiety kręciły się wokół niego, ale nie zamierzał ponownie się żenić.
Oczywiście, cieszył się, iż syn i synowa zamieszkali z nim – w domu znowu zrobiło się weselej. Czas płynął spokojnie, tylko Kamil coraz częściej znikał na budowie, doglądając wszystkiego osobiście. Ja widywałam go coraz rzadziej, za to teścia – coraz częściej.
Pewnego dnia zrozumiałam, iż Henryk patrzy na mnie w szczególny sposób. Najpierw myślałam, iż mi się wydaje. Ale nie. Zaczął mnie obejmować, mówić komplementy, uśmiechać się czule.
„No proszę” – przemknęło mi przez myśl. „Teść zupełnie stracił dla mnie głowę. A dlaczego nie? Jest bardzo przystojnym mężczyzną… Można by coś na tym ugrać”.
Kiedy znów mnie przytulił, nie opierałam się. Sami nie wiedzieliśmy, kiedy staliśmy się bliscy. Żadne z nas choćby nie zadało sobie pytania: „Czy postępuję słusznie?”.
Najważniejsze, iż nie dręczyły cię wyrzuty sumienia. Dla nas to było naturalne – no cóż, śpiemy ze sobą, i co z tego? Dlaczego nie? Kamil zniknął w robocie, czasem zostawał na noc, szczególnie w weekendy. Tak bardzo chciał jak najszybciej skończyć dom. Czasem wracał tak zmęczony, iż ledwo wlókł się do łóżka. A ja… tęskniłam za męskim ramieniem.
Tak trwało, aż w końcu zrozumiałam, iż jestem w ciąży. Powiedziałam teściowi:
„Nie mam wątpliwości, iż to twoje dziecko. Tak się zdarza, wiesz przecież, iż w ten sposób rodzą się dzieci” – uśmiechnęłam się.
„Cieszę się, Kinga. Bardzo się cieszę!”.
Kamil nie podzielał tej radości. Ciąża nie była w jego planach – najpierw dom, potem dziecko. Udawał jednak uśmiech.
„Kamil, nie martw się, pomogę wam z dzieckiem” – powiedział Henryk, klepiąc syna po ramieniu. „Co innego miałbym robić, jeżeli nie zajmować się wnukiem?”.
Kamil nie miał wyjścia – musiał się zgodzić.
Ciąża nie była łatwa, ale znosiłam ją cierpliwie. Dziecko było upragnione, a wiek też dawał o sobie znać – w końcu przekroczyłam trzydziest