Zdradzone Więzy Krwi

newskey24.com 1 tydzień temu

**Dziennik osobisty**

Zawsze wierzyłam, iż rodzina to podpora. Że siostra to osoba, która pierwsza wyciągnie rękę, gdy cały świat się odwróci. Ale widocznie się myliłam. Najgorzka zdrada nie przyszła od obcych. Przyszła od Kasi. Od mojej własnej siostry.

Byłyśmy zupełnie inne. Ja – starsza. Zawsze poważna, opanowana, stateczna. Ona – młodsza, roztrzepana, z charakterem. W dzieciństwie kryłam ją przed rodzicami, wyciągałam z tarapatów, pomagałam w lekcjach. Potem – z dyplomem, z pracą. Ale najważniejsze – z mieszkaniem.

Mieszkanie, w którym obie dorastałyśmy, zostało po śmierci rodziców. Trzy pokoje w centrum Warszawy – kosztowny spadek. Papiery były na mnie, ale nigdy nie uważałam go tylko za swoje. Umówiłyśmy się z Kasią: będzie tam mieszkać, dopóki nie wyjdzie za mąż, a ja tymczasowo wynajmę coś, żeby nie zawadzać. Wtedy dostałam dobrą pracę na Mokotowie i pomyślałam – niech tak będzie. Wrócę później. To przecież rodzina.

Ale „tymczasowo” przeciągnęło się na lata. Kasia wyszła za mąż, urodziła, potem się rozwiodła. Znów przyprowadziła innego faceta. Gdy delikatnie wspominałam o powrocie, przerywała mi:

— No co ty, przecież dla ciebie samej to za dużo! A nam z synem i tak ciasno…

I to wszystko z udawaną czułością. A gdy zapytałam wprost, nagle powiedziała:

— Tak w ogóle, to mieszkanie jest też moje. Obie tu dorastałyśmy. A mama zawsze mówiła, iż wszystko po równo. Tylko ty pierwsza ogarnęłaś papiery.

To był cios. Nigdy nie byłam chciwa. Ale usłyszeć to… od Kasi?

Złożyłam pozew. Po miesiącu dostałam wezwanie – pozew wzajemny. Wynajęła prawnika. Wyciągnęła stare pokwitowania, znalazła świadków. Próbowała udowodnić, iż niby obiecałam jej „odstąpić” mieszkanie. choćby podrobiła jakieś listy, gdzie rzekomo rezygnowałam z niego. Wtedy po raz pierwszy poczułam – siostra przestała być siostrą.

Proces trwał pół roku. Udowadniałam oczywistość. A Kasia uśmiechała się, przychodziła z synem i mówiła: „Walczę o przyszłość dziecka”. Jakbym ja była wrogiem, a nie ciotką tego chłopca.

Gdy sąd przyznał mi rację, nie poczułam radości. Tylko pustkę. Wróciłam do swojego mieszkania – a tam wszystko było obce. Meble, zapachy, ściany. Jakbym była gościem w domu, w którym kiedyś żyłam.

Dwa dni później przyszedł kurier. List. Od Kasi. Jedno zdanie: „Nie przegrałaś ze mną – przegrałaś rodzinę”.

I wiesz, co jest najgorsze? Że ma rację. Naprawdę straciłam rodzinę. Ale nie dlatego, iż chciałam pieniędzy czy metrów. Tylko dlatego, iż pewnego dnia postanowiłam walczyć o swoje. I wtedy zrozumiałam: krew to nie gwarancja bliskości. Czasem rodzona siostra jest gorsza od wroga.

Idź do oryginalnego materiału