Zdradzona miłość

newsempire24.com 6 dni temu

Wieś Sosnówka, zagubiona pośród bezbrzeżnych pól i brzozowych zagajników województwa lubelskiego, oddychała ciszą. Wieczorny wiatr szeptał w liściach, a latarnie mętnie oświetlały wąskie uliczki. Kasia, ściskając w dłoniach torebkę, podchodziła do kawiarni, gdzie miał się odbyć jej wieczór urodzinowy. Zamiast świątecznych głosów usłyszała jednak zdradliwy szept, od którego serce ścisnęło się w gardle.

— Olej te urodziny — przeciągał leniwie Artur, pochylając się do ucha Larysy, najlepszej przyjaciółki Kasi. — Chodź do mnie. Kasia i tak nie wróci przed nocą. — Jego głos ociekał samozadowoleniem.

— Taak, jasne — odparła Larisa z lekką drwiną. — A kiedy wróci? Mam wyskoczyć przez okno?

— Po co przez okno? — Artur objął ją w pół, a jego ton był przesiąknięty pewnością siebie. — jeżeli powiesz „tak”, wykopię Kasię. Nie ma dla niej miejsca w moim życiu.

Kasia zastygła, jakby rażona piorunem. Znała Larisę — ta nigdy nie krępowała się przelotnych romansów. Ale Artur… Trzy lata byli razem. Trzy lata czekała, aż założy jej pierścionek na palec. Mieszkali w jego nowym mieszkaniu, kupionym na kredyt. Remont, rachunki, długi — wszystko spadło na jej barki. Kasia uważała to za tymczasowe, wierzyła, iż USC to tylko formalność. Ale teraz opadła jej zasłona z oczu. Była dla niego jedynie wygodną towarzyszką, pomostem przez finansową przepaść. Rodziny nie będzie. Nigdy.

Pół roku temu zmarła jej matka. Wtedy Artur zaskoczył ją swoim chłodnem. Nie pojechał na pogrzeb, nie pomógł w organizacji, tylko rzucił obojętnie:

— Sprzedaj coś tam. Wiesz, mam kredyt, remont. Może rodzina pożyczy. A jak sprzedasz dom, się rozliczysz.

„Rozliczysz” — to słowo ciąło jak nóż. Ale Kasia wtedy go opatrzyła: zmęczony, przejęzyczył się. Podobała się jej jego mrukliwa posępność. „Mężczyzna, który trzyma wszystko w sobie, nie zdradzi” — chwaliła się koleżankom. Larisa śmiała się razem z nimi, ukrywając swoje plany. Teraz prawda wyszła na jaw, a Kasia, dusząc się z bólu, zaczęła desperacko machać na przejeżdżające taksówki. Auto zatrzymało się, wślizgnęła się do środka, zatrzaskując drzwi.

— Szybciej, szybciej! — krzyknęła do kierowcy, jakby uciekała przed pogonią.

Zanim samochód ruszył, telefon rozbłysnął połączeniem od Artura.

— Gdzie jesteś? Siedzę tu sam, jak idiota, wszyscy się o ciebie dopytują! Co się stało? — jego głos był pełen fałszu.

Kasia wyłączyła telefon i w furii cisnęła nim w okno. Łzy polały się strumieniem, szlochała jak dziecko, któremu odebrano wszystko. Samochód pędził, a Kasia, tonąc w rozpaczy, nagle zdała sobie sprawę, iż nie podała adresu.

— Dokąd jedziemy? — zapytała, głos jej drżał.

— Do domu — spokojnie odparł kierowca.

Kasia rozejrzała się: auto mknęło ciemną wiejską drogą, z dala od miasta.

— Do domu? Gdzie? — jej— choćby nie wiesz, jak długo na to czekałem — szepnął Maksym, patrząc jej w oczy, a w jego głosie brzmiała nuta czegoś więcej niż tylko przyjaźni.

Idź do oryginalnego materiału