Pamiętam, jak kiedyś przyznałam narzeczonemu, iż wynajmujemy w kamienicy na Starym Mieście w Krakowie, choć w rzeczywistości klucze stały w moim własnym mieszkaniu przy ulicy Krowoderskiej.
Wychowałam się w domu, gdzie jedynie mama i babcia tworzyły naszą małą rodzinę. Ojciec odszedł, nie zważając na nas, więc to kobiety nauczyły mnie siły i samodzielności. Nie było dla mnie lekcji męskiego wychowania; to one wpoiły mi pracowitość i determinację. Gdy miałam dwadzieścia siedem lat, własnymi oszczędnościami nabyłam kawalerskie mieszkanie w dzielnicy Nowa Huta. Wtedy zrodziło się pytanie, jak mam postępować w związku, kiedy już nie jestem zależna od nikogo.
Zauważyłam, iż mężczyźni, którzy mnie spotykali, przyciągała ich nie moja osobowość, ale dach nad głową, który już posiadłam. Czując, iż przeglądają mnie jak katalog, pragnęłam miłości za to, kim jestem, a nie za to, co mam.
Kiedy poznałam Władysława, który później stał się Władkiem, zaprosiłam go do siebie. Powiedziałam mu, iż wynajmuję pokój, by sprawdzić, czy potrafi mnie kochać bez względu na majątek. On od razu zapewnił, iż brak własnego lokum nie jest przeszkodą; zamierza zarabiać i odkładać, byśmy razem mogli mieć własny dom. Jego postawa podobała mi się i, gdy przez dwa lata dzieliliśmy małe, skromne wnętrze, naprawdę oszczędzał na przyszłość.
Teraz, po latach przyzwyczajeni do siebie, szykujemy się do ślubu w kościele na Rynku Głównym. Władek zaraz po weselu planuje kupić nam mieszkanie w kamienicy przy Plantach. Ja zaś noszę w sobie ciężar sekretu: przez cały ten czas płaciłam czynsz z własnych pieniędzy, nie mówiąc mu o tym. Czy mam mu wyjawić prawdę?
Babcia i mama radzą, iż nie ma potrzeby spowiadać się przed nikim niech mam swoje mieszkanie, a mężczyzna niech zapewni żonie dom. ale jak rozpocząć małżeńskie życie od kłamstwa? Co ma być, to będzie, ale serce nie pozwala mi spokojnie spać, a przysłowie Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło wciąż brzmi w mojej głowie, zachęcając mnie do szczerości.
