Zdrada za Prezenty: Rodzinna Dramatyczna Opowieść

twojacena.pl 23 godzin temu

Życie toczyło się spokojnie, aż wybuchł skandal z synową. Dotąd nasze relacje z Justyną, żoną mojego syna, były zwyczajne – bez szczególnej zażyłości, ale i bez kłótni. Wymienialiśmy uprzejmości, a ja starałam się nie wtrącać w ich sprawy. ale to, co się stało, przewróciło wszystko do gwardiami. Teraz choćby nie wiem, jak mogłabym spojrzeć jej w oczy po takiej zdradzie.

Jestem emerytką, však przez cały czas pracuję, mieszkam samotnie w przytulnym mieszkaniu na obrzeźach Poznania. Z bliskich w mieście mam tylko syna Bartka, ukochane wnuczki – Zosię i Hanię, oraz synową Justynę, jeżeli po tym wszystkim w ogóle można ją uważać za rodzinę. Mój świat kręci się wokół nich. Mam przyjaciółki, ale są to relacje powierzchowne – filiżanka herbaty, kilka słów i do następnego spotkania. Prawdziwą euforią są dla mnie moje wnuczki, dla nich gotowam na wszystko.

Jak każda babcia, uwielbiam rozpieszczać Zosię i Hanię. Pieczę dla nich ciasta, kupuję zabawki, śledzę modę dziecięcą, by obdarować je ładnymi sukienkami czy kolorowymi plecakami. Moja emerytura i zarobki pozwalają mi na takie gesty, a widok ich uśmiechów jest bezcenny. Justyny również nie pomijam – na święta wręczam jej coś wartościowego, by zachować równowagę w rodzinie, kupuję też coś synowi. Wszystko dla harmonii.

Przed urodzinami Justyny spytałam Bartka, co by jej sprawiło radość. Odparł bez wahania: „Ekspres do kawy najnowszego modelu. Uwielbia parzyć kawę, będzie zachwycona.” Wiedziałam, iż to niemały wydatek, ale postanowiłam ograniczyć swoje wydatki, byle tylko sprawić jej przyjemność. W sklepie zamęczyłam sprzedawcę pytaniami: sprawdzałam funkcje, porównywałam modele, dopytywałam o każdy szczegół. Po trzech godzinach, wykończona i ja, i on, wybrałam idealny ekspres. W domu rozpakowałam go, by zdjąć metki, popatrzyłam z dumą na zakup i uznałam, iż był wart zachodu.

Wtedy wpadła sąsiadka, Wanda. Gdy zobaczyła ekspres, aż klasnęła w dłonie:
— Bożena Stanisławna, toż to marzenie! Teraz kawa sama się zaparzy. Ile dałaś, jeżeli nie sekret?

Wymieniłam kwotę, a Wanda aż zaniemówiła:
— Ojej, ja bym nie wydała tyle…

Przyznałam się, iż dla siebie nigdy bym nie kupiła czegoś takiego, ale dla Justyny, na prośbę syna, zrobiłam wyjątek. Wanda poklepała mnie po ramieniu: „To dopiero teściowa, mają szczęście!” Napiłyśmy się herbaty, raz jeszcze podziwiałyśmy ekspres i rozeszłyśmy się w dobrych nastrojach.

Urodziny Justyny minęły wspaniale. Promieniała na widok prezentu, podziękowała mi z dziesięć razy, choćby pytała, gdzie najlepiej postawić ekspres w kuchni. Rozstałyśmy się serdeczniej niż kiedykolwiek, a ja byłam pewna, iż wszystko w poramongdzie. Nic nie wskazywało na burzę.

Po kilku tygodniach Wanda znów do mnie zajrzała, ale tym razem była wyraźnie spięta.
— Bożena, powiedzieć czy nie… W każdym razie, twoja Justyna sprzedaje ten ekspres.

Osłupiałam:
— Jak to sprzedaje? Przecież marzyła o nim! Gdzie?!

— Na stronie z ogłoszeniami. Cena śmieszna, sama bym kupiła, gdybym nie wiedziała, iż to twój prezent.

Otworzyłyśmy laptopa i Wanda pokazała mi ogłoszenie. To był on – mój ekspres, prawie nowy, wystawiony na sprzedaż! Krew uderzyła mi do głowy. Postanowiłam sprawdzić, co jeszcze wystawia, i kliknęłam „inne oferty tego sprzedającego”. Lepiej byłoby tego nie robić. Przed oczami przewinęły się rzeczy, które podarowałam wnuczkom, synowi, samej Justynie: lalki, sukienki, choćby sweter, który wybrałam dla Bartka! Wszystko to było wystawione na sprzedaż, jakby to był zbędny szmelc.

Wanda, widząc moją bladość, przeprosiła i wyszła, a ja, niezdolna powstrzymać gniewu, wykręciłam numer Justyny.
— Justyno, jak tam ekspres? Pyszną kawę parzysz? Wpadnę kiedyś na filiżankę.

Zawahała się:
— No… wie pani…

— Wiem, kochanie, wiem! — przerwałam. — Czemu tak tanio sprzedajesz? Postaw wyższą cenę! I te sukienki wnuczek, i zabawki – wszystko tam jest. Ja wam od serca daję, a ty wystawiasz na sprzedaż? Powiedziałabyś, iż potrzebujesz złotówek, to bym w kopercie przyniosła! A może i te cukierki, co wnuczkom kupuję, też sprzedasz?

Justyna zrozumiała, iż nie ma co zaprzeczać, i przeszła do ataku:
— A co w tym złego? To moje rzeczy, robię z nimi, co chcę!

Pokrociłyśmy się jak nigdy. Potem zadzwoniłam do Bartka, licząc na wsparcie, ale okazało się, iż nie wiedział o „handlu” żony. Ekspres, swoją drogą, wciąż stał u nich w kuchni – dla pozoru, jak sądzę. Ale najboleśniejsze było to, iż syn nie stanął po mojej stronie. „Mamo, nie chcę się mieszać w wasze awantury” – rzucił, a to zabolało najbardziej.

Nie uważam tego za zwykłą sprzeczkę. Postępować tak jak Justyna – to podłość. Moje prezenty, moja miłość do wnuczek – wszystko zamieniła w towar na stronie. Jak teraz zaufać? Jak patrzeć w oczy komuś, kto tak lekko podeptał moje uczucia?

Idź do oryginalnego materiału