13 maja
Dzisiaj zdarzyło się coś, co przewróciło mój świat do góry nogami. Siedziałam w kuchni, popijając herbatę, gdy nagle usłyszałam kroki na werandzie. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a w progu stanęła moja siostra, Elżbieta.
„Natalio, co ty wyprawiasz?!” – głos Eli drżał ze złości. – Jak mogłaś mi to zrobić? Przecież jesteśmy rodziną!
„A czego się spodziewałaś?” – odparłam, nie odrywając wzroku od dokumentów rozłożonych na stole. – Że będę siedzieć i patrzeć, jak rozwalasz dom po rodzicach?
„Rozwalasz?!” – Ela złapała się za poręcz krzesła, jakby szukała oparcia. – Ja przez trzydzieści lat trzymałam tu wszystko w ryzach! Od śmierci mamy i taty! A ty gdzie byłaś przez te wszystkie lata?
„Oczywiście, znowu to samo” – odpowiedziałam, w końcu podnosząc na nią wzrok. – Pracowałam, zarabiałam pieniądze. Nie siedziałam na garnuszku rodziców do czterdziestki.
Widziałam, jak ziemia usuwa się jej spod nóg. Powoli osunęła się na krzesło i wpatrywała się w papiery przede mną.
„To naprawdę testament?” – szepnęła.
„Tak” – odparłam krótko. – Mama zostawiła dom mnie. Cały. A ty możesz szukać sobie innego mieszkania.
Ale jak… Kiedy ona to zrobiła? W ostatnich miesiącach ledwo pamiętała, co jadła na obiad…
„Właśnie dlatego tu przyjechałam. Ktoś musiał zająć się jej sprawami, kiedy ty biegałaś po lekarzach i aptekach.”
Patrzyłam na siostrę i nie poznawałam jej. Zawsze była twarda, praktyczna, ale aż takiej bezwzględności się po niej nie spodziewałam. Tym bardziej teraz, ledwie miesiąc po pogrzebie.
„Elu, porozmawiajmy jak dorośli ludzie” – zmieniła ton. – Rozumiem, iż masz prawo do swojej części. Ale wyrzucać mnie…
„Nikt cię nie wyrzuca” – zebrałam dokumenty w równą stos. – Możesz wynająć pokój. W rozsądnej cenie, oczywiście.
„Wynajmować pokój we własnym rodzinnym domu?” – wybuchnęła śmiechem. – Serio?
„Jak najbardziej. Własność to własność.”
Ela wstała i zaczęła chodzić po kuchni. Każdy kąt był tu przepełniony wspomnieniami. Tam stał ulubiony fikus mamy, który podlewała codziennie przez ostatnie piętnaście lat. Tam na półce stały słoiki z przetworami, które robiłyśmy co jesień.
„Pamiętasz, jak mama mówiła, iż ten dom ma zostać w rodzinie? Że mamy go pielęgnować dla wnuków?” – cicho zapytała.
„Wnuków nie masz” – odparłam ostro. – A ja mam Kasię i Wojtka. To dla nich.
Ela odwróciła się do mnie.
„Twoje dzieci choćby na pogrzeb nie przyjechały. A ja przez lata opiekowałam się mamą, gdy była chora!”
„Opiekowałaś się, opiekowałaś” – machnęłam ręką. – I co z tego? I tak doprowadziłaś do tego, iż umarła w szpitalu.
Zobaczyłam, jak te słowa bolą. Wiedziałam, iż i tak ma sobie to za złe – iż nie zapobiegła udarowi, nie zauważyła w porę oznak pogorszenia.
„Wiesz, iż zrobiłam wszystko, co mogłam” – szepnęła.
„Wiem. Ale to nie wystarczyło.”
W drzwiach rozległ się dzwonek. Poszłam otworzyć, a Ela została w kuchni, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje.
„O, Ela, jesteś w domu?” – do kuchni weszła sąsiadka, ciocia Irena, z paczką kawy w ręce. – Jak sobie radzisz, kochanie?
„Dobrze” – skłamała, ocierając łzy.
„Słyszałam, iż Natalia przyjechała” – ciocia Irena spojrzała ciekawie na papiery na stole. – Sprawy spadkowe załatwiacie?
„Tak” – odparłam sucho.
„A pamiętam, jak wasza mama zawsze mówiła, iż Ela to jej wierna córeczka” – ciągnęła sąsiadka, nie wyczuwając napięcia. – Że nigdzie nie wyjechała, zawsze przy niej była. Nie to co niektóre…
Zacięłam usta, ale milczałam.
„Ireno, przepraszam, ale mamy teraz rodzinne sprawy” – powiedziałam stanowczo.
„Oj, oczywiście, oczywiście!” – zareagowała żywo. – Tylko kawę przyniosłam, wczoraj za dużo kupiłam. Ela, weź, niech się nie marnuje.
Gdy wyszła, znów zostałyśmy same. Wyciągnęłam z torby kolejne dokumenty.
„Umowa najmu” – powiedziałam rzeczowo. – Możesz zatrzymać większy pokój i kuchnię. Czynsz dwa tysiące miesięcznie.
„Dwa tysiące?!” – Ela aż przysiadła. – Ja mam emeryturę dwa i pół! Jak mam żyć?
„Znajdź dodatkową pracę. Albo wyprowadź się do mniejszego mieszkania.”
„Elu, co się z tobą stało?” – siostra usiadła naprzeciwko mnie. – Przecież zawsze byłyśmy blisko. Tak, wyjechałaś po studiach, założyłaś rodzinę, ale nigdy się nie kłóciłyśmy.
„Nie kłóciłyśmy się, bo milczałam” – podniosłam wzrok. – Milczałam, gdy siedziałaś na garnuszku rodziców. Milczałam, gdy kupili ci mieszkanie w mieście, a mi mówili, iż nie stać ich. Milczałam, gdy po rozwodzie z Andrzejem wróciłaś tu i znów byłaś na ich utrzymaniu.
„Pracowałam!” – oburzyła się. – W szkole uczyłam, w bibliotece!
„Za grosze. A i tak rodzice cię dokarmiali.”
„A tobie czego brakowało? Marek dobrze zarabiał, dzieci…”
„Dzieci musiały iść na studia! A ja od rodziców nie dostałam nic. Wszystko sama, zawsze sama.”
Po raz pierwszy zobaczyłam w jej oczach nie tylko chłód, ale i starą urazę. Głęboką, latami tłamszoną.
„Elu, gdybyś mówiła wcześniej, mogłyśmy coś zarządzić.”
„Z kim miałam gadać? Z mamą, która miała cię za ideał? Z tatą, który uważał cię za wzór córki?”
„Kochali nas obie…”
„Kochali, dopóki byłam wygodna. Dobra uczennica, studia, ślub. Ale gdy zaczęłam żyć po swojemu, nagle stałam się obca.”
Zamilkłam, splatając dłonie.
„A potem ty się rozwiódłszy wróciłaś. I znów zostałaś ulubienicą. Mama tylko o tobie: Ela to, Ela tamto. Ela taka troskliwa, taka gospodarna.”
„Naprawdę się o nich troszczyłam” – odparła cicho. – To nie było na pokaz.
„Wiem. Ale mnie to nie pocieszało.”
Ela wstałaW końcu zrozumiałam, iż dom był tylko budynkiem, a prawdziwe straty zaczęły się dużo wcześniej – w dniu, gdy przestałyśmy być dla siebie siostrami.