Zdrada i co dalej…

tomeknawrocki.pl 1 rok temu

Ok! Pozostańmy przy temacie zdrady, bo temat wywołał spore poruszenie. A tam, gdzie poruszenie, tam są emocje.

Wiele osób doświadczyło zdrady, ja też. Wiele osób też wypowiadało się, nie mając ze zdradą do czynienia. Szereg poglądów, szereg odczuć, masa emocji.

Znam to.

I teraz, mówiąc z własnego doświadczenia, chciałbym powiedzieć, iż większość osób, które deklaruje, iż zdrada dla nich to koniec związków, tak naprawdę nie wie, co mówi.
Teoretyzować można wzniośle na ten temat, kiedy zdrady się nie zaznało, ale wiele przypadków pokazuje, że, choćby kiedy ktoś nas zdradził, to zamiast odejść, włączą się w nas tryb walki. Walki o relację, walki o uczucie…

Mam rację? Pokiwaj głową, jeżeli się zgadzasz. No dobra, nie wiem, czy kiwasz…

Obok zdrady nie można przejść obojętnie. Nie ma tak, iż mówimy sobie, iż się stało i jakoś staramy się przejść z tym do porządku dziennego. Po prostu się nie da. Nie ma magicznego przycisku, który wymaże wspomnienia i pozwoli zachować codzienność w stabilnych ramach. Kiedy dochodzi do zdrady, to życie trzęsie Ci się pod nogami, a Ty chodzisz i łapiesz się, czego tylko się da, żeby się emocjonalnie nie wypierdolić.

Pytanie. Czy zdradę można wybaczyć? Czy po zdradzie można żyć dalej?

To były dwa pytania. Wiem.

I powiem tak. W życiu można wszystko. W relacji również, o ile obie strony tego chcą.

Kiedyś też pewnie powiedziałbym, iż zdrada to kurestwo, zniszczenie zaufania, oszustwo i tym podobne.

Dzisiaj. Niekoniecznie.

Na początku zawsze pojawia się złość, złość to naturalna reakcja, która następuje, kiedy dowiadujemy się, iż mamy rogi, którymi haczymy o futryny drzwi. To emocje, to tsunami rozgoryczenia. Wkurwienie i bezsilność w jednym. I tego nie zapomnisz, choćby się nie łudź, iż ktoś sprawi, iż to, co się stało, odejdzie w niepamięć. Zdrada jest, jak rana postrzałowa, pocisk się rozpadł i kawałki na zawsze utknęły w ciele. Dlatego porzuć nadzieję, iż to odejdzie. choćby jeżeli jesteś mistrzem czy mistrzynią wypierania niewygodnych zdarzeń, to i tak Cię to dopadnie. Znienacka, kiedy się nie spodziewasz, to będzie wracać, a Twoja reakcja na to, będzie definiować to, czy dalej będzie się chciało coś budować na nowo.

Jeśli faza wkurwienia i rozgoryczenia już minęła, to dochodzi się do momentu, w którym trzeba się określić co dalej. W tym momencie wiele zależy od obu stron. Tutaj nie działa zasada, iż „ok, wybaczam Ci, bo Cię ciągle kocham”. W tym wypadku to się nie sprawdza, bo patrząc na drugiego człowieka, cały czas będzie sobie kręcić w głowie film, jak do tego doszło, jak to wyglądało, kiedy to się działo…
Jednak postanowienie spróbowania jeszcze raz, pomimo bólu, to istotny krok. I tutaj niestety jest to bardzo niepewny krok, nie ma tu gwarancji, iż się znowu coś po drodze nie spierdoli.

I tutaj warto wejść na scenę we dwoje i każda ze stron powinna mieć głębokie przekonanie i chęć walki o relację. W tej chwili zaczyna się ciężka praca. Praca, która nie gwarantuje tego, iż się uda.
I jeszcze jedno. Nigdy już nie będzie tak samo, nie będzie tak, jak przedtem. Będzie zupełnie inaczej.
To będą godziny rozmów, bolesnych rozmów, milczenia, znowu rozmów. To będzie rozkładanie Waszej relacji na części pierwsze i próba poskładania ich na nowo. Będzie bolało, będzie kurewsko mocno bolało, bo wszystkie warstwy emocjonalne zostaną zdarte, wszystkie zaniedbania, powody, kłamstwa, zaniechania zostaną wywleczone na światło dzienne.
Ale… Znam przypadki, iż dobrze przepracowana trauma potrafi wzmocnić związek.
Naprawdę. Możesz się nie zgodzić, ale tak jest.
Spójrz, stało się najgorsze z możliwych, a teraz jest etap, iż jedna i druga strona chce to naprawić. Zaczyna się od podstaw, a budując od podstaw, można wyeliminować wcześniejsze błędy konstrukcyjne związku.
Jest szansa na coś lepszego. Naprawdę jest.

I to trzeba przepracować, temu trzeba stawić czoła, o ile chce się dalej być, chce się dalej coś tworzyć, pomimo tego, co się stało.

Ale… Bo „ale” jest zawsze. choćby chęci często nie wystarczą.
Wówczas zaczyna się rollercoaster. Z jednej strony osoba skrzywdzona chce ratować, z drugiej tonie w bólu, iż choćby koło ratunkowe w postaci wybaczenia nie pomaga.
Niby się jest razem i coś majstruje, by było lepiej, ale z tak naprawdę cała relacja jest, jak sztuczne podtrzymywanie życia w nadziei, iż nikt nie odłączy wtyczki i jakoś to pociągniemy. Takie próby to, jak bieganie po polu minowym z wiarą, iż na minę jednak się nie nadepnie. A niestety nadepnie się zawsze.
A wtedy nie ma co zbierać.

Mamy zatem wersję optymistyczną i wersję pesymistyczną.

Jest też wersja, powiedzmy sobie, otrzeźwiająca!

Gdy dochodzi do zdrady, to nigdy wina nie leży po jednej tylko stronie. Zdrada jest efektem. A przyczyn może być wiele, chociaż wiem, iż większość zaraz podniesie lament, iż tak nie jest. Jest. Bez cienia wątpliwości z małymi wyjątkami, jak to w życiu bywa.
Osoba skrzywdzona musi chcieć to przepracować i być gotowa na to, iż usłyszy szereg argumentów, co w relacji było złe, iż do tego doszło. Osoba, która skrzywdziła, musi być gotowa ponieść konsekwencje i mocno starać się zadośćuczynić temu, co się stało. Stąd wniosek, iż prace naprawcze powinny podjąć obie strony.

Natomiast jeżeli, pomimo prób, chęci, wiary wszystko chyli się ku upadkowi, to wniosek jest jeden. Relacja zmarła śmiercią naturalną już dużo wcześniej. Po prostu jej nie ma i tak samo nie ma czego ratować…

Tak niestety bywa…

Moje książki pozwolą Ci inaczej spojrzeć na życie, przyniosą refleksje, które zaprowadzą Cię do nowych wniosków. Są jak wskazówki, które poprzez słowa prowadzą do zmian, które wniosą do Twojego życia światło…

Idź do oryginalnego materiału