Zdrada dla prezentów: rodzinna tragedia

newsempire24.com 3 dni temu

Zdrada za podarki: rodzinna tragedia

Moje życie płynęło spokojnie, aż wybuchł skandal z synową. Do tej pory moje relacje z Heleną, żoną mojego syna, były poprawne – bez wielkiej zażyłości, ale i bez kłótni. Wymienialiśmy uprzejmości, a ja starałam się nie wtrącać w ich sprawy. ale to, co się wydarzyło, przewróciło wszystko do góry nogami. Teraz choćby nie wiem, jak mam spojrzeć jej w oczy po takiej zdradzie.

Jestem emerytką, ale wciąż pracuję, mieszkam sama w przytulnym mieszkaniu na obrzeżach Krakowa. Z bliskich w mieście mam tylko syna Piotra, dwie ukochane wnuczki – Zosię i Anię – oraz Helenę, jeżeli można ją jeszcze nazywać rodziną po tym wszystkim. Mój świat kręci się wokół nich. Mam przyjaciółki, ale to zwykle tylko powierzchowne rozmowy przy herbacie. Prawdziwą euforia dają mi wnuczki, dla których jestem w stanie zrobić wszystko.

Jak każda babcia, uwielbiam rozpieszczać Zosię i Anię. Pieczę ciasta, kupuję zabawki, śledzę modę, by podarować im eleganckie sukienki czy kolorowe plecaki. Moja emerytura i zarobki pozwalają mi na to bez wyrzeczeń, a ich uśmiechy są bezcenne. Helenę też nie pomijałam – na święta wręczałam jej coś wartościowego, by zachować rodzinny spokój, kupowałam też prezenty synowi. Wszystko dla harmonii.

Przed urodzinami Heleny zapytałam Piotra, czego by sobie życzyła. Bez wahania odparł: „Najnowszy model ekspresu do kawy. Uwielbia gotować, będzie zachwycona”. Wiedziałam, iż to nie tania rzecz, ale postanowiłam ograniczyć własne wydatki. W sklepie zamęczałam sprzedawcę pytaniami: sprawdzałam funkcje, porównywałam modele, dopytując o każdy szczegół. Po trzech godzinach wybrałam idealny ekspres. W domu rozpakowałam go, by zdjąć metki, i choć trochę się zastanawiałam, uznałam, iż to dobra inwestycja.

Wtedy wpadła sąsiadka Bronisława. Zobaczywszy ekspres, aż klasnęła w dłonie:
„Bożeno, toż to marzenie! Teraz kawa będzie jeszcze lepsza. Ile dałaś, jeżeli można spytać?”

Podałam kwotę, a ona tylko westchnęła:
„Ojej, ja bym nie wydała…”

Przyznałam, iż dla siebie pewnie bym się nie skusiła, ale dla Heleny, na prośbę syna, zrobiłam wyjątek. Bronisława pokiwała głową: „To dopiero teściowa, mają szczęście!”. Napiliśmy się herbaty, po czym rozeszłyśmy się w dobrych nastrojach.

Urodziny Heleny minęły wspaniale. Promieniała na widok prezentu, dziękowała mi kilkakrotnie, choćby pytała, gdzie najlepiej postawić ekspres. Rozstałyśmy się ciepło, jak nigdy dotąd, i byłam pewna, iż wszystko jest w porządku. Niczego nie przeczuwałam.

Dwa tygodnie później Bronisława znów do mnie zajrzała, ale jej mina była poważna.
„Bożeno, mówić czy nie mówić… Twoja Helena sprzedaje ten ekspres.”

Zdrętwiałam:
„Jak to sprzedaje? Przecież o nim marzyła! Gdzie?”

„Na stronie z ogłoszeniami. Cena niska, sama bym kupiła, gdybym nie wiedziała, iż to twój prezent.”

Otworzyłyśmy laptopa i zobaczyłyśmy ogłoszenie. To był ten ekspres, praktycznie nowy, wystawiony na sprzedaż! Krew uderzyła mi do głowy. Postanowiłam sprawdzić, co jeszcze wystawia Helena i kliknęłam na „inne oferty sprzedającego”. Lepiej byłoby tego nie robić. Przed oczami przewinęły się rzeczy, które kupowałam wnuczkom, synowi, choćby samej Helenie: lalki, sukienki, sweter dla Piotra – wszystko wystawione jak niepotrzebny grat!

Bronisława, widząc moją bladość, przeprosiła i wyszła. Ja, nie mogąc zapanować nad emocjami, zadzwoniłam do Heleny.
„Helenko, jak tam ekspres? Dobre kawy robisz? Wpadnę kiedyś na kawę.”

Zawahała się:
„No… wie pani…”

„Wiem, kochanie, wiem! – przerwałam. – Dlaczego tak tanio sprzedajesz? Trzeba cenę podbić! I te sukienki dla wnuczek, i zabawki – wszystko tam. Ja wam z serca daję, a ty na stronę? Powiedz, gdybyś potrzebowała gotówki, dałabym w kopercie! Czy cukierki, które im kupuję, też wystawisz?”

Helena zrozumiała, iż zaprzeczanie nie ma sensu, i przeszła do ataku:
„Co w tym złego? To moje rzeczy, robię z nimi, co chcę!”

Pokłóciłyśmy się jak nigdy. Potem zadzwoniłam do Piotra, licząc na wsparcie, ale okazało się, iż nie wiedział o „biznesie” żony. Ekspres, nawiasem mówiąc, wciąż stał w ich kuchni – pewnie na pokaz. ale najboleśniejsze było to, iż syn nie stanął po mojej stronie. „Mamo, nie chcę się wtrącać w wasze sprawy” – rzucił, a te słowa zraniły mnie najbardziej.

To nie była zwykła sprzeczka. Postępować tak jak Helena – to podłość. Moje prezenty, moja miłość do wnuczek – wszystko stało się towarem na stronie. Jak teraz mam ufać? Jak patrzeć w oczy komuś, kto tak łatwo podeptał moje uczucia?

Idź do oryginalnego materiału