Zdobądź to za wszelką cenę

newskey24.com 3 tygodni temu

Odzyskać za wszelką cenę

Młody ojciec nazwał córkę Zimą, bo urodziła się w zimowy, śnieżny dzień, gdy płatki śniegu wirowały w powietrzu.

Takie same lekkie i puszyste jak moja córeczka myślał Tadeusz, jadąc do szpitala do żony Ewy, która właśnie urodziła. Wiedział, iż teraz przybędzie mu trosk.

Ewie również spodobało się to imię, a dziewczynka była jasnowłosa, z szarymi oczkami.

Zima dorastała w miłości i czułości. Rodzice nie mogli się nachwalić swojej Śnieżynki, jak często nazywał ją tata. Dziewczynka chodziła do przedszkola, miała prawie sześć lat i uważała się za dużą. Choć sąsiadka, babcia Wanda, która mieszkała naprzeciwko, wciąż nazywała ją maluszkiem.

Już nie jestem maluszkiem, jestem duża! odpowiadała Zima, a staruszka tylko uśmiechała się i kiwała głową.

Pewnego wieczoru Zima nie mogła zasnąć. Leżała cicho w łóżku i słuchała, o czym rozmawiają rodzice. Lubiła podsłuchiwać, bo często dowiadywała się w ten sposób ciekawych rzeczy. Nie robiła tego specjalnie, ale gdy sen nie przychodził, mimowolnie nasłuchiwała.

Mama z tatą rozmawiali o ciąży. Wszyscy w rodzinie wiedzieli, iż niedługo urodzi się chłopiec. Zima choćby wymyśliła mu imię Miś, bo w przedszkolu znała sympatycznego chłopca o tym imieniu, którego chwaliły panie. Uznała więc, iż wszyscy Misiowie są dobrzy.

Rodzice mówili o cesarskim cięciu. Dziewczynka usłyszała, jak tata powiedział:

Słyszałem, iż dzieci urodzone przez cesarkę mogą trochę wolniej rozwijać się niż rówieśnicy. A ty będziesz musiała wcześniej pojechać do szpitala. Z kim zostawimy Zimę?

Tadku, nie martw się na zapas, czas pokaże odparła Ewa.

Zima nie rozumiała, o co chodzi z tym cięciem, ale niedługo sen zmorzył ją i zasnęła. Kolejnego wieczoru znów nie mogła zasnąć i usłyszała, jak rodzice planują jej urodziny.

Kupimy córeczce złote kolczyki, przecież już ma przekłute uszy mówiła Ewa.

Nie wiem, czy to nie za wcześnie na takie drogie prezenty wahał się Tadeusz. Jakoś się nie zgadzam, Ewuniu.

To odpowiedni moment, niedługo urodzi się braciszek, a ona zostanie starszą siostrą. Już choćby znalazłam małe, eleganckie.

Zima ucieszyła się i gwałtownie zasnęła. Czas do urodzin wlókł się niemiłosiernie. W przeddzień zasnęła od razu przecież jutro był jej wielki dzień.

Córeczko, wszystkiego najlepszego powiedziała mama, przytrzymując brzuch, i podała małe niebieskie pudełeczko.

Tata stał obok i też się uśmiechał.

Sto lat, nasza kochana Śnieżynko! Dziewczynka otworzyła pudełko i roześmiała się radośnie.

Ale w tej samej chwili Ewa złapała się za brzuch.

Tadek, szybko, odprowadzaj samochód, musimy jechać do szpitala. Wstąp po drodze do babci Wandy, zostawimy u niej Zimę mówiła powoli, grymas bólu przemknął po jej twarzy.

Zimie zrobiło się trochę przykro. Jej urodziny, a tu takie sprawy, i jeszcze z babcią Wandą w święto. Postanowiła, iż nie pójdzie do sąsiadki niech ona przyjdzie do nich. Rodzice odjechali. Babcia Wanda nakarmiła Zimę, zaglądała do niej przez dzień, ale wieczorem nie wytrzymała i powiedziała:

Zmęczyłam się tym chodzeniem, chodź do mnie, u mnie prześpisz. Jak tata wróci, zabierze cię do domu. Dziewczynka chciała zaprotestować, ale w mieszkaniu robiło się coraz ciemniej, więc w końcu się zgodziła.

Tata wrócił dopiero następnego ranka. Wychudzony, zgaszony, zagubiony.

Co z Ewą? jęknęła babcia Wanda.

Tadeusz skinął głową, w oczach miał łzy, nie mógł mówić.

Tatusiu, a gdzie Miś?

Umarł razem z mamą ledwo wykrztusił.

Tego dnia tata, który zawsze zabraniał córce wchodzić do rodzicielskiego łóżka, sam pozwolił jej się położyć. Owinął ją kołdrą, a ona leżała na miejscu mamy, wyprostowana jak struna. Dawniej, gdy tata wychodził w nocy do pracy, mama zawsze pozwalała jej spać u siebie.

Pogrzebu mamy Zima prawie nie pamiętała. Najpierw pojechali z tatą do szpitala. Gdy on poszedł załatwić formalności, kazał córce bawić się w parku pod oknami. Potem spojrzała na mamę leżała blada, z zamkniętymi oczami, a Misia przy niej nie było.

Po pogrzebie nagle zorientowała się, dotykając uszu, iż zgubiła jeden kolczyk. To też był dla niej prawdziwy cios. Nie wiedziała, gdzie mógł zginąć. Płakała, było jej bardzo żal, bo to mama jej go dała.

Minęły trzy miesiące. Tadeusz nie mógł znaleźć sobie miejsca. Nikomu nie mówił, iż tamtego dnia zrzekł się syna. Chłopiec żył, a ordynator szpitala namawiała go:

Czy na pewno chce pan zostawić syna? Rozumiem, jest pan w szoku po stracie żony, ale można znaleźć rozwiązanie może babcia, może nianię zatrudnić. Zresztą, nie musicie go od razu zabierać, możemy go tu zatrzymać.

Mam sześcioletnią córkę, nie stać mnie na nianię, nie mam też babci. Sam nie mogę siedzieć z niemowlęciem, muszę pracować i utrzymywać dom.

Później zrozumie pan, iż postąpił źle. Ale będzie za późno, nikt już panu nie udzieli informacji o dziecku powiedziała stanowczo. Jak chociaż chcieliście go nazwać?

Misiem, Michałkiem. Tak Zima wymyśliła.

I nadszedł ten czas. Tadeusz cierpiał, często myślał o synu. Postanowił pójść do ordynator. Ta jednak dotrzymała słowa nie udzieliła żadnych informacji, choć błagał. Wyszedł ze szpitala przygnębiony.

Czy naprawdę nie poradziłbym sobie z synem? Sąsiedzi by pomogli Bał się, iż ktoś dowie się o jego decyzji. Wstyd i żal go zjadały.

Niedaleko wyjścia dogoniła go pielęgniarka.

Ja Wiem coś o panu synu.

Spojrzał na nią z nadzieją.

Tamtej nocy, gdy pańska żona zmarła, rodziła też inna kobieta. Poród był trudny, dziecko urodziło się martI wtedy, gdy nadzieja już gasła, Zima wbiegła do pokoju z krzykiem, iż znalazła kolczyk w ogrodzie pod śniegiem, a jednocześnie za drzwiami rozległ się śmiech małego Michałka, który właśnie stawiał swoje pierwsze kroki, jakby na przekór wszystkim przeciwnościom, które ich kiedyś spotkały.

Idź do oryginalnego materiału