Grażynko, to ty? zatrzymała się młoda kobieta i odwróciła głowę w stronę znajomego głosu.
Wera? Ile lat już nie widziałyśmy? Siedem może osiem? odpowiedziała Lidia, rozpromieniona.
Dziewięć, kochana, dziewięć. Czas leci tak szybko, iż nie zdążysz mrugnąć okiem, a już zamieniasz się w starą, zrzędliwą ciotkę z tą całą kolekcją leków przymrużyła lewą powiekę Wera. Pamiętasz, jak razem podpalaliśmy szkolne ławki? Zajmowałyśmy jedno miejsce przy biurku, dlatego wszyscy mówili o nas bliźniaczki. Nasze mamy kupowały nam te same sukienki, tornistry i zeszyty.
Oczywiście, iż pamiętam! A jak pomalowałyśmy ścianę w toalecie pierwszej klasy? Musiałyśmy potem zmywać naszą farbę. śmiała się Lidia, ukradkiem podziwiając strój koleżanki. Nigdy nie staniesz się starą babcią, co narzeka na młode pokolenie i wspomina lepsze czasy. Jesteś piękna i rozkwitła!
Właśnie tak, Lidio. Przyjechałam na kilka dni do rodziców, bo mój mąż jest w delegacji. Wieczorem czekam na ciebie u nas. Nie odmawiaj, proszę. Czy nie zapomniałaś adresu ich domu? objęła Lidię, poprawiając fryzurę.
Nie, Wero, pamiętam każdy kąt tego przytulnego mieszkania, w którym prawie spłonęłyśmy, eksperymentując w kuchni, i te pierogi z wiśniami, które zawsze się przypalały. wspominała Lidia, a szkolne koleżanki zamierzyły się w milczeniu, przypominając dawne wygłupy.
Oczywiście przyjdę przerwała Lidia A twój ulubiony tort Napoleon? Wciąż smakują tak samo? Jakie wino wybierasz? Nie chcę już tego taniego, co piliśmy w jedenastym klasie, kiedy po trzech dniach bolało brzuch.
Teraz piję Wyborowa. Nie musisz kupować przyniosłam butelkę, już patrzę na zegarek.
Zapisane, Wera.
Mój tata i mama będą się cieszyć, iż cię zobaczą, wczoraj wspominali cię przy herbacie. Musimy się wyłowić z codziennych spraw. Nie zapomnij, dokładnie o siódmej! pożegnała się Wera i zniknęła w tłumie. Lidia pobiegła po tort, musiała jeszcze poprosić o wolne u męża. Michał zostanie z dziećmi, a pamięć? Część wspomnień zgasła, może to i lepiej.
Lidio, kochanie, wejdź, nie krępuj się w progu przywitała ją pani Helena Kowalska, otwierając drzwi do salonu.
Stół, przykryty białą, haftowaną serwetą, z chrupiącymi obrusami i mosiężnymi sztućcami, przywołał wspomnienia dziecięcych lat. Na półce stał zestaw porcelany Madonna, którego nie brakuje na żadnym rodzinnym przyjęciu. Lidia poczuła, iż jej młodość była naprawdę szczęśliwa. Pragnęła z Werą znów stać się beztroskimi dziewczynami, które w wieczory wylegają się na rozkładany kanap, rozmawiając o chłopakach, jednocześnie przy tym przyrządzając się do egzaminów, zapisując równania i rysując hiperbole.
Po chwili Lidia podała rękę Piotrowi Szymańskiemu, a on, jako dżentelmen, nazwał ją uroczą damą i pocałował w dłoń, ku jej zakłopotaniu. Po kilku kieliszkach wina i kawałku tortu, Piotr wraz z Heleną pożegnali się, zostawiając dziewczyny same.
Delikatność i takt to znak twoich rodziców pomyślała Lidia.
Wreszcie możemy bez uprzedzeń plotkować. Nie pamiętam, kiedy ostatnio rozmawiałyśmy tak szczerze odparła Wera, stawiając na stole szklankę z niecałym winem.
Mieszkamy w Warszawie od trzech lat. Kupiłam mieszkanie, mąż jest prawnikiem w prywatnej kancelarii, a ja uczę matematyki w liceum. Nasz syn, Jacek, jest w drugiej klasie, a wujek Ruslan czasem go odwiedza. A ty? spytała Wera, rozluźniona.
Jestem po trzy razy w tygodniu sprzątaczka w domach bogatych ludzi. Michał prowadzi elektryczny lokomotyw, a nasze córeczki: Zuzia ma sześć lat, a Małgosia pięć, chodzą do przedszkola i uczęszczają na zajęcia taneczne w Domu Kultury.
Pamiętasz, jak marzyłyśmy o pilotach? Chciałyśmy studiować w mieście z lotniczą szkołą. Byłyśmy niebezpiecznymi marzycielkami! zaśmiała się Wera.
Mężczyźni w trzydziestce uznawaliśmy za starych i omijaliśmy ich szerokim łukiem dodała Lidia.
Tak, to były złote czasy! Mieliśmy wielkie plany i wierzyliśmy w nie całym sercem. Potem trzeba było zdjąć różowe okulary. choćby jeżeli masz siedem łokci w czole, nie zawsze będziesz na fali zauważyła Wera.
A co z Andrzejem? Czy go jeszcze widziałaś? spytała Lidia, patrząc w niebieskie oczy przyjaciółki.
Nie chcę o tym rozmawiać, pamięć jest mglista. Spotykamy się przypadkiem, jak dwaj obcy przechodzący obok siebie, nie wymieniając słów. odpowiedziała Wera.
Rozumiem westchnęła Lidia.
Kiedy już Lidia wsiadała w taksówkę, nagle przypomniały jej się obrazy, które jej umysł ukrywał latami. Serce zaczęło bić szybciej, policzki zarumieniły się, palce mróz.
Czy coś się stało? zapytał taksówkarz.
Proszę jechać szybciej, muszę do domu odpowiedziała.
W dwudziestu minutach jazdy Lidia odtwarzała fragmenty zapomnianych wspomnień. Zobaczyła swój pokój dziecięcy, na ścianach zdjęcia aktorek przyklejone z gazet, na pianinie porcelanowe lalki w baletowych sukniach, otwartą książkę bez tytułu. Siedziała na łóżku i precyzyjnymi nożyczkami rozcinała białą suknię ślubną, rozrzucając kryształki po podłodze. Zrobiła przepaść w welonie, wyrwała kwiatki i rozrzuciła je na podłogę. Rozpłatała buty, rozbiła perfumy, a pokój wypełnił zapach cynamonu, rozmarynu i delikatnej jaśminowej nuty.
Wtem jej wzrok przykuła mała, aksamitna szkatułka. Bez namysłu chwyciła ją i otworzyła w środku leżały dwa złote obrączki z wygrawerowanym słowem na zawsze. Lidia chwyciła ciężki topór i po kilku uderzeniach zamieniła obrączki w zgniecioną bryłkę złota. Po chwili jej ręce chwyciły nożyczki, które zaczęły rzeźbić długie pasma jasnych włosów, kiedy w drzwiach wpadła mama.
Ślubu nie będzie. Najlepszym rozwiązaniem jest rozstanie usłyszała głos Andrzeja w telefonie, trzy dni przed ceremonią.
Po wyjściu z taksówki pod swoim blokiem dostrzegła mroczną sylwetkę mężczyzny.
Kto to może być? pomyślała. Czy to Andrzej?
Dobry wieczór, Lidio! Posłuchaj proszę! zawołał głos z cienia.
Nie jestem szczęśliwa, iż cię słyszę, Andrzeju, ale masz pięć minut odparła Lidia, surowo.
Przepraszam, iż tak długo zwlekałem. Byłem przerażony, jak małe dziecko. Miałem wtedy dwadzieścia osiem lat, był to mój nieudany związek i zdrada żony. Bałem się, iż zostanę pośmiewiskiem, gdybyś mnie zostawiła. Kocham cię nadal, choć wiem, iż to głupie.
Minus jedna westchnęła Lidia.
Co? zapytał zdezorientowany Andrzej.
Minus ona, przyjaciółka. Nie spodziewałam się takiej podłości od Wery. Nie masz szans. odparła Lidia, odpychając go.
Jeszcze nie skończyłem próbował Andrzej, dotykając blizn na lewym przedramieniu Lidia.
Nie wolno! zadrżał jej głos.
W jej głowie zakręciły się obrazy jak w kalejdoskopie. Pamięć wróciła, a z nią prawda: rodzice i brat grozili, iż zniszczą ją, jeżeli choćby się do niego zbliży.
Twoi rodzice i brat chcieli mnie zniszczyć, obiecałem im, iż nie będę cię już widywać wyznał Andrzej.
Nie chcę rozmawiać o tym dalej przerwała Lidia.
Następnego ranka Lidia wstała w szpitalnym łóżku, otoczona krwią w wannie, której woda przybrała czerwoną barwę. Gdy zbliżył się ojciec, jego twarz wykrzywił strach, a włosy przybiegły siwych kosmyków.
Córeczko! Co się stało? krzyknął.
W pamięci przebiły się fragmenty szpitalnego sufitu, ból zranionej ręki i rozdzierająca duszę. Lidia spędziła trój i pół miesiąca w szpitalu, po czym wróciła do domu pod pierwszym śniegiem, trzymając się za ręce z rodzicami. Część wspomnień i wiedzy zniknęła, leki uciszyły ból, ale nie przywróciły jej dawnej radości.
Kilka lat później, pracując jako kasjerka w Biedronce, poznała Michała. Jego miłość wyleczyła jej serce i przywróciła chęć do życia. Wzięli ślub, a ich rodzinna codzienność zdawała się nie mieć granic.
Poczekaj chwilę, jestem już w drodze zawołała Lidia, wchodząc do klatki, gdzie stał Andrzej. Otworzyła drzwi do schowka i na najdalszej półce znalazła zakurzoną szkatułkę.
Trzymaj podała Lidia Andrzejowi starą szkatułkę, którą znalazła pod wanną po przeprowadzce rodziców. To jedyne, co pozostało po naszej miłości. Niech zostanie z tobą na zawsze.
Andrzej otworzył ją. Na dnie leżały roztrzaskane pierścionki. W jego głowie zabrzmiała stara melodia:
Pierścionek ślubny, nie zwykła ozdoba, dwa serca, jedno przeznaczenie
Ściskając w dłoni rozbite wspomnienia, stał pod bladym latarniowym światłem, rozważając, co naprawdę znaczy być.
Morał tej historii jest jasny: pamięć i przeszłość mogą ranić, ale jedynie poprzez akceptację i odpuszczenie możemy odnaleźć spokój i prawdziwą wartość własnego życia.











