Moje życie zniszczyła zazdrość pewnej kobiety — nikt nie zasługuje na taki los!
Nazywam się Andrzej Nowak, mieszkam w malowniczym miasteczku Kazimierz Dolny położonym na wzgórzach Lubelszczyzny. Wiele lat temu moje życie stało się koszmarem przez jedną kobietę, której zazdrość zatruła wszystko, co było mi drogie. Do dziś budzę się w nocy, słysząc echo tamtych dni, i pytam siebie: dlaczego los mi tak okrutnie dopiekł?
Wszystko zaczęło się, gdy znalazłem pracę w miejscowej szkole jako konserwator systemów grzewczych. Tam poznałem Olę — sprzątaczkę, samotną matkę z małą córką Kasią. Była cicha, skromna, miała zmęczone, ale pełne dobroci oczy. Zbliżyliśmy się z czasem — najpierw tylko się witaliśmy, później zaczęliśmy rozmawiać o życiu. niedługo przeprowadziłem się do niej. Wieczorami robiliśmy zakupy, razem gotowaliśmy kolacje, pomagałem jej w obowiązkach domowych. Stworzyliśmy prawdziwą, ciepłą rodzinę. W pracy nikt nie wiedział o naszym związku, choć jej koleżanki zauważyły, iż Ola się zmieniła: częściej się uśmiechała, promieniała od środka. Ale ona milczała, nie dzieląc się swoim szczęściem z innymi.
Po ośmiu miesiącach zaufała swojej koleżance, Elżbiecie. Od początku czułem, iż z nią coś jest nie tak — miała w sobie coś jadowitego. Elżbieta była kobietą łakomą na życie — miała męża, kochanka, ale wciąż było jej mało. Zerkała na cudze szczęście z takim zawiści, iż aż zgrzytała zębami. Nie rozumiałem, czemu zazdrości Oli, samotnej matce, kiedy sama miała pełne życie. Ale Elżbieta nie tylko zazdrościła — chciała nas zniszczyć. I, niestety, udało się jej to.
Elżbieta zaczęła mnie kokietować, prawie rzucała się na szyję. Mogłem ulec — była atrakcyjna — ale z Olą przysięgliśmy sobie wierność. Po co mi inna kobieta, jeżeli obok była taka, z którą czułem się na miejscu? Ola była cudowna — czuła, troskliwa, prawdziwa. Ale Elżbieta nie odpuszczała. Siejąc ziarna niezgody między nami, podpalała nasze najgorsze sprzeczki. Któregoś dnia nie wytrzymałem; po kolejnym krzyku wyszedłem, trzaskając drzwiami, i wróciłem do swojego dawnego mieszkania. Gniew i duma trzymały mnie z dala od Oli. W pracy mijaliśmy się, tęskniłem za nią aż bolało mnie serce, ale przed nią starałem się być niewzruszony.
Elżbieta natychmiast skorzystała z okazji. Kręciła się wokół mnie jak kot przy misce z mlekiem, otwarcie ze mną flirtując. Na imprezie urodzinowej dyrektora szkoły straciła wszelki wstyd — przytulała się do mnie, szeptała do ucha, podczas gdy Ola stała w kącie, zaciskając pięści. Jej wzrok mógłby spalić, ale odprawiłem Elżbietę i wróciłem do domu. Następnego dnia Kasia poważnie zachorowała — miała wysoką gorączkę. Ola poszła z nią do szpitala. Koledzy głosili, iż czuwała przy córce nocami, a dniami pracowała w szkole. Nie mogłem tego ignorować — wyobrażałem sobie, jak jest wyczerpana i sama, więc poszedłem do niej. Zaproponowałem, iż zaopiekuję się Kasią, tym bardziej iż dziewczynka od dawna nazywała mnie tatą. Choroba Kasi zbliżyła nas na nowo, i pewnego wieczoru Ola, patrząc mi w oczy, powiedziała: „Pobierzmy się.” Byłem w siódmym niebie.
Postanowiliśmy wziąć ślub za miesiąc. Ogłosiliśmy to kolegom z pracy, poczęstowaliśmy wszystkich cukierkami — wszyscy się uśmiechali, gratulowali, z wyjątkiem Elżbiety. Jej twarz skrzywiła się od złości, więc wymyśliła kolejne uderzenie. W szkole zbierano pieniądze na wycieczkę dla uczniów. Nagle część kwoty zniknęła i — niesłychane! — znaleziono ją w szafce Oli. Od razu wiedziałem, iż to sprawka Elżbiety. Uknuła to wszystko, by pogrążyć moją ukochaną w hańbie. Ola nie wytrzymałaby — panika, przesłuchania, a co z Kasią? Nie mogłem na to pozwolić. Powiedziałem, iż to ja wziąłem pieniądze i ukryłem u niej, wiedząc, iż nikt jej nie podejrzewa. Ola patrzyła na mnie jak na szaleńca, ale obstawałem przy swoim. Zostałem osądzony i skazany. Dla niej, dla Kasi wziąłem winę na siebie.
W więzieniu odwiedzała mnie — raz, drugi, trzeci. Pytała, czemu to zrobiłem, co się stało z pieniędzmi. Jej oczy błagały o prawdę, ale milczałem. Nie chciałem, by obwiniała się za moje kajdany. Potem przestała przychodzić. Moje serce się rozdzierało — straciłem ją, ale pogodziłem się z myślą, iż tak będzie lepiej. Dopiero później prawda wyszła na jaw. Elżbieta znów się na czymś złapała — ukradła pieniądze kolejny raz, a jej brudne interesy zostały ujawnione, włącznie ze sprawą z nami. Plotki dotarły do Oli, więc postanowiła mnie odwiedzić, powiedzieć, jak żałuje, iż nie uwierzyła. Ale los chciał inaczej. Samochód, którym jechała, uległ wypadkowi. Ola zginęła na miejscu. Moja miłość, moje życie odeszło na zawsze, zostawiając Kasię sierotą.
Teraz jestem na wolności, ale w środku czuję pustkę. Każdego dnia obwiniam się. Gdybym wtedy ujawnił podłość Elżbiety, może wszystko potoczyłoby się inaczej. Jej zazdrość zniszczyła moją rodzinę, moją nadzieję. Nikt nie zasługuje na taki los — ani ja, ani Ola, ani mała Kasia, która została sama na tym świecie. Chodzę ulicami Kazimierza Dolnego, a przed oczami mam jej uśmiech, jej głos. Wszystko mogło być inaczej, gdyby nie ta przeklęta zazdrość, która nas zniszczyła.