Zawsze porównywano mnie z siostrą: urodziny były kroplą przepełniającą czarę

polregion.pl 1 dzień temu

Od zawsze mama stawiała mi za wzór starszą siostrę, ale jej urodziny stały się tą kroplą, która przepełniła czarę goryczy.

Od dzieciństwa czułam, iż dla mamy byłam zawsze druga. Nie ostatnia – tylko właśnie druga. Za kimś lepszym, bardziej godnym podziwu, bardziej „właściwym”. Za moją starszą siostrą, Zofią. I mogłoby być inaczej – w końcu w każdej rodzinie dzieci są różne – ale mama uczyniła z naszych różnic przedstawienie, w którym ja grałam wieczną nieudacznicę, a Zosia – złotą dziewczynkę z pierwszych stron gazet.

Jak długo pamiętam, starałam się. Starałam się udowodnić mamie, iż też coś znaczę. Że nie jestem gorsza. Że zasługuję na jej dumę, na jej czułość, na jej ciepłe spojrzenie. ale każdy mój krok naprzód rozpływał się w próżni. Przynosiłam dyplomy z olimpiad – w odpowiedzi milczenie. Dostałam się na wymarzone studia – „Zosia skończyła z czerwonym paskiem, to dopiero sukces”. Znalazłam pracę po uniwersytecie – „a Zosia już ma męża i dzieci, a ty tylko te swoje papiery”. Ona – dom i rodzina, ja – kredyt i „bezcelowe ambicje”. Każde moje „udało mi się” rozbijało się o matczyne „no i co z tego?”.

Było mi boleśnie. Ciągle. Jakbym musiała bez końca tłumaczyć się za to, kim jestem. Jakby moich starań nigdy nie było dość, bo nie jestem taka jak Ona – Zosia. Jakby mojej miłości było za mało, by mama wreszcie zobaczyła we mnie nie tylko „tę drugą córkę”, ale po prostu córkę. Mimo to znosiłam to. Czekałam, iż może kiedyś… doceni.

Jesienią zeszłego roku mama przeszła na emeryturę. Pieniędzy ma niewiele, zdrowie szwankuje. Wzięłam na siebie rachunki, lekarstwa, zakupy. Pomagałam, jak umiałam, choć sama ledwo wiązałam koniec z końcem. Miesiąc temu zrobiłam w jej mieszkaniu remont – wymieniłam instalację elektryczną, tapety, kupiłam nową kuchenkę. Wydałam ostatnie oszczędności. Chciałam tylko, by było jej wygodnie.

Trzy dni później były jej urodziny. Nie miałam już złotówki na prezent. Ale przyszłam – z bukietem, tortem, szczerymi życzeniami. Przytuliłam ją, pocałowałam w policzek, życzyłam zdrowia. A ona… Wstała przed gośćmi i głośno zapytała:
— A gdzie podarek? Nie wiesz, iż na urodziny bez prezentu się nie przychodzi?

W pokoju zapadła cisza. Zrobiło mi się wstyd jak nigdy. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. I dopiero teraz zrozumiałam – to ta kropla, po której już nic nie będzie takie samo. Dość. Nie będę sięgać po jej miłość jak po słońce, które mnie nie ogrzewa. Nie będę już walczyć o uczucie, które może nigdy nie było dla mnie.

Nie jestem zła. Jestem zmęczona. I od dziś wiem – będę żyć dla siebie. Nie dla matczynych pochwał, nie dla porównań z „idealną siostrą”, nie dla aprobaty. Moje pieniądze, moje siły, mój czas – nie będą już marnowane na kogoś, kto wciąż widzi we mnie tylko „nie-Zosia”.

Czasem, by nauczyć się kochać siebie, trzeba przestać starać się o miłość innych. choćby tych, którzy dali ci życie.

Idź do oryginalnego materiału