Irena zawsze mówiła, co myśli, bez ogródek. Jej koledzy z pracy wiedzieli, iż nie ma u niej miejsca na dwuznaczności – prawda wyleciała z jej ust, czy ktoś chciał to usłyszeć, czy nie.
Na przykład – Ola cały poranek flirtowała z nowym informatykiem, a przy okazji gwałtownie ogarniała zamówienia. Biegała po biurze jak szalona, aż tu nagle Irena rzuca: *„Słuchaj, wiesz, iż jego żona jest teraz na porodówce?”* No i koniec zabawy. Flirt poszedł w diabły.
Albo Karolina, która od miesięcy próbowała rzucić palenie. Plasterki, cukierki, e-papierosy – nic nie działało. W końcu kupiła te „cudowne” elektryczne szlugi i co pół godziny wymykała się na dymka. Irena tylko uniosła brwi: *„Czy ty w ogóle widziałaś skład tej magicznej fajki? Bo ja nie. I nikt inny też. Zastanawiające, prawda?”*
Wszyscy omijali Irenę szerokim łukiem. Nikt nie chciał narazić się na jej cięty komentarz. A jej? W sumie było to obojętne. Prawda przecież nie przestaje być prawdą tylko dlatego, iż komuś nie pasuje. Tylko czy komukolwiek tej prawdy naprawdę było trzeba?
Gdy Irena wyjechała na staż za granicę, biuro odetchnęło z ulgą. Palili pod budynkiem, flirtowali z nowymi klientami, urządzali szalone piątkowe imprezy i całowali się w ciemnych kątach biura – żonaci i kawalerowie.
Po trzech tygodniach wróciła. Zwykle – w eleganckiej sukience, szpilkach, z ciężkim szlafrokowym zapachem perfum i pełnym makijażem. Tym razem? Wytarte jeansy, za duży sweter (co najmniej dwa rozmiary za duży), zero makijażu, włosy w niechlujny kok. Do tego przeciwsłoneczne okulary, których nie zdjęła, aż zniknęła w swoim gabinecie. I zamiast mocnych perfum – ledwo wyczuwalny aromat *Truth* od Calvina Kleina.
Co ważniejsze – nie zrugała sekretarki za brak dokumentów na porannym zebraniu. Nie skrzyczała informatyka, iż znów gada z żoną przez telefon. Przeszła obok prawnika grzebiącego w segregatorach, kompletnie go ignorując.
*Nie zdała stażu* – orzekł prawnik.
*Chyba jest chora* – zasugerowała sekretarka.
*Zakochała się!* – zaśmiała się Ola.
*No tak, dlatego ten sweter trzy razy za duży?* – skomentowała tłumaczka.
*Jakkolwiek było, za godzinę zebranie. Może lepiej się przygotować, zamiast plotkować?*
Ale godzina minęła, a Irena nie pojawiła się w sali konferencyjnej. Wszyscy czekali. Nerwowo.
Aż nagle informatyk, który wybrał miejsce przy oknie, krzyknął:
*Patrzcie! Tam jest!*
Wszyscy rzucili się do okna.
Po drugiej stronie ulicy była mała kawiarenka. Przy stoliku siedziała ich Irena… tylko jakaś inna. Nie dlatego, iż bez makijażu i z byle jakim kokiem zamiast eleganckiej fryzury. Nie. Tylko dlatego, iż naprzeciw niej siedział jakiś facet, coś jej opowiadał, a ona… się śmiała. **Ich** Irena. **Śmiała się**.
Całe biuro wpatrywało się w nią przez szybę, jakby chcieli się upewnić, iż to naprawdę ta sama Irena – zwykle ostra, zła, zirytowana. A teraz? Zupełnie inna.
*Słuchaj, Szymon, wiesz, po prostu nie znalazłam dziś rano swojej bluzki* – powiedziała cicho Irena i się uśmiechnęła. *Więc wciągnęłam twój sweter.*
*Wiesz, wolę, jak jesteś bez niego* – odparł facet.
Irena się zaczerwieniła i lekko uderzyła go pięścią w ramię.
*Przestań.*
*Nie mogę* – nachylił się do niej. *Musimy gwałtownie skończyć robotę i jechać do mnie. Albo do ciebie. Jak wolisz. Po tym, jak się poznaliśmy na lotnisku, wszystko się zmieniło.*
*Zgadzam się.*
*A tak w ogóle…* – szepnął, *to ten sweter masz na lewą stronę.*
*O, cholera!*
*W takim razie na pewno musimy jechać do mnie, żeby go zdjąć.*
Wybuchnęła śmiechem. Sięgnęła po telefon i wybrała numer.
W sali konferencyjnej wszyscy usłyszeli dzwonek na recepcji.
*Dzień dobry, firma XYZ! Pani Irena Kaczmarek? Dobrze. Aha… tutaj czekają na panią na zebraniu. Jak to, nie przyjdzie? Aha… chora? Oooo… zdrowienia!*
Sekretarka wpadła do sali.
*Nasza Irenka jest chora!*
*Widzimy* – mruknął informatyk. I wszyscy wpatrywali się w Irenę, która – wyraźnie zdrowa – wsiadała do samochodu z nieznajomym facetem. Zniknie na kilka dni. I lepiej do niej nie dzwonić.
*Dlaczego?* – zdziwiła się sekretarka.
*Kiedykolwiek przyszłaś do pracy w swetrze wywróconym na lewą stronę?* – uśmiechnęła się Ola. *Albo w okularach przeciwsłonecznych, żeby nikt nie widział, jak świetnie się bawiłaś w nocy? Jakby cię wszystko w pracy nagle przestało obchodzić, bo twoje myśli są gdzie indziej…*
Przekrzywiła głowę, a sekretarka powoli przetwarzała te informacje. Reszta też.
Ola wzruszyła ramionami i ruszyła do wyjścia.
*„ChW końcu wszyscy zrozumieli, iż choćby najtwardszy charakter może zmienić jedna prawdziwa miłość.