Zatrzymując samochód, pożegnał się z ukochaną i wrócił do domu

newskey24.com 1 dzień temu

Wysadziwszy kochankę z samochodu, Buczyński czule się z nią pożegnał i pojechał do domu. Pod blokiem na chwilę przystanął, ważąc w myślach, co powie żonie. Wszedł po schodach i otworzył drzwi.

— Cześć — powiedział Buczyński. — Halina, jesteś w domu?
— Jestem — odpowiedziała żona obojętnie. — Cześć. No to co, mam usmażyć kotlety?

Buczyński postanowił działać stanowczo — twardo, bez owijania w bawełnę! Zerwać z podwójnym życiem, póki na ustach jeszcze czuł gorące pocałunki kochanki, póki nie wciągnęła go z powrotem szara codzienność.

— Halina — Buczyński odchrząknął. — Przyszedłem ci powiedzieć… iż musimy się rozstać.

Wiadomość przyjęła ze spokojem. Halina Buczyńska rzadko traciła panowanie nad sobą. Kiedyś mąż choćby przezywał ją „Halina Lodowata”.

— To znaczy co? — zapytała Halina, stojąc w drzwiach kuchni. — Nie mam smażyć kotletów?
— Jak chcesz — odparł Buczyński. — Chcesz — smaż, nie chcesz — nie smaż. A ja odchodzę do innej kobiety.

Po takim oświadczeniu większość żon rzucałaby się na męża z patelnią w dłoni albo urządzała mu histeryczną scenę. Ale Halina nie należała do większości.

— Wielkie halo, aferka jak z przedszkola — powiedziała. — Przyniosłeś moje buty z naprawy?
— Nie — zmieszał się Buczyński. — jeżeli to takie ważne, zaraz pojadę do szewca i odbiorę!
— Ojej… — burknęła Halina. — Tak już z ciebie Buczyński. Poślesz głupiego po buty, to ci jeszcze stare przyniesie.

Buczyński się obraził. Wydawało mu się, iż ta rozmowa o rozwodzie nie przebiega tak, jak powinna. Brakowało emocji, krzyków, oskarżeń! Ale czego innego spodziewać się po żonie, którą nazywa się Halina Lodowata?

— Halina, chyba mnie nie słuchasz! — powiedział Buczyński. — Oficjalnie oświadczam, iż odchodzę do innej kobiety, zostawiam cię, a ty gadasz o jakichś butach!
— No właśnie — odparła Halina. — W przeciwieństwie do mnie, ty możesz iść, gdzie chcesz. Twoje buty nie są u szewca. To dlaczego nie masz odejść?

Żyli razem długo, ale Buczyński wciąż nie potrafił odgadnąć, kiedy żona żartuje, a kiedy mówi poważnie. Swego czasu zakochał się w niej właśnie za jej spokój, opanowanie i małomówność. Do tego dochodziła gospodarność Haliny i jej kształtne, przyjemne dla oka ciało.

Halina była twarda, lojalna i chłodna jak kotwica okrętu. Ale teraz Buczyński kochał inną. Kochał namiętnie, grzesznie i słodko! Trzeba było postawić kropkę nad „i” i wyruszyć w nowe życie.

— Słuchaj, Halina — powiedział Buczyński z nutką uroczystości i żalu. — Dziękuję ci za wszystko, ale odchodzę, bo kocham inną. A ciebie już nie kocham.
— No kurczę — odparła Halina. — Nie kocha mnie, menda zakuta. Moja mama, na przykład, kochała sąsiada. A tata kochał wódkę i brydża. I co? A jednak na świat przyszła taka wspaniała ja.

Buczyński wiedział, iż z Haliną trudno dyskutować. Każde jej słowo trafiało jak cios. Cały jego zapał gdzieś ulotnił się, ochota na awanturę minęła.

— Halinko, naprawdę jesteś wspaniała — cierpko powiedział. — Ale kocham inną. Kocham namiętnie, grzesznie i słodko. I zamierzam do niej odejść, rozumiesz?
— Do innej? — spytała żona. — Do tej Krysi Wąsik, co?

Buczyński cofnął się zaskoczony. Rok temu miał romans z Wąsik, ale nie sądził, iż Halina ją zna!

— Skąd ty ją…? — zaczął, ale urwał. — Nieważne. Nie, Halina, nie chodzi o Wąsik.

Halina zrobiła znudzoną minę.
— To może Ewa Rydz? Do niej się wybierasz?

Buczyńskiemu dreszcz przeszedł po plecach. Rydz też była jego kochanką, ale to już przeszłość. A jeżeli Halina wiedziała… dlaczego milczała? No tak, przecież to twarda babka, słowa nie wyciągniesz.

— Nie ta — odparł Buczyński. — Nie Rydz i nie Wąsik. To zupełnie inna, wspaniała kobieta, szczyt moich marzeń. Nie mogę bez niej żyć i do niej odchodzę. I nie próbuj mnie od tego odwieść!
— W takim razie pewnie Gabrysia — westchnęła żona. — Oj, Buczyński-Buczyński… głuptasie zryty. Cała Polska wie, a ty myślisz, iż tajemnica. Szczyt twoich marzeń to Gabriela Wójcik. Trzydzieści sześć lat, jedno dziecko, dwa poronienia… Zgadza się?

Buczyński złapał się za głowę. Strzał w dziesiątkę! Jego romans z Gabrielą Wójcik był właśnie ostatni.

— Ale jak? — wyjąkał. — Która cię wtajemniczyła? Śledziłaś mnie?!

— Proste, Buczyński — odparła Halina. — Moja droga, jestem ginekologiem z doświadczeniem. A ty zajmujesz się tylko ułamkiem kobiet w tym mieście, które ja znam… bardzo dokładnie. Wystarczy, iż na coś spojrzę, a od razu wiem, iż tam już byłeś, durniu jeden!

Buczyński zebrał się w sobie.
— Załóżmy, iż zgadłaś! — oświadczył. — choćby jeżeli to Wójcik, to nic nie zmienia. Odchodzę do niej.

— Buczyński, jesteś naiwny — powiedziała Halina. — Mogłeś mnie chociaż spytać! I tak ci powiem, nic nadzwyczajnego w tej Wójcik nie ma. Wszystko standard, z medycznego punktu widzenia. A historię choroby swojej „miłości życia” widziałeś?
— N-no nie… — przyznał.

— No właśnie! Po pierwsze, natychmiast idź pod prysznic. Po drugie, jutro zadzwonię do Romana, żeby cię przyjął na wizy— A po trzecie, Buczyński — dodała Halina, krzyżując ręce na piersi — zanim ruszysz do swojej nowej miłości, sprawdź lepiej, czy przypadkiem nie powinieneś zostać w domu i posłuchać, co stary lekarz ma ci do powiedzenia.

Idź do oryginalnego materiału