Zatrudniając Bogdana, przywieziono ukochaną z szpitala do domu z sąsiadem. „Będzie dobrze, kochanie – pocieszał żonę – tylko żyj. Po prostu siedź i rozmawiaj ze mną. Tylko żyj. Ja wszystko ogarnę. Tylko mnie nie opuszczaj, moja gołąbeczko…!”

polregion.pl 2 tygodni temu

Wypożyczył Janek samochód, gdy wylądowała ze szpitala, i przywiózł ją z sąsiadem do małego domku pod Krakowem. Wszystko będzie dobrze, pocieszał żonę, żyj tylko. Siądź, rozmawiaj ze mną, żyj. Poradzę sobie ze wszystkim. Nie zostawiaj mnie, mój gołębku

Grażyna, mając 35 lat, sądziła, iż nie zazna kobiecego szczęścia, ale los postanowił inaczej. Spotkali się, gdy oboje mieli już prawie czterdzieści lat. Janek był wdowcem od trzech lat. Grażyna nigdy nie była mężatką, choć urodziła syna. Mówi się, iż dla siebie sama. W młodości kochała przystojnego, ciemnowłosego Marka, który obiecał wziąć ją za żonę i oczarował młodą Grażynę. Została złapana w puste obietnice. Okazało się później, iż zalotnik z miasta był już żonaty.

Nawet żona Marka przychodziła do Grażyny, prosząc, by nie niszczyła czyjegoś domu. Młoda, niedoświadczona Grażyna poddała się, ale postanowiła nie porzucać dziecka.

Tak się stało. Grażyna urodziła Kacpra. Syn stał się jej jedyną pociechą i pociechą serca. Kacper był dobrze wychowany, uczył się pilnie. Po ukończeniu liceum wstąpił na Wydział Ekonomiczny Uniwersytetu Warszawskiego. Janek kilka razy odwiedzał Grażynę, choć ona wahała się, choć Janek się jej podobał. Grażyna wstydziła się własnego syna i pragnęła w końcu poczuć szczęście. Pewnego wieczoru Kacper podszedł do matki i powiedział: Mamo, nie chcę już w domu mieszkać. Wuj Janek jest niezawodnym mężczyzną, pod warunkiem, iż nie będzie cię ranił. Najważniejsze, żebyś była szczęśliwa. Syn Jana też nie miał nic przeciwko.

Zawarli więc małe święto, podpisali się, poślęgli wiersze. Grażyna pracowała w wiejskiej bibliotece, Janek był agronomem. Razem prowadzili gospodarstwo, trzymali bydło, orali pole. Kochały i szanowały się, choć los nie dał im wspólnych dzieci.

Obaj synowie wzięli śluby, czekali na wnuki. Na święta przygotowywali domowe jajka, mleko, śmietanę, wieprzowinę i kurczakiem. W ich domu zebrali się liczni goście, a Janek i Grażyna siedzieli przy stole, ciesząc się, iż mają z kim świętować.

Jednak nocą, kiedy staruszkowie położyli się spać, każdy w ciszy myślał: Zostanę pierwszy w tym świecie i nigdy nie poczuję się samotny.

Lata upływały, a pewnego ranka Grażynie zrobiło się niedobrze, gdy zaczęła gotować barszcz. Starsza kobieta upadła. Janek, przy pomocy sąsiadów, wezwał pogotowie. Lekarze stwierdzili udar. Wszystkie funkcje wróciły, oprócz jednej Grażyna nie mogła już chodzić. Kacper przyjeżdżał z żoną, przynosił pieniądze na leki i odjeżdżał.

Janek wypożyczył samochód, gdy wypisano Grażynę ze szpitala, i z pomocą sąsiada przywiózł ją do domu.

Wszystko będzie dobrze pocieszał żonę żyj tylko. Siedź, rozmawiaj ze mną, żyj. Poradzę sobie ze wszystkim. Nie zostawiaj mnie, mój gołębku

Janek starannie dbał o żonę. Po miesiącu siedziała już w fotelu, pomagała przy kuchni. Myliły ziemniaki i marchew, sortowały fasolę, choćby piekły chleb. Wieczorami rozmawiali, jak przetrwać zimę. Janek nie miał siły ciąć drewna.

Może dzieci przyprowadzą nas na zimę, a wiosną i latem znajdziemy spokój

W weekend przyjechał Kacper z żoną. Nowa zięta, Olga, obejrzała pokój i powiedziała:

Będziecie musieli się rozdzielić, nasza matka przyjedzie w przyszłym tygodniu. Przygotuję pokój i przybędę.

A ja? wyszeptał Janek. Nie rozstajemy się nigdy. Dzieci, co się stało?

To było, gdy mieliście siłę na gospodarstwo i mogliście sobie radzić, a teraz wszystko się zmieniło. Niech syn też cię zabierze. Nikt nie zabierze was razem.

Kacper i żona odjechali do domu. Janek i Grażyna westchnęli gorzko, zastanawiając się, co dalej. Każdy zasypiając, marzył, by nie budzić się już w tym świecie.

W kolejny weekend przyjechali obaj synowie, zbierali rzeczy. Janek stał przy łóżku Grażyny, patrzył na nią, wspominał młode lata i płakał. Przysunął się do chorej żony i szepnął:

Przebacz, Grażyno, iż tak się stało Niedostatecznie dbaliśmy o dzieci. Dzielą nas jak niepotrzebne kocięta. Przepraszam. Kocham cię

Grażyna chciała dotknąć jego policzka, ale nie miała siły. Janek odszedł

wypłukał łzy rękawem, a wsiadając do samochodu nie wytracał łez już więcej.

Syn z żoną i sąsiad pomogli wywieźć Grażynę, owinęli ją kocem i wynieśli z domu, nogami przed siebie. Chora kobieta uznała to za bardzo symboliczne. Grażyna nie opierała się, nie było jej, gdy odjechał Janek, i jedynie pragnęła nie przeżyć do wieczora.

Minął tydzień. Pewnego słonecznego, złotego, październikowego dnia, właśnie w dzień Wszystkich Świętych, ich sen się spełnił. Grażyna i Janek spotkali się w innym świecie

Idź do oryginalnego materiału