Zator na Drodze

polregion.pl 2 dni temu

**Korek**

Samochody stanęły w martwym punkcie, jeden za drugim, tworząc szczelny mur. Ani w przód, ani w tył—żadnego ruchu od dobrych pół godziny. Szyby pozamykane, bo klimatyzacja pracuje na pełnych obrotach. Na zewnątrz upał nie do zniesienia, ponad trzydzieści stopni, dokładnie jak zapowiedział IMGW.

Powietrze nad rozgrzanym asfaltem falowało, tworząc gorące miraże. W środku toyoty panował przyjemny chłód, ale siedzenie w bezruchu, wpatrywanie się w ten nieruchomy kadr—to już zaczynało męczyć.

Wiera odkręciła plastikową butelkę i pociągnęła kilka łyków. Dariusz zauważył, iż wody zostało może ze trzecia część. Wiera piła regularnie, nie proponując mu ani razu. Odrzuciłby, oczywiście, ostatni łyk oddałby jej bez wahania. Ale ona zachowywała się, jakby w samochodzie był tylko on—niewidzialny.

—Ile to jeszcze potrwa? —zapytała Wiera, rozdrażniona.

To były pierwsze słowa, które padły od ich wyjazdu z działki. Jej milczenie było gorsze niż krzyk. Lepiej, żeby wrzeszczała. Nigdy się nie kłócili, ale jeżeli już—Wiera milkła na godziny, a czasem i dni, całym sobą pokazując, iż to jego wina. Przyznawał się, przepraszał, słuchał jej monotonnych pretensji, aż w końcu się godzili.

—Co tak siedzisz? Zrób coś! —rzuciła kolejny raz, jakby to on odpowiadał za korek na obwodnicy.

Tym razem milczał. Nie wiedział, co powiedzieć.

—Po co w ogóle jechaliśmy na tę głupią działkę? Ty jeszcze, ale ja? Żeby siedzieć po drugiej stronie płotu, gdy ty miziałeś się z córką? Lepiej byłoby pójść na zakupy. Albo z Niną do kawiarni, zjeść lody. —Wiera prychnęła nosem.

—No proszę, zatkany nos. Brakowało tylko, żebym się rozchorowała od tej klimy. —znowu jęknęła.

Dariusz wyłączył klimatyzację.

—Żartujesz sobie? Auto w minutę zmieni się w piekarnik. Chcesz, żebyśmy się tu ugotowali albo udusili? —oburzyła się.

Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek tyle mówiła. Zaniepokoiło go to. Ale nie odezwał się, tylko ponownie włączył klimę. Przed nimi między samochodami szedł mężczyzna—zanim dotarł do toyoty Dariusza, wsiadł do auta w sąsiednim rzędzie.

—Widziałeś? Pewnie szedł sprawdzić, o co chodzi. Może wie, dlaczego stoimy? —zauważyła Wiera.

—Może. —przytaknął.

—No to czemu siedzisz? Idź, dowiedz się. —powiedziała, choćby na niego nie patrząc.

—Co mam się dowiedzieć? Korek może ciągnąć się kilometrami. Myślisz, iż on w pół godziny tam doszedł i wrócił? Wątpię. —Spojrzał na nią i znowu poczuł się winny.

—Nie no, ale nie będziemy tu stać w nieskończoność. W końcu ruszymy. Wszyscy spokojnie czekają. To obwodnica, a nie jakaś zapyziała droga. Pewnie pół Warszawy stoi. —Urwał. Wiera też milczała, wpatrzona przed siebie.

—Dobra. —Wysiadł z samochodu.

Rozejrzał się—sznur aut ciągnął się tak samo z przodu, jak i z tyłu. Tamten facet chyba wsiadł do czerwonego auta. Zapukał w szybę, która opadła do połowy.

—Przepraszam, pan szedł tam? Wie pan, dlaczego stoimy? —zapytał kierowcę.

—Wygląda na to, iż cała obwodnica stoi. Nikt nie wie. Może wypadek albo zamach.

Nic nowego. Sam to przeczuwał. Na zewnątrz upał był nie do wytrzymania, jak w saunie. Gdy stał pochylony przy oknie, koszula na plecach zrobiła się mokra i oblepiła go nieprzyjemnie. Wrócił do toyoty. W radiu leciały wiadomości—ani słowa o korku na obwodnicy.

—No i? Dowiedziałeś się czegoś? —niecierpliwie zapytała Wiera.

—Nie. Wszystko stoi dalej. Ktoś mówił o zamachu.

—Wiedziałam. Po co cię w ogóle słuchałam? —jęknęła.

Dariusz się z nią zgodził. Nie powinien był namawiać jej na ten wyjazd. Sam by nie utknął w korku—zostałby z córką na działce, tak jak ona chciała. Wróciłby wieczorem, gdy zrobiłoby się chłodniej. Do tego czasu korek by się rozładował.

A wszystko zaczęło się tak pięknie…

***

Dariusza obudził dźwięk telefonu. Nie spojrzał na wyświetlacz, zaspany, i odebrał.

—Tato, przyjedziesz? —usłyszał głos Alicji.

—Cześć. Zapomniałeś, iż twoja córka ma dzisiaj urodziny? —To już mówiła była żona. —Założę się, iż choćby prezentu jeszcze nie kupiłeś. —W jej głosie było pełno pretensji.

—Nie, pamiętam, właśnie wyjeżdżam —pospieszył się i otworzył oczy.
Słońce już było wysoko. Odsunął telefon od ucha—na ekranie widniała godzina: wpół do dziesiątej. O urodzinach córki pamiętał jeszcze wczoraj wieczorem. Ale potem poszli zAle potem poszli z Wierą do klubu z przyjaciómi i wszystko wyleciało mu z głowy, a teraz stał w samochodzie, patrząc, jak jej sylwetka znika w oddali, i wiedział, iż to koniec.

Idź do oryginalnego materiału