Zatopiony w bagnach dom

polregion.pl 2 godzin temu

Dom na skraju bagna

Alina stała pośród zarośniętego podwórka, po pas w łopianie i pokrzywach, patrząc na pochyloną chatkę z odpryskającą tabliczką: w. Mechowo, ul. Łąkowa, 1. Powietrze pachniało bagnem, mokrym drewnem i… wspomnieniami.

W dzieciństwie spędzała tu każde lato u babci Bronisławy twardej staruszki z srebrnym warkoczem i donośnym głosem. Pieczono wtedy pierogi z jeżynami, parzono ziołowe herbaty, a babcia umiała czytać sny i szeptać zaklęcia na kurzajki. Tu mieszkają leśne duchy mawiała. Nie tkwią tych, co z dobrem przychodzą. Alina wierzyła w to wtedy.

Teraz miała trzydzieści jeden lat. I znów tu była. Po dziesięciu latach związku z Krzysztofem, który odszedł do młodej trenerki fitness, i pracy w korporacji, która wyssała z niej całą radość, nagle zrozumiała: jeżeli teraz nie zawróci, będzie za późno. I zawróciła. Prosto na polną drogę.

Dom odziedziczyła po babci. Matka chciała sprzedać go za grosze sąsiadowi myśliwemu, ale Alina odmówiła. Powiedziała: sama się tym zajmie. Znowu swoje rzuciła matka.

Pierwszego dnia Alina tylko myła podłogi. Z desek spływała czarno-zielona maź, jakby dziesięciolecia zmęczenia znikały w wiadrze. Potem wyczyściła piec, otarła kurz z obrazów, przepędziła myszy. W nocy zasnęła, otulona starym kocem babci. Śnił jej się dom ciepły, żywy. Jakby babcia przytuliła ją i szepnęła: Nie bój się. Tu są twoje korzenie.

W trzecim tygodniu do Mechowa przyjechała delegacja: matka, ciotka Irena i kuzyn Władek.

Pomyśleliśmy zaczęła matka, lustrując ganek z wyrazem obrzydzenia. Skoro babcia była jedna na wszystkich, dom też trzeba podzielić.

No przytaknął Władek, grzebiąc czubkiem buta w ziemi. Można tu zrobić bazę myśliwską. Już pytałem o ceny.

Alina wytarła ręce w fartuch i wyszła na ganek.

Witajcie. Tyle iż bazy tu nie będzie. Babcia zapisała mi dom za życia. Testament jest u notariusza.

Alina, nie histeryzuj! podniosła głos ciotka. Ty jesteś sama, a Władek ma rodzinę! Jemu bardziej się przyda!

jeżeli się nie mylę, Władek ma trzy kredyty i alimenty. To jego problem. A dom jest mój. I koniec.

Popatrzcie na nią! wrzasnęła matka. Mieszka tu jak jakaś bagienna wiedźma, a na rodzinę rękę podnosi!

Rękę podnosiliście wy, gdy w dzieciństwie biliście mnie za podkradnięty placek rzuciła sucho Alina. A teraz, jeżeli łaska, opuśćcie moje terytorium.

Krewni odeszli, tupiąc głośno. Władek, odjeżdżając, celowo uderzył zderzakiem w furtkę.

Tej nocy, gdy Alina już miała się położyć, pod podłogą coś zaskrzypiało. Potem jeszcze raz. Jakby ktoś chodził w piwnicy.

Zeszła z latarką. Szpara między deskami w spiżarce była szeroka, a snop światła odsłonił coś błyszczącego. Alina odsunęła deskę. Pod nią skrzynia. Owinięta w ceratę.

W skrzyni paczka listów. Babci. Niektóre adresowane do niej, do Aliny.

Jeśli to czytasz znaczy, iż zostałaś. Wiedziałam, iż wrócisz. Tu jest twoja siła. Pamiętaj: w tym domu są twoje korzenie, twoja krew i twoja prawda. Starczy ci odwagi, by być sobą. Tylko się nie bój. Ani ludzi, ani bagien. Ludzie są gorsi.

Listy były jak pamiętnik. Babcia pisała o snach, o duchach, które ją nawiedzały, o rodzinie, którą tolerowała, ale nie kochała. I o kobiecie imieniem Krystyna, z którą żyła kiedyś, w latach czterdziestych. Nazywałyśmy się siostrami. Wtedy inaczej nie wolno było. Alina wczytała się. Jej serce drgnęło. Czyżby babcia…

Po tygodniu do wsi przyjechała ekipa remontowa: kobieta po czterdziestce z niebieskimi włosami, korpulentny mężczyzna w krótkich spodniach i dwójka nastolatków.

Cześć, jestem Kasia przedstawiła się niebieskowłosa. Jestem konserwatorką. Pisałaś w grupie, iż chcesz odnowić elewację tradycyjną metodą? To nasza specjalność.

Alina skinęła głową. Od razu polubiła tych ludzi. Mieszkali w namiotach za domem, śmiali się, śpiewali przy ognisku. Pewnego wieczoru Alina przeczytała na głos babcine listy. Goście słuchali, wstrzymując oddech.

Wiesz odezwał się korpulentny to jakby ci przekazała głos. Gdy czytasz, słyszę ją. Jakby tu była.

Jest powiedziała Kasia. To przecież Mechowo. Tu granice są cieńsze niż w mieście.

Nazajutrz przyjechał Władek. Sam. Z butelką.

Pogadać rzekł z ganku. Można?

Alina niechętnie skinęła. Usiadł przy piecu, rozejrzał się, westchnął.

Nie miej do mnie żalu. To matka mnie napuściła. Mnie tam nie zależy. Sam nie wiem, czego chcę. Miasto mnie męczy. Robota do niczego. Żona odeszła. A ty szczęśliwa jesteś?

Alina nalała mu herbaty. Władek przytknął kubek do ust i nagle rozpłakał się.

Wiesz, ja też tu bywałem. Latem. Babcia piekła ze mną pierogi. A ja myślałem, iż mnie nie lubi. A teraz choćby się nie pożegnałem.

Alina milczała. Potem sięgnęła po album babci. Na zdjęciu Władek, sześciolatek z garstką jeżyn w dłoni.

Kochała wszystkich. Tylko inaczej. Ale ty musisz wybrać: jesteś moim bratem czy moim grabieżcą?

Władek odszedł. Butelki nie zabrał.

Jesień w Mechowie zaczęła się od przymrozków. Trawa pokryła się szronem, bagna ucichły. Dom był prawie gotowy. Alina piekła już pierogi. Sąsiedzi zaglądali. Czasem przyjeżdżali ci, co czytali jej bloga: Jak zacząć od nowa wśród pokrzyw i pieca. Pisała o domu, listach, babci. Pewnego dnia dostała komentarz:

Witam. Jestem wnuczką Krystyny. Tej samej. Możemy przyjechać?

Przyjechali. Kobieta pięćdziesięcioletnia z krótką fryzurą i jejAlina spojrzała na zachodzące słońce, czując, iż w końcu znalazła swoje miejsce na świecie, gdzie przeszłość i przyszłość splatały się w ciepłym, bezpiecznym domu, który stał się przystanią nie tylko dla niej, ale dla wszystkich, którzy potrzebowali zaczerpnąć oddechu prawdziwego życia.

Idź do oryginalnego materiału