„Zatańcz ze mną”
Dominika bardzo spodobała się Wojtkowi. Piękna, szczupła blondynka o brązowych oczach. Od razu zwrócił na nią uwagę, gdy tylko zaczęła pracę w ich biurze.
Żeńska część zespołu podchodziła do niej z rezerwą i podzieliła się na dwa obozy. Jedni twierdzili, iż farbuje włosy – nie ma brązowych oczu u naturalnych blondynek. Drudzy upierali się, iż to tylko kolorowe soczewki. Czas mijał, a kolor włosów się nie zmieniał. Czasami Dominika zakładała okulary podczas pracy. Po co okulary, jeżeli ma soczewki?
Uwodziciel Krzysiek też zauważył Dominikę, ale – w przeciwieństwie do nieśmiałego Wojtka – od razu zaczął się nią opiekować. Raz zapraszał na kawę w przerwie obiadowej, raz przynosił jej kubek do biura. A gdy zaproponował, iż podwiezie ją samochodem, serce Wojtka niemal pękło z zazdrości.
Gdzie Wojtkowi mierzyć się z Krzyśkiem? Tamten to prawdziwy przystojniak, który przyciągał kobiece spojrzenia. Umiał skomplementować tak, iż dziewczyny mdlały z zachwytu. Znał masę dowcipów i potrafił je opowiadać. Prawda była taka, iż po zdobyciu serca Krzysiek gwałtownie tracił zainteresowanie i przerzucał się na kolejne ofiary. Tym razem adorował Dominikę, zostawiając za sobą Magdę, która w toalecie wylewała łzy i knuła plan zemsty.
Wojtek zaś był postawnym, rumianym niezdarą w obszernych ubraniach i okularach w rogowej oprawce. I nazwisko miał odpowiednie – Brzózka. Tak samo nieśmiały, z naiwnym spojrzeniem jak jego imiennik z klasycznej polskiej literatury. Ale za to Wojtek znał się na komputerach. Potrafił rozwiązać każdy problem, no, prawie każdy. Za to wszyscy go doceniali.
„Wojtek, pomóż!”
„Mój komputer się zawiesił…”
„Wojtuś, pomożesz zmontować wideo?”
Wojtek siadał przy klawiaturze, jego palce biegały po klawiszach i zaraz wszystko było naprawione, prezentacja gotowa, film zmontowany.
„Wojtek, wielkie dzięki!” – mówiła Ola czy Ania, cmokając go w policzek, przez co czerwieniał i się peszył.
„Brzózka, tyś jest geniusz! Ja bym się męczył cały wieczór, a ty w pół godziny ogarnąłeś. Naleję ci wódki!” – obiecywał któryś z kolegów i oczywiście zapominał.
Wojtek nie pił. Wolał podziękowania od dziewczyn.
Tak naprawdę nazywał się Wojciech, ale jakoś tak przyczepiło się do niego „Wojtek”. Wściekał się, mówił, iż ma na imię Wojciech, ale to i tak nic nie dawało.
„Daj spokój, nie irytuj się, fajne imię. Pasuje ci” – mówił Krzysiek, klepiąc go po ramieniu. I Wojtek nie wiedział, czy to komplement, czy Krzyśka po prostu bawi jego koszula w kratę.
Nie był bogatym dziedzicem jak bohater powieści. Matka wychowywała go sama. Gdy Wojtek dorósł i zapytał o ojca, nie kłamała. Powiedziała, jak było. Że urodziła go dla siebie, pod koniec swojej krótkiej młodości. Była drobna, chuda i nieładna.
Pewnego dnia koleżanka z pracy zaprosiła Dominikę do siebie. Tam poznała młodego chłopaka. Wszystkie kobiety były zamężne, oprócz Dominiki. Musiał ją odprowadzić. Dominika nie straciła głowy i zaprosiła go na kawę. A potem… Nigdy nikomu nie powiedziała, od kogo zaszła w ciążę. Chłopak był prawie dwukrotnie młodszy – po co miałaby psuć mu życie? Gdy urodził się chłopiec, nazwała go Wojciechem, na cześć swojego ojca.
Wojtek rósł spokojny i bystry, nie sprawiając kłopotów. Już w szkole interesował się komputerami. Ale nie grał jak reszta chłopaków, tylko próbował zrozumieć, jak to wszystko działa. gwałtownie pojął, iż można choćby zarabiać. Tylko potrzebny był lepszy sprzęt. I Dominika wzięła kredyt, kupiła ukochanemu synowi drogi procesor, duży monitor. Czego się nie robi dla jednego dziecka?
Po szkole Wojtek dostał się na studia informatyczne. Zaczął zarabiać nie grosze, jak wcześniej, ale całkiem przyzwoite pieniądze. Matka była z niego dumna i uwielbiała go. Nie pił, nie włóczył się po klubach, nie brał udziału w bójkach, siedział w domu i pracował.
Gdy Wojtek zaczął dobrze zarabiać, Dominika przeszła na emeryturę i poświęciła się opiece nad synem. Gotowała dużo i smacznie, piekła ciasta. Wojtek jadł i tył. Ze sportem nie był za pan brat, całe dni spędzał przed monitorem, więc stał się takim samotnikiem.
Jak każda matka, Dominika marzyła o dobrej żonie dla syna, o wnukach. Próbowała go swatać z córkami znajomych. Ale Wojtka dziewczyny nie interesowały. Dominika była pierwszą, na którą zwrócił uwagę. Co tam zwrócił – stracił sen i apetyt. Ściągał jej zdjęcia z social mediów i godzinami się w nie wpatrywał. A ona go choćby nie zauważała.
Pewnego dnia Wojtek przyszedł do pracy wcześniej i… unieruchomił komputer Dominiki. No bo jak bez niego? Wszystko stanęło, a tu szef domaga się raportu.
„Pomóż!” – przybiegła Dominika do Wojtka.
On z poważną miną grzebał w komputerze, usuwając program, który sam wcześniej zainstalował. Dominika nerwowo gryzła usta. W końcu Wojtkowi znudziło się testowanie jej cierpliwości – usunął program i wstał.
„Co, nie udało się?” – spytała zrezygnowana.
„Możesz pracować. Wszystko naprawiłem” – odparł z wyższością.
„Naprawdę? Wielkie dzięki! Żądaj, co chcesz” – rzuciła nierozważnie w przypływie wdzięczności.
„Co chcesz?” – Wojtek spojrzał na nią dziwnie. Dominika zrozumiała, iż powiedziała za dużo.
„No… W granicach rozsądku. Chcesz, pójdziemy do kina? Albo na kolację?”
„Wszystkie filmy już widziałem, choćby te, których jeszcze nie wyświetlają. Niedługo mamy świąteczne spotkanie firmy. Zatańczysz ze mną?”
„Z tobą? A ty umiesz?” – spytała zaskoczona. „Dobrze, obiecuję” – dodała już mniej pewnie.
Tydzień później, na imprezie, gdy już wszyscy wypili, zjedli i przyszła pora na tańce, Wojtek podszedł do Dominiki. Nie zdążył otworzyć ust, gdy podbiegł Krzysiek, porwał ją i wciągnął w wir tańca. Wojtek patWojtek zrozumiał w końcu, iż prawdziwe szczęście znalazł w oczach Lory, która od początku wierzyła w niego, a nie w niedostępnej Dominice, która tylko obiecywała.